[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.tak.jest w obozie.Jest z innymi.Mario.Wibrowa³o ju¿ wszystko wokó³, a¿ Wynter je¿y³y siê w³osy, w uszach jejszumia³o, a w zêbach œwidrowa³o.Zawodzenie z zewn¹trz przenios³o siê doœrodka.Kamienie œcian zyska³y obrysy z fosforyzuj¹cych iskierek istrumyczków.Duch wci¹gn¹³ g³oœno powietrze i zacz¹³ siê trz¹œæ, a jego piêty i po³amaned³onie uderza³y w to okropne krzes³o.Wynter ze wszystkich si³ stara³a siê, by jej g³os brzmia³ cicho i miêkko.Niechcia³a zachowywaæ siê jak inkwizytor, choæ pokusa krzyczenia, ³apania ipotrz¹sania by³a wrêcz nie do odparcia.— Powiedz mi, gdzie ona jest, a ja dopilnujê, ¿eby dosta³a twoj¹.— Jest w obozie.— W którym obozie? Tyle ich jest., w którym obozie jest Maria?Próbowa³ odwróciæ do niej twarz, ale podrygiwa³ i trz¹s³ siê tak mocno, ¿e ty³jego g³owy rytmicznie uderza³ o oparcie krzes³a.— Dolina Indirie.w.dolinie Indirie.z Oliverem.z Comberczykami.ona.ghhhh.— dalsze s³owa utonê³y w bulgocie czarnej lœni¹cej krwi, któranap³ynê³a mu do ust.Wynter odskoczy³a do ty³u.Teraz ca³a sala po³yskiwa³a fosforem.Upiorna poœwiata omiata³a œciany.Jejzach³anne pêdy siêga³y sufitu.Zawodzenie ust¹pi³o odg³osom bitwy.Krzyki,r¿enie koni, charakterystyczny odg³os odpalanych zamków lontowych, jeden podrugim, tak szybko, niesamowicie szybko, ¿e brzmia³y jak wybuchy sztucznychogni.Duch naprê¿y³ nieistniej¹ce wiêzy, wygi¹³ siê w ³uk, tak ¿e czarnego krzes³adotyka³y tylko jego g³owa i piêty.— Mario! — wrzasn¹³.— Powiedz.Mario! — Po ka¿dym s³owie z jego ustwydobywa³a siê fontanna krwi.Zapach krwi i prochu, dymu i palonego miêsa by³nie do zniesienia.Wynter porwa³a ze sto³u œwiecê i rzuci³a siê w ty³, zakrywaj¹c usta d³oni¹.Dolina Indirie — powtarza³a w myœlach.— Dolina Indirie.Nie zapomnij.Przez przeciwleg³¹ œcianê do sali wbieg³ Rory Shearing.Zatoczy³ siê w jejstronê, trzymaj¹c za brzuch, a na jego twarzy malowa³ siê wyraz krañcowejagonii.Jego usta otwiera³y siê w niemym krzyku, macha³ do niej ramionami:Uciekaj! UCIEKAJ!Przez œcianê za nim przechodzi³a po³yskliwa mg³a, wype³niaj¹c ca³epomieszczenie, od pod³ogi po sufit, wiruj¹c¹ bezustannie mas¹.Nap³ywa³a woln¹fal¹, nios¹c ze sob¹ ostry smród prochu i ciê¿kie odg³osy odpalanych zamkówlontowych.Rory chwiejnie wyszed³ jej naprzeciw, ale by³ zbyt s³aby iniezdarny, wiêc wzbieraj¹cy odmêt uniós³ go z ziemi.Rykn¹³ z bólu, g³owaopad³a mu do ty³u.Roz³o¿y³ bezradnie rêce i nogi i tak dryfowa³ po migotliwejpowierzchni — jak cz³owiek na fali bólu.Fala wci¹ga³a go w g³¹b, wype³nia³azielonym roztañczonym œwiat³em, a potem rozszarpa³a na strzêpy.Widz¹c to,Wynter krzyknê³a:— Nie! Rory! — Ale Rory ego ju¿ nie by³o, zgin¹³ w masie wzbieraj¹cego œwiat³a,jego rozpaczliwy krzyk szybko nik³ wœród coraz g³oœniejszych odg³osów bitwy.Œwiat³o nadal podkrada³o siê coraz bli¿ej mê¿czyzny.Roziskrzonymi palcamiprzesunê³o po czarnym krzeœle, wy— macuj¹c zarys jego cia³a.Krzykn¹³ zestrachu, gdy upiorna zieleñ wpe³z³a mu do oczu i rozb³ys³a na wargach, uwolni³az wiêzów i unios³a w powietrze.Odwróci³ g³owê w stronê Wynter, która wci¹¿usi³owa³a siê wycofaæ.— Powiedz jej.— zawy³.— Powiedz Marii.powiedz, ¿e jej Isaac pozosta³wierny.Powiedz jej.— Wtedy on te¿ zosta³ wci¹gniêty we wzbieraj¹c¹ falê iwolno, wœród krzyku, rozerwany na strzêpy.Wynter, posuwaj¹c siê ty³em, potknê³a siê na schodach i upad³a.Nawa³nicaœwiat³a ca³y czas zmierza³a w jej stronê, odwróci³a siê wiêc i na czworakachpomknê³a po schodach w górê.Œwieca zgas³a, resztê schodów Wynter pokona³a wiêc w ca³kowitych ciemnoœciach.Wystrzeli³a w górê niczym ³osoœ usi³uj¹cy pokonaæ tamê, ale znów siê potknê³a iupad³a.Wrzeszcz¹c przeraŸliwie, a¿ zabrak³o jej tchu, sunê³a brzuchem poposadzce.Zadrapa³a sobie brodê i otar³a rêce do krwi.Stopami zaczê³a szukaæoparcia, d³onie wyrzuci³a przed siebie, by wyczuæ, gdzie siê znajduje.Pozbiera³a siê i ruszy³a do przodu, kucaj¹c, ale po jakimœ metrze trafi³a g³ow¹w œcianê.Zatoczy³a siê do ty³u, ale po chwili znów pobieg³a w ciemnoœæ.Zielona poœwiata przybiera³a na sile, wtacza³a siê po schodach i p³ynê³akorytarzem, oœwietlaj¹c go.Odg³osy bitwy narasta³y, ci¹g³e fajerwerkiodpalanych zamków lontowych coraz g³oœniej rozrywa³y powietrze.Wynter znów siê poœlizgnê³a i upad³a, a zanim stanê³a na nogi, przez chwilêmusia³a siê czo³gaæ.Korytarz skrêca³, teraz znalaz³a siê na w¹skiej, spiralnejklatce schodowej.Zaczê³a siê wspinaæ na czworakach w górê, w górê, w górê.Na schodach rozb³ys³o zielone œwiat³o.Wiedzia³a ju¿, ¿e zmierza za ni¹.Schodyby³y bardzo strome.Wspina³a siê dalej.Wtedy poœwiata wezbra³a, a Wynterwyda³a z siebie zd³awiony okrzyk strachu, bo zda³a sobie sprawê, ¿e przed ni¹nie ucieknie.Czu³a, ¿e ju¿ nap³ywa zza wêg³a, ¿e ju¿ j¹ ma!Fosforyzuj¹cy pêd owin¹³ siê wokó³ jej kostki i stopa jej zdrêtwia³a.Krzyknê³a i pad³a na ziemiê, straciwszy w³adzê w nogach.Brzuchem i klatk¹piersiow¹ boleœnie uderza³a o ostre krawêdzie stopni.Upiorny ogieñ dosiêgn¹³jej drugiej nogi, a odrêtwienie przesunê³o siê powy¿ej kolan.Nie poddawa³a siêjednak, rozpaczliwie próbuj¹c poderwaæ siê w górê, rêka za rêk¹.S³ysza³a, jakbuty na zdrêtwia³ych nogach uderzaj¹ o kolejne stopnie.By³a zbyt przera¿ona, by patrzeæ w dó³, ale czu³a, ¿e jej cia³o poni¿ej pasarobi siê zimne i drêtwieje.Nagle jej krêgos³up przeszy³o mocne strzykniêcie, aprzez brzuch przesz³o silne uk³ucie, jakby ktoœ wbi³ jej w lêdŸwie sopel lodu.Bezskutecznie usi³owa³a podŸwign¹æ siê z kamiennych schodów.Nie! Nie! — buntowa³a siê.— Nie chcê umieraæ! Tato! Tato! Pomó¿ mi!Zielone iskry otoczy³y jej wyci¹gniête rêce, tañczy³y po palcach.Jej piersiszorowa³y o posadzkê i boleœnie zahacza³y o kolejne stopnie, gdy zaczê³a ty³emzje¿d¿aæ w bucz¹ce, parz¹ce jak pokrzywa objêcia fosforyzuj¹cego œwiat³a.— Taaatooo!!! — krzyknê³a.Wtedy œwiat³a zgas³y, odg³osy bitwy ucich³y i coœ zdyszan¹ Wynter cisnê³otwarz¹ w dó³ na zapiaszczone schody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]