[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatni argument by³ nie do odparcia i „Bearneñczyk" spokojnie czeka³, podczasgdy obcy okrêt przy œwie¿ej¹cym teraz wietrze zbli¿a³ siê, marszcz¹c sk¹pan¹ ws³oñcu, lustrzan¹ toñ.W odleg³oœci nieca³ej æwierci mili leg³ w dryf.Opuszczona na spokojne morze szalupa pomknê³a ku „Bearneñczykowi", ³yskaj¹cz³otawymi piórami wiose³.Ca³y w srebrze i czerni, wysoki mê¿czyzna wspi¹³ siê z szalupy po sztormtrapie*na francuski okrêt i stan¹³ na rufowym pok³adzie, elegancki, jak gdybyprzybywa³ wprost z Wersalu lub z madryckiej promenady, a nie z okrêtu, którybra³ udzia³ w bitwie.Oczekuj¹cemu na rufie towarzystwu - monsieur deSaintongesowi i jego ma³¿once w niekompletnym stroju, Luzanowi i porucznikowi -ten wytworny d¿entelmen z³o¿y³ uk³on tak niski, ¿e a¿ pukle peruki skrzy¿owa³ymu siê na brodzie, a bordowe pióro przy zdjêtym z g³owy kapeluszu omiot³o deskipok³adu.- Myœlê - oznajmi³ ca³kiem p³ynn¹ francuszczyzn¹ - ¿e nale¿¹ nam siê wzajemnegratulacje, jednak przychodzê po to, ¿eby siê upewniæ przed odp³yniêciem, czypañstwu nie potrzeba dalszej pomocy i czy wasz okrêt nie zosta³ uszkodzony,zanim mieliœmy honor wkroczyæ i udzieliæ godnej odprawy napastuj¹cemu washiszpañskiemu zbójowi.Szarmanck¹ galanteri¹ nieznajomy ca³kiem podbi³ serca Francuzów, zw³aszczaserce damy.Zapewniwszy, ¿e jeœli o nich chodzi, to nic im nie jest, wyrazilitroskê o straty, jakie on sam móg³ odnieœæ w walce, choæ ¿adne nie rzuca³y siêw oczy.Goœæ machn¹³ z lekcewa¿eniem rêk¹.Odniós³ niewarte wzmiankiuszkodzenie bakbortu, st¹d niewidoczne, ale tak drobne, ¿e nie by³o o czymmówiæ, a wœród marynarzy kilku ma parê zadrapañ.Walka - wyjaœni³ - trwa³a takkrótko, ¿e a¿ poniek¹d godne to po¿a³owania.Mia³ nadziejê zdobyæ ów piêknygaleon.Zanim jednak zd¹¿y³ podejœæ do aborda¿u, Hiszpanowi wylecia³ wpowietrze trafiony pociskiem sk³ad prochu, no i by³o po zabawie, która nawetsiê nie zaczê³a na dobre.Wy³owi³ wiêkszoœæ hiszpañskiej za³ogi, a jej resztkiwci¹¿ zbiera jego drugi okrêt.- Jeœli idzie o flagowy okrêt hiszpañskiego admira³a wielkiego oceanu, widaæ,co z niego zosta³o, a wkrótce nawet i to zniknie z oczu.Beztroski, wytworny zbawca „Bearneñczyka" zosta³ usadzony w g³Ã³wnej kabinie,gdzie wzniesiono francuskim winem toasty za jego szczêœliwe pojawienie siê izwyciêstwo, ratuj¹ce Francuzów z niewymownych opresji.Przez ca³y czas bohaterw czerni i srebrze najmniejszym s³Ã³wkiem nie zdradzi³ swego imienia aninarodowoœci, chocia¿ co do tej ostatniej, to z wymowy odgadli, ¿e jest onAnglikiem.W koñcu Saintonges nie powstrzyma³ siê od aluzji na ten temat.- P³ynie pan bez bandery, kapitanie - rzek³ po kolejnym toaœcie.Œniadyd¿entelmen rozeœmia³ siê.Odnosi³o siê wra¿enie, ¿e œmiechprzychodzi mu z ³atwoœci¹.- Szczerze mówi¹c, nale¿ê do tych, proszê pana, którzy p³ywaj¹ pod ka¿d¹bander¹, stosownie do okolicznoœci.Dla wiêkszego spokoju by³oby lepiej, gdybymspotka³ siê z wami pod flag¹ Francji.Ale w owej gor¹cej chwili nie pomyœla³emo tym.Chyba nie mogliœcie wzi¹æ mnie za wroga.- P³ywa pan pod ka¿d¹, a wiêc pod ¿adn¹ bander¹? - powtórzy³ kawaler zos³upia³ym spojrzeniem.- Zgadza siê.A obecnie - ci¹gn¹³ goœæ z uœmiechem - p³ynê do Tortugi i to wpoœpiechu.Trzeba mi zebraæ ludzi i okrêty do wyprawy na Martynikê.Z kolei dama zrobi³a okr¹g³e oczy.- Na Martynikê? - Zdawa³o siê, ¿e nagle zabrak³o jej tchu.- Wyprawa naMartynikê? Wyprawa? Ale w jakim celu?Jej poruszenie wyraŸnie go zaskoczy³o.Popatrzy³ na ni¹, unosz¹c brwi.- G³owy nie dam - odpowiedzia³ z dyskretnym uœmiechem i jakby odrobin¹pob³a¿liwoœci w g³osie - ale zdaje siê, ¿e Hiszpania wyposa¿a eskadrê donapaœci na Saint-Pierre.Strata admiralskiego galeonu, który chyba jeszczep³onie nie opodal, mo¿e opóŸniæ przygotowania Hiszpanów, daj¹c nam wiêcejczasu.Na to w³aœnie liczê.Jej czarne oczy zrobi³y siê jeszcze okr¹glejsze, a policzki jeszcze bledsze.Pe³ne piersi zafalowa³y gwa³townie.- Chce pan powiedzieæ, ¿e Hiszpanie szykuj¹ siê do napaœci na Martynikê? NaMartynikê?- Niemo¿liwe, szanowny panie - natychmiast i z niewiele mniejszym poruszeniemdorzuci³ kawaler.- Musi pan mieæ b³êdne informacje.Bo¿e wiekuisty! To by³byakt wojny.A Francja i Hiszpania nie s¹ na wojennej stopie.Czarne brwi ich wybawcy unios³y siê ponownie, jak gdyby rozbawili go swoj¹naiwnoœci¹.- Akt wojny.Byæ mo¿e.A czy ostrzelanie flagi Francji dziœ rano nie by³o aktemwojny ze strony hiszpañskiego galeonu? Czy panuj¹cy w Europie pokój przyda³bysiê wam w Zachodnich Indiach, gdyby was zatopiono?- Poproszono by Hiszpaniê o wyjaœnienie, szczegó³owe wyjaœnienie.- I otrzymano by takowe, bez w¹tpienia.Razem z przeprosinami i jak¹œ akuratn¹a k³amliw¹ historyjk¹ o pomy³ce.Ale czy od tego wasz zatopiony dziœ rano okrêtznów by wyp³yn¹³ na powierzchniê, a wam samym wróci³oby ¿ycie, ¿ebyœcie mogliujawniæ k³amstwa, którymi hiszpañscy mê¿owie stanu zatuszowali tê niegodziwoœæ?Czy¿ nie zdarza³o siê w³aœnie tak, i to czêsto, w przypadku napaœci Hiszpaniina tereny osadnicze innych krajów?- Ostatnio siê nie zdarza³o - odpar³ Saintonges.Cz³owiek w czerni i srebrzewzruszy³ ramionami.- Pewnie dlatego Hiszpanów na Karaibach zaczê³y œwierzbieæ rêce.Oszo³omiony monsieur de Saintonges nie znalaz³ na to odpowiedzi.- Akurat Martynika! - jêknê³a dama.Ich drêczyciel jeszcze dobitniej wzruszy³ ramionami.- Hiszpanie zowi¹ j¹ Martinico, madame.Proszê nie zapominaæ, ¿e Hiszpaniawierzy, ¿e Bóg stworzy³ Nowy Œwiat wy³¹cznie dla jej po¿ytku, a wola boskawspiera nienawiœæ Hiszpanów do wszystkich intruzów.- A nie mówi³em panu, kawalerze? - wtr¹ci³ Luzan.- Prawie kubek w kubek mojes³owa z dzisiejszego ranka, kiedy pan nie chcia³ uwierzyæ, ¿e coœ mo¿e namgroziæ ze strony Hiszpana.Jasnoniebieskie oczy nieznajomego o smag³ej twarzy spoczê³y z b³yskiem aprobatyna francuskim kapitanie.- Otó¿ to.Tak jest.A¿ trudno uwierzyæ.Ale macie teraz dowód, jak s¹dzê, ¿ena wodach i wyspach Morza Karaibskiego Hiszpania nie uszanuje ¿adnej flagi,prócz swojej w³asnej, ¿adnej innej, za któr¹ nie stoi budz¹ca szacunek si³a.Osadnicy przeró¿nych nacji po kolei doœwiadczaj¹ hiszpañskiej wrogoœci doobcych na tych terenach.Przejawia siê ona w wyniszczaj¹cych najazdach,grabie¿y i rzeziach.Nie muszê podawaæ przyk³adów.Wszyscy mamy je œwie¿o wpamiêci.Jeœli dzisiaj w rzeczy samej przychodzi kolej na Martinico, wypada siêjedynie zdziwiæ, ¿e dopiero teraz.Bo wyspa jest warta grzechu i grabie¿y, aFrancja nie utrzymuje w Indiach Zachodnich ¿adnej si³y zdolnej powstrzymaæ tychcon¹uistadores.Na szczêœcie my tu jesteœmy.Gdyby nie my.- Gdyby nie wy? - przerwa³ mu Saintonges niespodziewanie ostrym tonem.-Jesteœcie, powiada pan.O kim pan mówi? Kim pan jest?Nieznajomy sprawia³ wra¿enie zdumionego tym pytaniem.Przez chwilê spogl¹da³jak oniemia³y; jego odpowiedŸ z kolei, mimo ¿e potwierdza³a podejrzeniakawalera i przekonanie Luzana, tym niemniej razi³a Saintongesa niczym grom zjasnego nieba.- Mówiê o Braciach Wybrze¿a, rzecz jasna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]