[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uciekaj¹ce t³umy odetchnê³y dopiero wœród wozów swego taboru, gdy tr¹byodwo³a³y jazdê ksi¹¿êc¹.Rycerstwo wraca³o ze œpiewaniem i okrzykami radoœci, licz¹c po drodze dymi¹cymiszablami trupy nieprzyjació³.Ale któ¿ móg³ jednym rzutem oka rozmiary klêskioceniæ? kto móg³ wszystkich policzyæ, gdy przy samym okopie le¿a³y cia³a jednena drugich „na ch³opa wysoko”? ¯o³nierze byli jakby zaczadzeni surowymiwyziewami krwi i potu.Szczêœciem, od strony stawów wsta³ doœæ silny wiatr izwia³ te zaduchy ku nieprzyjacielskim namiotom.Tak skoñczy³o siê pierwsze spotkanie straszliwego „Jaremy” z Chmielnickim.Ale szturm nie by³ skoñczony, bo podczas gdy Wiœniowiecki odpiera³ atakiwymierzone na prawe skrzyd³o obozu, Bur³aj na lewym o ma³o co nie sta³ siêpanem okopów.Obszed³szy cicho miasto i zamek na czele zadnieprzañskichwojowników dotar³ do wschodniego stawu i uderzy³ potê¿nie na Firlejowe kwatery.Nie mog³a wytrzymaæ uderzenia wêgierska piechota tam stoj¹ca, bo wa³y przystawie nie by³y jeszcze dokoñczone - i pierwszy chor¹¿y pierzchn¹³ z banderi¹,za nim zaœ ca³y poœpieszy³ regiment.Bur³aj wskoczy³ do œrodka, a za nimZadnieprzañcy runêli jak niewstrzymany potok.Krzyki zwyciêstwa dobieg³y a¿ doprzeciwnego krañca obozu! Kozacy pêdz¹c za uciekaj¹cymi Wêgrami rozbili ma³yoddzia³ jazdy, zagwoŸdzili kilka dzia³ i ju¿ docierali do kwater kasztelanabe³skiego, gdy pan Przyjemski na czele kilku rot niemieckich nadbieg³ z pomoc¹.Przebiwszy jednym pchniêciem chor¹¿ego, porwa³ za chor¹giew i rzuci³ siê z ni¹na nieprzyjaciela, za nim Niemcy zwarli siê potê¿nie z kozactwem.Zawrza³astraszliwa walka rêczna, w której z jednej strony zaciek³oœæ i przygniataj¹caliczba Bur³ajowych zastêpów, z drugiej mêstwo starych lwów z trzydziestoletniejwojny sz³y ze sob¹ o lepsz¹.Na pró¿no Bur³aj ciska³ siê w najgêstsze szeregiwalcz¹cych na kszta³t rannego odyñca.Ani pogarda œmierci, z jak¹ walczylimo³ojcy, ani ich wytrwa³oœæ nie mog³a powstrzymaæ niepohamowanych Niemców,którzy id¹c murem naprzód, razili ich tak potê¿nie, ¿e wyparli zaraz z miejsca,przyparli do okopów, zdziesi¹tkowali i po pó³godzinnej walce wyrzucili precz zawa³y.Pan Przyjemski, zalany krwi¹, pierwszy zatkn¹³ sw¹ chor¹giew na niedokoñczonym nasypie.Po³o¿enie Bur³aja by³o teraz straszne, musia³ bowiem cofaæsiê t¹¿ sam¹ drog¹, któr¹ nadszed³, a ¿e Jeremi zgniót³ ju¿ w³aœnie atakuj¹cychprawe skrzyd³o, móg³ wiêc z ³atwoœci¹ odci¹æ ca³y Bur³ajowy oddzia³.Przyszed³mu wprawdzie z pomoc¹ Mrozowicki, na czele korsuñskich konnych mo³ojców, ale wtej chwili ukaza³a siê husaria pana Koniecpolskiego, do niej przy³¹czy³ siêwracaj¹cy z ataku na janczarów Skrzetuski i obaj odciêli cofaj¹cego siêdotychczas w porz¹dku Bur³aja.Jednym atakiem rozbili go w puch i wtedy to poczê³a siê rzeŸ okropna.Kozacy,maj¹c zamkniêt¹ drogê do taborów, mieli tylko drogê œmierci otwart¹.Jedni te¿,nie prosz¹c pardonu, bronili siê zaciekle gromadkami lub pojedynczo, innipró¿no wyci¹gali rêce ku jeŸdŸcom hucz¹cym jak wicher po bojowisku.Rozpoczê³ysiê gonitwy, przebiegania, pojedyncze walki; wyszukiwania nieprzyjació³ukrytych w rozpadlinach i nierównoœciach gruntu.Z okopów, aby oœwieciæpobojowisko, zaczêto rzucaæ pozapalane maŸnice ze smo³¹, które lecia³y jakogniste meteory z grzyw¹ p³omienn¹.Przy tych czerwonych blaskach docinanoreszty Zadnieprzañców.Skoczy³ im jeszcze na pomoc i Subagazi, który dnia tego cudów mêstwa dokazywa³,ale przes³awny Marek Sobieski, starosta krasnostawski, osadzi³ go na miejscu,jak lew osadza dzikiego bawo³u - wiêc widzia³ ju¿ Bur³aj, ¿e znik¹d nie maratunku.Aleœ, Bur³aju, s³awê sw¹ kozacz¹ kocha³ wiêcej ni¿ ¿ycie, dlategoœ nieszuka³ ocalenia! Inni wymykali siê w ciemnoœciach, kryli siê po szczelinach,przeœlizgiwali siê miêdzy kopytami rumaków, on zaœ szuka³ jeszcze wrogów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]