[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Có¿, topierwsza dobra wiadomoœæ, jak¹ us³ysza³em dzisiaj.Musimy tylko trzymaæ Kujotaz dala od niewinnych przechodniów przez dwadzieœcia cztery godziny.I koniec.George Tysi¹c Mian otrzepywa³ swoj¹ kurtkê.— Obawiam siê, ¿e nie, poruczniku.Bez wzglêdu na wasze wysi³ki Kujot z pewnoœci¹ odnajdzie sw¹ krew.— A jego twarz? — powiedzia³em.— Jego twarz by³a na ko³atce.— Jej te¿ pójdzie szukaæ.— Ale w³aœnie pos³a³em po ni¹ Jane.George Tysi¹c Mian spojrza³ na mnie z absolutnie powa¿n¹ twarz¹.— Pos³a³ panJane po ko³atkê? Mówi pan serio?Poczu³em, ¿e panikujê.— No jasne, myœla³em, ¿e gdyby nie dosta³ swej twarzy.George Tysi¹c Mian powiedzia³: — Wielki Duchu, miej nas w opiece.Je¿eli Kujotj¹ z tym przy³apie, nie bêdzie mia³a najmniejszej szansy.Porucznik Stroud podszed³ do nas zniecierpliwiony.— Przepraszam, ¿eprzeszkadzam w z³owieszczych przestrogach, ale o co panu chodzi³o, gdy mówi³pan o krwi? Powinna byæ ju¿ teraz zamkniêta w Redwood City, czy¿ nie? W jakisposób Kujot mia³by j¹ odnaleŸæ, czy dostaæ w swe rêce?— Poruczniku — powiedzia³em równie z³oœliwie — Kujot w³aœnie przeszed³ przeztrzycalowe zbrojone szk³o.— Pana nie pyta³em — odparowa³ ostro porucznik Stroud.— Pyta³em naszegomiejscowego eksperta.— Có¿, odpowiedŸ na pana pytanie zawiera siê w fakcie, ¿e Kujot jest w pewnymsensie potwornym psem — powiedzia³ George Tysi¹c Mian.— Ma nadprzyrodzonyzmys³ s³uchu i zmys³ wêchu.Stare legendy mówi¹, ¿e gdy Panna NiedŸwiedziaukry³a siê w pieczarze, Kujot wyw¹cha³ j¹ przez lit¹ ska³ê na odleg³oœædziesiêciu d³ugoœci oszczepu i zniszczy³ pieczarê oraz po³owê góry, ¿ebyodnaleŸæ sw¹ NiedŸwiedzicê.Podobno to zdarzy³o siê na Nacimiento Peak wielelat temu, dawniej nawet, ni¿ mo¿e siêgaæ pamiêæ Indian Navaho.Porucznik Stroud mia³ ponur¹ minê.— Dziêkujê za optymistyczn¹ prognozê.— I co teraz pan zrobi? — zapyta³em go.— Pierwsz¹ rzecz¹, cholera, któr¹ zrobiê, to wezwê brygadê antyterrorystyczn¹.Odnajdziemy tego stwora, czymkolwiek jest, i poczêstujemy czymœ podobnym dotego, co nam w³aœnie zaserwowa³.— Poruczniku — wtr¹ci³ George Tysi¹c Mian.— Myœla³em, ¿e jest pan cz³owiekiemna poziomie.A przynajmniej na wy¿szym ni¿ wiêkszoœæ policjantów.— Co pan chce przez to powiedzieæ?Stary Indianin popatrzy³ zimno na detektywa.— Wasz zmasowany ogieñ jest tubezu¿yteczny.Czy polowa³by pan na lisa czo³giem albo strzela³ do komara zpistoletu maszynowego? Kujot jest zbyt sprytny, poruczniku, zbyt silny inieuchwytny.Trzeba go wytropiæ tak, jak tropili go dawni bogowie,wykorzystuj¹c jego ¿¹dzê i pró¿noœæ i powoduj¹c, aby sam siebie zniszczy³.— ¯artuje pan? Kiedy bêdê sporz¹dza³ raport, muszê wymieniæ natychmiastowe izdecydowane kroki, jakie podj¹³em.Ju¿ wyobra¿am sobie, co powie komisarz, gdyprzeczyta, ¿e wykorzysta³em ¿¹dzê i pró¿noœæ zbiega, aby sam siebie zniszczy³.A teraz przepraszam.Porucznik wszed³ do pobliskiego gabinetu i chwyci³ telefon.Kilkakrotnieuderza³ w wide³ki, a¿ wreszcie uzyska³ po³¹czenie.Gdy wzywa³ posi³ki, GeorgeTysi¹c Mian popatrzy³ na Jima i na mnie i wzruszy³ ramionami.— Bia³emucz³owiekowi nigdy siê nie wyt³umaczy — powiedzia³.— A co z Jane? Czy mo¿emy jej pomóc? — zapyta³em.— Oczywiœcie — odpar³ Indianin.— Najlepiej bêdzie, je¿eli pan i ja pojedziemydo tego domu na Pilarcitos i zamkniemy go przed Kujotem, u¿ywaj¹cnajsilniejszych zaklêæ, jakie znamy.Je¿eli, rzecz jasna, jeszcze go tam niema, bo bêdzie siê stara³ dotrzeæ do ko³atki i do tych widoków Mount Taylor iCabezon Peak.— A dlaczego? — zapyta³ Jim.— Proste: chce odzyskaæ w³osy, które obci¹³ Wielkiemu Potworowi.Gdy jeodnajdzie, zapewni sobie nieœmiertelnoœæ.Wtedy nigdy go nie zniszczymy ani nieodeœlemy.— Dobra — odezwa³em siê.— Na co czekamy?Gdy wychodziliœmy przez drzwi frontowe szpitala, ju¿ podje¿d¿a³y pierwsze wozybrygady antyterrorystycznej, a noc rozbrzmiewa³a wyciem i œwiergotaniem syren.Szybkim krokiem przeszliœmy przez parking do monte carlo Jarvisa.Jimprzytrzyma³ przednie siedzenie, abym móg³ niezgrabnie wgramoliæ siê do ty³u.Gdy sta³, rzuci³ spojrzenie na dach szpitala.— Ptaki.Zniknê³y.George Tysi¹c Mian zdawa³ siê przyjmowaæ wszystko bardzo spokojnie.Umieszczaj¹c siê na przednim siedzeniu, powiedzia³: — Oczywiste.Posz³y w œladza Kujotem.Wisz¹ mu nad g³ow¹ jak chmura smutku.Czasami zdaj¹ siê wype³niaæpowietrze niby k³êby dymu, czasami s¹ prawie niewidoczne.Ptaki to bardzomagiczne i dziwne stworzenia, doktorze.Maj¹ dusze nadprzyrodzone, które ludzierzadko kiedy s¹ w stanie zrozumieæ.Jim w³¹czy³ silnik i wyjechaliœmy przez bramy szpitalne na ulice San Francisco.Noc by³a ciep³a, duszna i œwiat³a miasta migota³y i b³yska³y w powietrzu, któreby³o niemal nieznoœnie wilgotne.Zbli¿a³a siê pó³noc, ale po ulicach krêci³osiê wiele samochodów i spacerowa³o wiele par, poniewa¿ by³a to noc sobotnia.Gdy pêdziliœmy Siedemnast¹ Ulic¹ w okolicach Delores, zauwa¿y³em na chodnikudziewczynê w czerwonej bluzce i bia³ych d¿insach.— Jim, to Jane! Na pewno!Stañ!Skrêci³ samochodem do krawê¿nika i cofn¹³.Jak opêtany stara³em siê coœdostrzec przez przyciemnione szk³o tylnej szyby.Pojawi³a siê Jane.Sz³a równymkrokiem, kieruj¹c siê w stronê Mission Street i nawet nie odwróci³a siê ku nam.Jarvis zatr¹bi³ i dopiero wtedy zatrzyma³a siê, marszcz¹c brwi jakbyoszo³omiona, i podesz³a do krawê¿nika.Jim wysiad³ z wozu, a ja wygramoli³em siê za nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]