[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jutro tedy ostatni dzieñpracy, a pojutrze bêdê ju¿ móg³ z waszmoœci¹ z czystym sercem do Baru ruszyæ.Ito jeszcze waœci dla uspokojenia dodam, ¿e ów Bohun ¿adn¹ miar¹ na jutro niezd¹¿y i w bitwie nie weŸmie udzia³u, a choæby te¿ i wzi¹³, mam nadziejê, ¿ejego ch³opska gwiazda nie tylko przy ksi¹¿êcej, ale i przy mojej rycerskiejzblednie.- Belzebub to jest wcielony.Mówi³em waœci, ¿e nie lubiê t³oku, ale on gorszyod t³oku, choæ repeto, ¿e nie tyle bojaŸni, ile wstrêtu do niego przezwyciê¿yænie mogê.Ale dobrze.Mniejsza z tym! Jutro tedy garbowanie ch³opskichgrzbietów, a potem dra³a do Baru! Oj! bêd¹¿ siê te œliczne oczy œmia³y nawaæpana conspectus! Oj! bêdzie¿e siê to liczko p³oniæ.A ju¿ to powiem waœci,¿e i mnie do niej têskno, bo j¹ jako ojciec mi³ujê.I nie dziw.Synów legitimenatos nie mam, fortuna daleko, bo a¿ w Turczech, gdzie mi j¹ pogañscy komisarzekradn¹, i ¿yjê jako sierota na tym œwiecie, a na staroœæ chyba do panaPodbipiêty, do Myszykiszek na rezydenta pójdê.- Bêdzie to inaczej, niech waœci g³owa nie boli.Za to, coœ dla nas uczyni³,ju¿ te¿ ci nadto wdziêcznoœci okazaæ nie mo¿em.Dalszej rozmowie przeszkodzi³ jakiœ oficer, który przechodz¹c tu¿ obok spyta³:- A kto tam stoi?- Wierszu³³! - zawo³a³ pan Skrzetuski poznaj¹c po g³osie.- Z podjazdu?- Tak jest.A teraz od ksiêcia.- Co tam s³ychaæ?- Bitwa jutro.Nieprzyjaciel groblê poszerza, mosty na Styrze i na S³uczy stawichc¹c siê do nas dostaæ koniecznie.- A có¿ ksi¹¿ê na to?- Ksi¹¿ê powiedzia³: dobrze!- I nic wiêcej?- Nic.Nie kaza³ przeszkadzaæ, a tam siekiery a¿ hucz¹! Do rana bêd¹ pracowaæ.- Jêzyka dosta³eœ?- Porwa³em siedmiu.Wszyscy zeznaj¹, i¿ o Chmielnickim s³yszeli, ¿e idzie, alepodobno jeszcze daleko.Co za noc!- Widno jak w dzieñ.A jak ci tam po upadku?- Koœci bol¹.Idê podziêkowaæ naszemu Herkulesowi, a potem spaæ, bom strudzon.¯eby choæ ze dwie godziny podrzemaæ!- Dobranoc!- Dobranoc!- PójdŸ i waszmoœæ - rzek³ pan Skrzetuski do Zag³oby - bo póŸno, a jutro praca.- A pojutrze podró¿ - przypomnia³ pan Zag³oba.Poszli i odmówiwszy pacierze pok³adli siê ko³o ognia.Wkrótce te¿ ogniska poczê³y gasn¹æ jedne po drugich.Obóz obwija³a ciemnoœæ itylko ksiê¿yc rzuca³ nañ srebrne blaski, którymi rozœwieca³ coraz to nowe grupyœpi¹cych.Ciszê przerywa³o tylko ogólne potê¿ne chrapanie i nawo³ywaniastra¿ników czuwaj¹cych za obozem.Ale sen nie na d³ugo sklei³ ciê¿kie powieki ¿o³nierzy.Zaledwie pierwszy brzaskzabieli³ cienie nocy, gdy we wszystkich koñcach obozu zabrzmia³y tr¹bki na„wstawaj”!W godzinê potem ksi¹¿ê ku wielkiemu zdziwieniu rycerstwa cofa³ siê na ca³ejlinii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]