[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wygl¹daj¹ bardzo ³adnie - rzek³a.- O, tak - zgodzi³ siê Galaad - bardzo ³adnie.- Czy mog³abym daæ ci coœ do jedzenia? - spyta³a.Pokrêci³ g³ow¹.- Kawa³ek keksu — zdecydowa³a.- W tej chwili mo¿esz myœleæ, ¿e ci siê nieprzyda, ale za kilka godzin podziêkujesz mi za niego.Powinieneœ te¿ chybaskorzystaæ z toalety.Daj mi go, zapakujê ci.Pokaza³a mu drogê do niewielkiej ³azienki na koñcu korytarza i pomaszerowa³a dokuchni, trzymaj¹c w rêku Graala.W spi¿arni przechowywa³a œwi¹teczny papier.Zapakowa³a weñ Graala i przewi¹za³a paczkê sznurkiem.Potem odciê³a gruby kawa³keksu i schowa³a do br¹zowej, papierowej torby wraz z bananem i kawa³kiemtopionego sera.Galaad wróci³ do niej.Wrêczy³a mu torbê i œwiêtego Graala.Potem stanê³a napalcach i uca³owa³a go w policzek.- Mi³y z ciebie ch³opiec - rzek³a.- Uwa¿aj na siebie.Uœcisn¹³ j¹, a ona wyprowadzi³a go z kuchni i zatrzasnê³a za nim tylne drzwi.Nala³a sobie kolejn¹ fili¿ankê herbaty i zaczê³a cicho p³akaæ, ocieraj¹c oczypapierow¹ chusteczk¹.Têtent kopyt oddala³ siê w g³¹b Hawthorne Crescent.W œrodê pani Whitaker nie wychodzi³a z domu.W czwartek wybra³a siê na pocztê, by odebraæ emeryturê.Potem wpad³a do sklepuOxfam.Nie zna³a stoj¹cej za lad¹ kobiety.- Gdzie Marie? - spyta³a.Kobieta przy kasie - siwe w³osy zabarwione b³êkitn¹ p³u-kartk¹, niebieskieokulary z brylancikami w k¹cikach - potrz¹snê³a g³ow¹ i wzruszy³a ramionami.- Wyjecha³a z m³odym mê¿czyzn¹ - oznajmi³a.- Na koniu, Coœ takiego.Dziœpowinnam pracowaæ w sklepie w Heathfield.Musia³am prosiæ Johnny'ego, ¿eby mnietu przywióz³, póki nie znajdziemy kogoœ na zastêpstwo.- Ach tak - mruknê³a pani Whitaker.- To mi³e, ¿e znalaz³a sobie m³odzieñca.- Dla niej mo¿e mi³e - odpar³a kobieta przy kasie.- Ale niektórzy z naspowinni byæ dziœ w Heathfield.Na pó³ce w g³êbi sklepu pani Whitaker znalaz³a zaœniedzia³y srebrny przedmiot zd³ugim dzióbkiem.Wyceniono go na szeœædziesi¹t pensów; tak przynajmniejg³osi³a ma³a papierowa nalepka.Przedmiot przypomina³ sp³aszczony, wyd³u¿onyimbryk.Wziê³a te¿ now¹ powieœæ, której nie czyta³a, zatytu³owan¹ lej niezwyk³a mi³oœæ.Po³o¿y³a obie rzeczy przed kobiet¹.- Szeœædziesi¹t piêæ pensów, moja droga - oznajmi³a tamta, podnosz¹c srebrnybibelot.- Zabawny drobiazg, prawda? Dostaliœmy go dziœ rano.- Jedn¹ œciankêprzedmiotu pokrywa³y wygrawerowane chiñskie znaki.Mia³ te¿ elegancki wygiêtyuchwyt.- To chyba pojemnik na oliwê?- Nie, to nie pojemnik na oliwê - odpar³a pani Whitaker, która dok³adniewiedzia³a, z czym ma do czynienia.- To lampa.Do uchwytu lampy br¹zowym sznurkiem przywi¹zano ma³y metalowy pierœcieñ.- Po zastanowieniu - doda³a pani Whitaker - wezmê chyba tylko ksi¹¿kê.Zap³aci³a piêæ pensów i odstawi³a lampê tam, gdzie j¹ znalaz³a.Ostatecznie,pomyœla³a pani Whitaker w drodze do domu, i tak nie mia³abym jej gdziepostawiæ.MIKO£AJ BY£.starszy od grzechu, a jego broda nie mog³a ju¿ bardziej posiwieæ.Chcia³umrzeæ.Krasnale, ¿yj¹ce w jaskiniach Arktyki nie zna³y jego jêzyka, rozmawia³y jednakwe w³asnej szczebiotliwej mowie, i kiedy nie pracowa³y w fabrykach, odprawia³yniezrozumia³e rytua³y.Ka¿dego roku zmusza³y go, mimo protestów i p³aczu, do j wyjœcia w Wieczn¹ Noc.Podczas swoich podró¿y zatrzymywa³ siê obok ka¿dego dziecka na œwiecie izostawia³ mu przy ³Ã³¿ku niewidzialny krasnoludzki prezent.Dzieci spa³y,uwiêzione w czasie.Zazdroœci³ Prometeuszowi i Lokiemu, Syzyfowi i Judaszowi.Jego kara by³aciê¿sza.Ho.Ho.Ho.CENAW³Ã³czêdzy i wagabundzi maj¹ swoje znaki, które zostawiaj¹ na s³upach bram,drzewach i drzwiach, informuj¹c pobratymców o tym, jacy ludzie mieszkaj¹ wdomach i na farmach.Podejrzewam, ¿e koty tak¿e musz¹ stosowaæ podobne znaki.Jak inaczej wyjaœniæ, czemu tak wiele z nich zjawia siê w ci¹gu roku podnaszymi drzwiami, wyg³odnia³ych, zapchlonych i porzuconych?Przyjmujemy je, pozbywamy siê pche³ i kleszczy, karmimy i zabieramy doweterynarza.P³acimy za szczepienia i o hañbo, ka¿emy je kastrowaæ.One zaœ zostaj¹ z nami: kilka miesiêcy, rok, a czasem na zawsze.Wiêkszoœæ zjawia siê w lecie.Mieszkamy na wsi, dok³adnie w takiej odleg³oœciod miasta, by jego mieszkañcy porzucali zwierzêta akurat w naszej okolicy.Nigdy nie zdarzy³o siê nam mieæ wiêcej ni¿ osiem kotów, rzadko miewamy mniejni¿ trzy.Aktualna kocia populacja w naszym domu wygl¹da nastêpuj¹co: Hermionai Str¹czek, bura i czarna, szalone siostry, mieszkaj¹ce w mym gabinecie nastrychu i nie zadaj¹ce siê z reszt¹ pospólstwa; Œnie¿ynka, b³êkitnookad³ugow³osa bia³a kotka, która ca³e lata ¿y³a na swoboy dzie w lesie, nim wkoñcu zrezygnowa³a z wolnoœci, przedk³adaj¹c nad ni¹ miêkkie kanapy i ³Ã³¿ka; iwreszcie ostatnia, ale i najwiêksza, Mufka, przypominaj¹ca poduszkê, d³ugow³osaszylkretowa córka Œnie¿ynki, pomarañczowo-czamo-bia³a, któr¹ znalaz³em jakomaleñkie koci¹tko w naszym gara¿u, podduszo-n¹ i niemal martw¹, z g³ow¹wsuniêt¹ w star¹ siatkê do badmintona, i która zaskoczy³a nas, nie umieraj¹c,lecz wyrastaj¹c na najpoczciwszego kota, jakiego zdarzy³o mi siê poznaæ.No i jest jeszcze czarny kot, który nie ma innego imienia.Nazywamy go CzarnymKotem.Zjawi³ siê u nas nieca³y miesi¹c temu.Z pocz¹tku nie zorientowaliœmysiê, ¿e zamierza u nas zamieszkaæ.Wygl¹da³ zbyt dobrze jak na bezpañskiezwierze, by³ zbyt stary i ¿wawy jak na porzuconego.Przypomina³ ma³¹ panterê.Porusza³ siê niczym plama ciemnoœci.Pewnego dnia, latem, dostrzeg³em go przyczajonego na zrujnowanej werandzie: naoko oœmio- lub dziewiêcioletniego ko-cura o zielonoz³otych oczach, bardzoprzyjaznego i bardzo spokojnego.Uzna³em, ¿e pewnie nale¿y do jakiegoœ rolnikab¹dŸ rodziny z s¹siedztwa.Wyjecha³em na kilka tygodni, aby skoñczyæ ksi¹¿kê, a kiedy wróci³em, on nadalsiedzia³ na werandzie, na starym kocim pos³aniu, które znalaz³o mu jedno zdzieci.Zmieni³ siê jednak niemal nie do poznania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]