[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomóg³ mi Simon i delikatnie odci¹gn¹³ wocienione miejsce.- Pos³uchaj, ja sobie nie poradzê na tym mule.Nie masz pojêcia, jaki jestems³aby.- Wszystko bêdzie dobrze.Pomo¿emy ci.- Wy mi pomo¿ecie! Przecie¿ ja jestem ledwo przytomny, a co tu mówiæ osiedzeniu.Na litoœæ bosk¹, jak chcesz mi pomagaæ podczas jazdy na mule?!Potrzebujê odpoczynku.Naprawdê.Trzeba mi snu i jedzenia.Od czasu jakprzyszed³em, spa³em tylko trzy godziny.Ja.- Nie ma o czym gadaæ.Ruszamy dzisiaj i ju¿.Chcia³em protestowaæ, lecz nic go to nie obchodzi³o.Poszed³ do namiotu poapteczkê.Richard poda³ mi kolejny kubek herbaty, a Simon porcjê lekarstw.Poczym zostawili mnie samego, a sami zabrali siê do zwijania obozu.Le¿a³em naboku, obserwuj¹c jak pracuj¹.Nie potrafi³em opanowaæ sennej s³aboœci.Zestrachem myœla³em o swoim stanie: czy to tylko wycieñczenie, czy zupe³neza³amanie organizmu? Czy¿bym siê do ostatka wypali³? Teraz jestem chyba bli¿ejœmierci ni¿ wtedy, gdy by³em sam.Kiedy dostrzeg³em, ¿e pomoc blisko, coœ siêwe mnie za³ama³o.To co mobilizuje do walki - czymkolwiek by³o - narazprzepad³o.Nie musia³em wiêcej zajmowaæ siê sob¹, nie mówi¹c ju¿ o czo³ganiu.Nie by³o o co walczyæ, nie trzeba by³o trzymaæ siê ¿adnego uk³adu ruchów,s³uchaæ g³osu.Przerazi³o mnie, ¿e bez tego wszystkiego mog³em po prostustraciæ wolê ¿ycia.Próbowa³em zachowaæ przytomnoœæ, otrz¹sn¹æ siê z sennoœci,lecz sen by³ silniejszy.Przysypia³em niespokojnie, budzony raz po razró¿nojêzycznym be³kotem.Drzema³em, zapada³em w rojenia, wci¹¿ te same: koma,za³amanie, œmiertelny sen.Podszed³ Simon - nareszcie, chyba minê³o wiele czasu.S³ysza³em jego g³os,rozmawia³ z Richardem.Podnios³em oczy.Sta³ tu¿ obok, przygl¹daj¹c mi siêuwa¿nie zmartwionym wzrokiem.- Hej, jak tam, dobrze siê czujesz?- Tak, wszystko gra.- Zrezygnowa³em z namawiania ich na póŸniejszy wymarsz.- Nie wygl¹dasz za dobrze.Nied³ugo startujemy.Mo¿e by³oby lepiej, gdybyœusiad³ i trochê siê rozrusza³.Przyniosê ci herbaty.Chcia³o mi siê œmiaæ na myœl, ¿e mam siê rozruszaæ, ale jakoœ uda³o mi siêusi¹œæ bez niczyjej pomocy.Wreszcie Spinoza podprowadzi³ do mnie mu³a, a Simonpomóg³ mi wstaæ.Opieraj¹c siê ciê¿ko na jego ramieniu, doskaka³em na jednejnodze do mu³a, który cierpliwie czeka³.Wygl¹da³ na stare, dobroduszne zwierzê,co dodawa³o mi odwagi.Ju¿ mieli mnie podsadzaæ na siod³o, gdy Richardkrzykn¹³:- Simon, zaczekaj! Zapomnieliœmy o jego pieni¹dzach.Zaczê³o siê poszukiwanie.Richard i Simon podtrzymywali mnie z obu stron, a jakuœtykaj¹c wodzi³em ich od g³azu do g³azu.Daremnie usi³owa³em sobieprzypomnieæ, gdzie schowa³em pas z pieniêdzmi.Spinoza i dziewczêta patrzyli zezdumieniem.Œmieliœmy siê weso³o, a gdy siê wreszcie znalaz³, podnieœliœmy godo góry, aby wszystkim pokazaæ.Uœmiechali siê uprzejmie, ale widaæ by³o, ¿enie rozumiej¹ dlaczego wystrzêpiony kawa³ek rurowej taœmy wspinaczkowej mia³dla nas tak wielkie znaczenie.Siod³o Spinozy to jeden z tych starych modeli w stylu Dzikiego Zachodu: wysoki³êk, strzemiona z wyt³aczanej skóry i srebrne, rzeŸbione wyk³adziny.Przezsiod³o prze³o¿ono karimat jako wyœció³kê i ¿eby pozwoliæ rannej nodze zwisaæswobodnie z dala od boku mu³a.Ruszyliœmy wolnym krokiem w dó³ ³o¿yska rzeki.Simon i Richard szli obok mnie, po obu stronach, uwa¿aj¹c pilnie, co siê ze mn¹dzieje.Nastêpne dwa dni by³y mglistym pasmem nieustannych tortur bólu i zmêczenia.Niemog³em kierowaæ mu³em œciskaj¹c go udami, a on zdawa³ siê leŸæ prosto na ka¿dedrzewo, g³az czy ska³ê, które mijaliœmy w trakcie naszej dwudziestogodzinnejwêdrówki do Cajatambo.Simon usi³owa³ nim kierowaæ, k³u³ ostrzem szabliœnie¿nej, lecz to nic nie pomaga³o - mu³ szed³ jak chcia³, a ja za ka¿dym razembezsilnie jêcza³em i p³aka³em, póki ból nie min¹³.Jakoœ jednak udawa³o mi siênie zlecieæ z siod³a.Znajomy krajobraz przesuwa³ siê przed oczami, ale przezopar bólu i zmêczenia niczego nie widzia³em.Pod koniec dnia ogarnia³a mniedziecinna rozpacz.Nie mog³em d³u¿ej znieœæ tej dodatkowej mêki, nie mia³em si³ani determinacji.B³aga³em, ¿eby to siê ju¿ skoñczy³o, chcia³em do domu.Podczas marszu Simon matkowa³ mi w ciê¿kich chwilach; chodzi³ szlakiem w górê iw dó³, k³uciem popêdza³ os³a-przewodnika, wci¹¿ upomina³ Spinozê, by uwa¿a³ namu³a; by³ zawsze obok, gdy sennoœæ i zmêczenie grozi³y, ¿e zwalê siê z siod³a.Zabra³ mi zegarek; zatrzymywa³ pochód, kiedy nadchodzi³a pora na kolejn¹ dawkêtabletek.Œrodki uœmierzaj¹ce, Ronicol, antybiotyki oraz obowi¹zkowa herbata.Sceneria wokó³ mnie wci¹¿ siê zmienia³a.Zapada³em w sen, przytomnia³em, znówspa³em, a tymczasem mu³ kroczy³ uparcie spadzistymi dolinami, wœród ska³, przezwysokie prze³êcze i ¿yzne pampasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]