[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poszukiwacze znalezli to miejsce tylko dzieki zaspiewom i koncowemu okrzykowi.Bylo to tuz po piatej tego ranka i po calonocnym obozowaniu grupa zbierala sie,aby powrócic do kopalni.Nagle ktos uslyszal delikatny rytm w pewnej odlegloscii rozpoznal natychmiast jeden z tych potwornych, starych, tubylczych rytualów,odprawianych w jakims odosobnionym miejscu, na zboczu góry majacej ksztalttrupa.Slyszano te same stare imiona: Mictlanteuctli, Tonatiuh-Metztli,Cthulhu, Ya-R'lyeh i cala reszte - lecz potworna rzecza bylo to, ze zmieszane znimi byly angielskie slowa.Naprawde byl to angielski bialego czlowieka a niezlodziejski zargon.Prowadzeni tymi dzwiekami, pospieszyli porosnietymzielskiem zboczem w ich kierunku, gdy nagle po chwili ciszy uslyszeli wrzask.Byl tak straszliwy, ze zaden z nich nigdy nie slyszal w zyciu nicstraszniejszego.Poczuli takze dym i jakis gryzacy zapach.Potem natkneli sie na jaskinie, której wejscia chronil gaszcz krzewów mesquite.Buchaly stamtad kleby smierdzacego dymu.Gdy oswietlili wnetrze, ujrzeliznajdujacy sie tam potworny oltarz i jakies groteskowe wyobrazenia, migoczace wswietle swiec, które musialy byc zmienione nie dalej niz pól godziny temu, a nawysypanej zwirem podlodze lezalo cos tak potwornego, ze wszyscy cofneli sie.Tobyl Feldon z glowa spalona na frytke przez jakies dziwne urzadzenie, które mialna nia nalozone - byl to pewien rodzaj drucianej klatki polaczonej zroztrzaskana bateria, która najwidoczniej spadla na podloge z pobliskiegooltarza.Gdy ludzie to zobaczyli, wymienili miedzy soba spojrzenia, myslac o"elektrycznym kacie".Feldon zawsze chwalil sie pomyslem rzeczy, która wszyscyodrzucali lecz próbowali mu ja ukrasc i skopiowac.Papiery spoczywalybezpiecznie w stojacej obok niego torbie i w godzine pózniej kolumnaposzukiwaczy wyruszyla w droge powrotna do kopalni nr 3 z przerazajacymciezarem na zaimprowizowanych noszach.To bylo wszystko, lecz wystarczylo, abym pobladl i zachwial sie, gdy Jacksonprowadzil mnie do chaty, w której lezalo cialo.Posiadalem bowiem wyobraznie iczulem, ze w jakis nadnaturalny sposób tragedia zamienia sie w koszmar.Wiedzialem co zobacze w chacie, za tymi otworzonymi drzwiami, wokól którychzgromadzili sie zaciekawieni górnicy i nie drgnalem, gdy moje oczy spoczely naolbrzymiej postaci, prostym, sztruksowym ubraniu, dziwnie delikatnych dloniach,klaczkach spalonej brody i na tej samej piekielnej maszynie - lekko uszkodzonejbaterii i helmie, poczernialym od spalenia tego, co bylo w srodku.Wielka,otwarta waliza nie zaskoczyla mnie - lekalem sie tylko jednej rzeczy: zlozonychkartek wystajacych z lewej kieszeni.W chwili, gdy nikt nie patrzyl,wyciagnalem reke i zabralem te dobrze znajome papiery i zmialem je w reku nieodwazywszy sie spojrzec na zapis.Powinienem zalowac, ze jakis rodzajpanicznego strachu sprawil, ze spalilem je tej samej nocy, nawet nie patrzac nanie.Mogly byc dowodem na cos lub przeciwko czemus - lecz jesli o to chodzi, tomialbym dowód, gdybym zapytal koronera o rewolwer, wyciagniety z prawejkieszeni plaszcza.Nigdy jednak nie mialem odwagi pytac o to - gdyz mój wlasnyrewolwer zginal po tej nocy w pociagu.Mój olówek takze nosil sladyprymitywnego i pospiesznego ostrzenia, niepodobnego do starannego zaostrzenia,jakie mu nadalem w piatek po poludniu, w prywatnym wagonie prezesa McComba.W koncu zaintrygowany poczalem zbierac sie do powrotu.Prywatny wagon zostaljuz naprawiony, gdy wrócilem do Queretaro, lecz najwiekszej ulgi doznalem poprzekroczeniu Rio Grande w El Paso i po wjezdzie do Stanów.W nastepny piatekbylem w San Francisco, a w nastepnym tygodniu odbyl sie odroczony slub.Co naprawde zdarzylo sie tej nocy? Jak powiedzialem, nie osmielam sie nawetdomyslac
[ Pobierz całość w formacie PDF ]