[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy pomocy piêciu sta³ychzmys³Ã³w udajemy, i¿ rozumiemy bezgraniczn¹ z³o¿onoœæ otch³ani kosmosu,aczkolwiek istoty dysponuj¹ce szerszym, silniejszym lub innym rodzajem zmys³Ã³w,mog¹ nie tylko postrzegaæ rzeczy inaczej ni¿ my, ale równie¿ widzieæ i badaæca³e œwiaty materii, energii i ¿ycia, znajduj¹ce siê tu¿ obok nas, nawyci¹gniêcie rêki, a jednak niedostêpne i niezbadane przy pomocy naszychzmys³Ã³w.Zawsze wierzy³em w istnienie, obok nas, takich œwiatów.A TERAZWIERZÊ, ¯E ZNALAZ£EM SPOSÓB NA PRZE£AMANIE CHRONI¥CYCH JE BARIER.Nie ¿artujê!W przeci¹gu dwudziestu czterech godzin ta machina przy stole wytworzy faledzia³aj¹ce na nierozpoznane organy zmys³owe, które tkwi¹ w nas, naturalnie wformie szcz¹tkowej, gdy¿ uleg³y gwa³townej atrofii.Fale te odkryj¹ przed namiobrazy, jakich nigdy nie widzia³o ludzkie oko, a tak¿e wizje jakich nigdy niedoœwiadczy³a ¿adna forma organicznego ¿ycia.Ujrzymy na co psy wyj¹ wciemnoœci, i z jakich powodów koty po pó³nocy czujnie nas³uchuj¹.Ujrzymywszystkie te rzeczy i jeszcze inne, jakich nie ogl¹da³a ¿adna istota z krwi ikoœci.Przeskoczymy czas, przestrzeñ i wymiary, by nie wykonuj¹c nawet jednegocielesnego ruchu, zajrzeæ na samo dno Stworzenia.Kiedy Tillinghast opowiedzia³ mi o tym, gwa³townie zaprotestowa³em, gdy¿ zna³emgo dostatecznie dobrze, aby przyj¹æ jego s³owa z niepokojem miast zrozbawieniem czy ironi¹, jednak on, ogarniêty fanatycznym pragnieniemdoprowadzenia swego eksperymentu do koñca, po prostu wyrzuci³ mnie z domu.Obecnie jego fanatyzm nie straci³ ani trochê na sile, ale najwyraŸniejpragnienie rozmowy przemog³o zranione uczucia i oburzenie, gdy¿ wys³a³ mikartkê - napisan¹ odrêcznie, prawie niemo¿liwymi do odczytania bazgro³ami - wktórej nalega³, abym niezw³ocznie do niego przyby³.Gdy wszed³em do domu megoprzyjaciela, tak nieoczekiwanie przemienionego w upiornego gargulca, ogarnê³amnie zgroza, zdaj¹ca czaiæ siê w ka¿dym zalegaj¹cym w k¹cie cieniu.S³owa iwierzenia, jakimi Tillinghast podzieli³ siê ze mn¹ przed dziesiêciomatygodniami, zdawa³y siê przybraæ cielesn¹ postaæ i mia³em wra¿enie, ¿e kry³ysiê gdzieœ tam, w ciemnoœciach, poza niewielkim krêgiem œwiat³a ze œwiecy, apusty, zmieniony g³os mego gospodarza przyprawi³ mnie o lodowate ciarki.Zaczê³o mi brakowaæ obecnoœci s³u¿¹cych i wcale mi siê nie spodoba³o, kiedyus³ysza³em, ¿e wszyscy oni opuœcili dom Tillinghasta przed trzema dniami.Wydawa³o mi siê dziwne, ¿e nawet stary Gregory opuœci³ swego pana niepowiadomiwszy o tym tak wypróbowanego przyjaciela, jakim dla niego by³em.To onprzekazywa³ mi wszelkie informacje na temat Tillinghasta od dnia, kiedy zhukiem wylecia³em z jego domu.Niebawem jednak mój niepokój zast¹pi³o uczucie ciekawoœci i fascynacji.Mog³emsiê jedynie domyœlaæ czego chcia³ ode mnie Tillinghast, nie ulega³o jednakw¹tpliwoœci, i¿ pragn¹³ podzieliæ siê ze mn¹ jakimœ niewiarygodnym sekretem lubodkryciem.Wczeœniej zaprotestowa³em przeciwko jego nienaturalnym próbom zg³êbienianieznanego, teraz jednak, kiedy -jak wszystko na to wskazywa³o - odniós³znacz¹cy sukces, nieomal podzieli³em jego euforyczny nastrój, pomimoniew¹tpliwie przera¿aj¹cych kosztów, jakie przysz³o mu ponieœæ.Wszed³em na mroczne poddasze, pod¹¿aj¹c za dzier¿on¹ w d³oni, ko³ysz¹c¹ siêœwiec¹.Wygl¹da³o na to, i¿ pr¹d zosta³ wy³¹czony, a kiedy zapyta³em o to megoprzewodnika, oznajmi³, i¿ by³y po temu wa¿kie powody.— Tego by³oby zdecydowanie za wiele.Nie odwa¿y³bym siê — mamrota³bezustannie pod nosem.Zauwa¿y³em u niego nowy, acz niespotykany dot¹d, nawyk dziwnego mamrotania,gdy¿ dot¹d nie mia³ w zwyczaju mówiæ sam do siebie.Weszliœmy do laboratoriumna poddaszu i wzrok mój pad³ na upiorn¹, elektryczn¹ machinê pulsuj¹c¹chorobliwym, z³owieszczym, fioletowym blaskiem.By³a pod³¹czona do silnegochemicznego akumulatora, ale pr¹d chyba do niej nie dop³ywa³; przypomnia³emsobie bowiem, jak we wczeœniejszej fazie eksperymentów, g³oœno perkota³a ibucza³a, kiedy by³a w³¹czona.W odpowiedzi na moje pytania Tillinghastwymamrota³, ¿e ta jednostajna poœwiata nie by³a elektryczna, w ¿adnymznaczeniu, które by³bym w stanie zrozumieæ.Posadzi³ mnie obok niej, tak, ¿e mia³em j¹ teraz po prawej stronie i przekrêci³w³¹cznik ukryty gdzieœ poni¿ej kilku rzêdów pêkatych, szklanych ¿arówek.Us³ysza³em znajome perkotanie, które przesz³o z wolna w mechaniczne zawodzenie,a zakoñczy³o siê ³agodnym pomrukiem, tak cichym, ¿e s¹dzi³em, i¿ lada chwilaurz¹dzenie ucichnie zupe³nie.Tymczasem luminescencja przybra³a na sile,przygas³a, po czym zmieni³a barwê na blade outre lub mo¿e raczej mieszankêbarw, której nie potrafi³em okreœliæ, ani tym bardziej opisaæ.Tillinghast obserwowa³ mnie i zauwa¿y³ moje zak³opotanie.— Wiesz, co to takiego? — wyszepta³.— TO ULTRAFIOLET.— Zachichota³dziwacznie, widz¹c moje zdumienie.— S¹dzi³eœ, ¿e ultrafiolet jest niewidocznyi to prawda, ale teraz promienie s¹ ju¿ widoczne, podobnie jak wiele innychrzeczy.Pos³uchaj! Fale z tego urz¹dzenia pobudzaj¹ tysi¹ce uœpionych w nas zmys³Ã³w,zmys³Ã³w, które odziedziczyliœmy po eonach ewolucji, przechodz¹c ze stanuswobodnych elektronów do zorganizowanego cz³owieczeñstwa.Widzia³em prawdê ipragnê ukazaæ j¹ tak¿e tobie.Zastanawiasz siê jak bêdzie wygl¹daæ? Powiem ci.— Tu Tillinghast usiad³ dok³adnie naprzeciw mnie, zdmuchn¹³ œwieczkê i spojrza³mi prosto w oczy.— Twoje istniej¹ce organy zmys³Ã³w - s¹dzê, ¿e najpierw uszy -odbior¹ wiele rozmaitych wra¿eñ, bowiem s¹ blisko po³¹czone z uœpionymizmys³ami.Potem w³¹cz¹ siê kolejne.S³ysza³eœ o szyszynce? Œmiesz¹ mnie cip³ytcy endokrynolodzy, równie oszukañczy i parweniuszowscy jak freudyœci.Szyszynka to g³Ã³wny organ zmys³owy I NIE MAM CO DO TEGO W¥TPLIWOŒCI, SAM TOSPRAWDZI£EM.To jak inny rodzaj widzenia, gdzie odbierane przy pomocy szyszynkiobrazy przekazywane s¹ do mózgu.Jeœli jesteœ normalny, powinieneœ móc zobaczyæwiêkszoœæ tych rzeczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]