[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewiele wiêcej mogliœmy zrobiæ poza czekaniem.Poprosi-³em Charliego, aby mierzy³ tempo posuwania siê wroga i spróbo-wa³ wyliczyæ dok³adny czas rozpoczêcia ataku.Potem siad³em zabiurkiem i wyci¹gn¹³em notes, ¿eby naszkicowaæ pozycje Brilli sprawdziæ, czy nie da siê czegoœ ulepszyæ.Kot wskoczy³ mi na kolana, miaucz¹c ¿a³oœnie.Najwidocz-niej nie potrafi³ odró¿niæ jednej postaci w skafandrze od drugiej.Jednak nikt inny nie siada³ przy tym biurku.Zeskoczy³, kiedypróbowa³em go pog³askaæ.Pierwsza narysowana przeze mnie kreska przeciê³a czterykartki papieru.Minê³o trochê czasu, od kiedy ostatni raz wyko-nywa³em w skafandrze jakieœ delikatne prace.Przypomnia³emsobie, jak na treningach uczono nas kontrolowaæ obwody wzmac-niaj¹ce si³ê.Podawaliœmy sobie jajka z rêki do rêki.Okropnoœæ.Zastanawiam siê, czy na Ziemi zosta³y jeszcze jakieœ jajka.Ukoñczywszy rysunek, nie dostrzeg³em niczego, co wymaga³oby ulepszenia.Przezg³owê przelatywa³y mi rozmaite teorie, jakiminapchano mi umys³; mnóstwo wskazówek taktycznych odnoœnie dootaczania i okr¹¿ania — tylko z niew³aœciwego punktu widzenia.Jeœli to ciebie maj¹ okr¹¿yæ, nie masz wiêkszego wyboru.Musisztrzymaæ siê i walczyæ.Szybko reagowaæ na koncentracjê si³ prze-ciwnika, reagowaæ elastycznie, ¿eby wróg nie os³abi³ pierœcieniaobrony pozorowanym atakiem.W pe³ni wykorzystaæ os³onê z po-wietrza i kosmosu — to zawsze dobra rada.Chowaj ³eb, zaciskajzêby i módl siê o kawaleriê.Trzymaj pozycjê i nie myœl za du¿oo Dien Bien Phu, Alamo oraz bitwie pod Hastings.— Jeszcze osiem transportowców — powiedzia³ Charlie.—Za piêæ minut bêdzie tu pierwsza ósemka.A zatem zamierzali zaatakowaæ w dwóch rzutach.Co naj-mniej.Co zrobi³bym na miejscu taurañskiego dowódcy? To nieby³o zbyt trudne do przewidzenia: Taurañczycy nie mieli zdolno-œci taktycznych i zwykle kopiowali nasze metody.Pierwsza fala bêdzie spisana na straty, samobójczy atak, ¿ebynas zmiêkczyæ i rozpoznaæ nasz¹ obronê.Drugi bêdzie bardziejmetodyczny i dokoñczy dzie³o.Albo odwrotnie; pierwszy rzutokopie siê w ci¹gu dwudziestu minut, a drugi przeskoczy nad ichg³owami i uderzy wszystkimi si³ami w jeden punkt — prze³amu-j¹c nasz¹ obronê i opanowuj¹c bazê.A mo¿e wys³ali dwa oddzia³y, poniewa¿ dwójka to ich magi-czna liczba.Albo mog¹ posy³aæ tylko osiem transportowcównaraz (co by³oby fatalne, gdy¿ œwiadczy³oby, ¿e transportowce s¹du¿e — przy innych okazjach u¿ywali pojazdów zabieraj¹cychod 4 do 128 ¿o³nierzy).— Trzy minuty.Wpatrywa³em siê w rz¹d monitorów ukazuj¹cych ró¿ne sekto-ry pola minowego.Jeœli dopisze nam szczêœcie, wyl¹duj¹ na nimalbo przelec¹ dostatecznie nisko, ¿eby zdetonowaæ miny.Mia³em dziwne poczucie winy.Siedzia³em bezpieczniew mojej norze, nic nie robi¹c, gotów wydawaæ rozkazy.Co tychsiedemdziesi¹t ofiarnych owieczek myœli o swoim nieobecnymdowódcy?Potem przypomnia³em sobie, co sam myœla³em o kapitanieStottcie podczas pierwszej misji, kiedy wola³ zostaæ bezpieczniena orbicie, a my wykrwawialiœmy siê na powierzchni.Przyp³ywdawnej nienawiœci by³ tak silny, ¿e z trudem opanowa³em md³oœci.— Hilleboe, mo¿esz sama zaj¹æ siê laserami?— Czemu nie, sir.Rzuci³em pióro i wsta³em.— Charlie, przejmiesz dowodzenie; poradzisz sobie z tymrównie dobrze jak ja.Idê na górê.— Nie radzi³abym, sir.— Daj spokój, Williamie.Nie b¹dŸ g³upi.— Nie pytam o radê.Dajê ró¿.— Nie prze¿yjesz tam nawet dziesiêciu sekund — rzek³Charlie.— Bêdê mia³ takie same szansê jak ka¿dy.— Nie s³uchasz, co do ciebie mówiê.Zabij¹ ciê!— ¯o³nierze? Bzdury.Wiem, ¿e niezbyt mnie lubi¹, ale.— Nas³uchiwa³eœ na ich czêstotliwoœciach?Nie, rozmawiaj¹c miêdzy sob¹, nie mówili mój ¹ angielszczyzn¹.— Myœl¹, ¿e wys³a³eœ ich na liniê za karê, za tchórzostwo.Potym, jak powiedzia³eœ, ¿e wszyscy mog¹ wejœæ pod kopu³ê.— To dlatego, sir? — spyta³a Hilleboe.— Za karê? Nie, oczywiœcie, ¿e nie.— W ka¿dym razie nieœwiadomie.— Po prostu byli pod rêk¹, kiedy potrzebowa³em.Czy porucznik Brill powiedzia³a im coœ?— Nie s³ysza³em — odpar³ Charlie.— Mo¿e by³a zbyt zajêta.Albo zgadza³a siê z nimi.— Lepiej.— Tam! — krzyknê³a Hilleboe.Na jednym z monitorów pola minowego pojawi³ siê pierwszytransportowiec; nastêpne zjawi³y siê po sekundzie.Nadlecia³yz ró¿nych kierunków, w nieregularnych odstêpach.Piêæ na pó³-nocnym wschodzie i tylko jeden na po³udniowym zachodzie.Przekaza³em tê wiadomoœæ Brill.Dobrze przewidzieliœmy ich sposób rozumowania; wszystkiel¹dowa³y na polu minowym.Jeden znalaz³ siê dostatecznie nisko,¿eby zdetonowaæ tachionowy ³adunek.Wybuch poderwa³ rufêjednostki o dziwnie op³ywowych kszta³tach, obróci³ j¹ w powie-trzu i cisn¹³ dziobem o ziemiê.Boczne luki otwar³y siê i wype³zliz nich Taurañczycy.Tylko dwunastu; czterej pewnie zostali w œrod-ku.Jeœli tamte transportowce równie¿ przenosz¹ po szesnastu¿o³nierzy, to maj¹ nad nami tylko nieznaczn¹ przewagê liczebn¹.W pierwszym rzucie.Pozosta³e siedem statków wyl¹dowa³o bez przeszkód i rze-czywiœcie w ka¿dym by³o szesnastu Taurañczyków.Widz¹c kon-centracjê si³ nieprzyjaciela, Brill przegrupowa³a kilka dru¿yni czeka³a.Ruszyli szybko przez pole minowe, maszeruj¹c miarowo jakkrzywonogie, masywne roboty, nie zwalniaj¹c kroku, gdy któryœzosta³ rozerwany na kawa³ki przez minê, co zdarzy³o siê jedena-œcie razy.Kiedy przekroczyli liniê horyzontu, wyjaœni³ siê powód nie-równomiernej liczebnoœci grup: uprzednio przeanalizowali, któredrogi podejœcia zapewni¹ im najlepsz¹ os³onê z g³azów porozrzu-canych wybuchami „trutni".Dotarli na odleg³oœæ paru kilome-trów od bazy, zanim mogliœmy wzi¹æ ich na cel.Ich skafandrymia³y obwody wspomagania podobne do naszych, wiêc mogliprzejœæ kilometr w nieca³¹ minutê.Brill natychmiast rozkaza³a otworzyæ ogieñ, chyba bardziejdla dodania ducha ni¿ w nadziei zadania strat przeciwnikowi.Zapewne trafili paru, chocia¿ trudno powiedzieæ ilu.W ka¿dymrazie rakiety tachionowe efektownie rozwala³y g³azy w py³.Taurañczycy odpowiedzieli ogniem jakiejœ broni podobnej donaszych rakiet tachionowych — mo¿e nawet dok³adnie takimisamymi rakietami [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •