[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marysia, drugie dziecko mocno już podstarzałych państwa Rezmerów.Jak ze szczegółowo spisanej kroniki rodzinnej czytałem ich losy: matka Evy, Irena, na pierwszomajowym pochodzie w Gdańsku, chyba zaraz po wojnie, sądząc po ruinach, ilości sowieckich żołnierzy i strojach.Irena na stadionie, na jakiejś zabawie, na masówce z transparentem w ręku.Potem w towarzystwie przystojnego blondyna w mundurze - raz i drugi, wreszcie w welonie i z bukietem w ręku.I Marysia - najpierw raczkująca, potem zabiedzona, chudziutka, w szarym szkolnym mundurku.Coś mnie tknęło - odwróciłem kilka kartek, by przyjrzeć się panu Bruckiemu, ojcu Evy.Dumnie prezentował swój mundur ozdobiony dystynkcjami porucznika, ale nie był to mundur wojskowy, a jeśli nawet wojskowy (nie znałem się na tym) to jakiejś dziwnej formacji.Przeleciałem kilkanaście kartek - na wszystkich innych zdjęciach Brucki występował w cywilu.Machnąłem ręką i wróciłem do systematycznych studiów.Irena w uniformie pielęgniarki, potem z niemowlęciem na ręku.Pojawiła się Eva.1952 - wszystko się zgadza.Rezmerowie, mocno już podstarzali.Eva szybko rośnie, zajmuje w albumie coraz więcej miejsca.Pierwsza komunia Marysi, wkrótce potem Evy.Potem z albumu znika pan Brucki, jakby go nigdy nie było.I jeszcze trochę zdjęć Evy - koniec szkoły, z matką na deptaku w Krynicy, matura.Szybko to leci.Dwa czy trzy zdjęcia Marysi ze studiów, duża zbiorówka - wszyscy w żałobie, pod kościołem wrzosowieckim, potem jedna kartka pusta, jeszcze potem kilkanaście kolorowych polaroidowych zdjęć Evy z Paryża i innych egzotycznych miejsc tego świata.I koniec.Coś mi tu nie grało.A gdzie zdjęcia ilustrujące zawodową karierę aktorską Evy? W końcu trochę sukcesów miała - te zdjęcia powinny były zajmować z połowę albumu.Wróciłem do części „kodakowskiej”.No tak - same portrety Evy.I kilka pustych miejsc, pewnie tam gdzie były zdjęcia Evy z mężem-Francuzem i innymi osobami z jej nowego otoczenia.Licząc z poprzednią pustką kartką - brakowało z sześciu - ośmiu zdjęć.A więc rzeczywiście ktoś mnie uprzedził!A zdjęcia teatralne? Proste, musiał być drugi album, ze zdjęciami, wycinkami, recenzjami.Jeszcze raz dokładnie przeszukałem pokój.Bez skutku.No tak, po co wydzierać pojedyncze zdjęcia - pan Ktoś wziął sobie cały album.Ale i dla mnie coś niecoś zostało.Mogłem z czystym sumieniem pójść w ślady mojego poprzednika.Jeszcze raz przerzuciłem kartki.Zatrzymałem się na fotce rodziców Evy, tej gdzie Brucki był w mundurze.Pociągnąłem lekko.Odeszła bez trudu, klej był bardzo stary.Już miałem znikać, zrobiło się późno i nie powinienem przeciągać eskapady, ale coś trzymało mnie przy albumie.Niejasne wspomnienie czegoś o czym mówił sierżant Miotk.Bezmyślnie wertowałem kartki.I nagle przypomniałem sobie - pogrzeb dziadków.Znalazłem.Wydarłem kartonik i nie studiując go schowałem oba zdjęcia do wewnętrznej kieszeni marynarki.Odłożyłem album i podszedłem do okna.Dochodziła szósta trzydzieści - jak na wiejskie stosunki wcale nie było wcześnie.Cicho otworzyłem drzwi wejściowe, wyjrzałem na ulicę.Pusto.Przekręciłem klucze w obu zamkach, zdjąłem rękawiczki i szybko zszedłem po schodkach do ogródka.Nadal nikogo.Pewnie otworzyłem furtkę i pomaszerowałem w stronę niedalekiego lasku, gdzie czekał mój polonez.Nikt mnie nie gonił, nie zaszczekał żaden pies.Tę rundę wygrałem.Rozdział 15Już całkiem uspokojony dotarłem do samochodu.Nie spotkałem po drodze nikogo, jeśli nie liczyć trzech krów smętnie skubiących trawę.Nie raczyły nawet na mnie spojrzeć.Ziewnąłem i syknąłem z bólu.Głowa wcale nie przestała mnie boleć i teraz, gdy napięcie minęło, przypomniała o sobie ze zdwojoną siłą.- Witam, drogiego redaktora - usłyszałem nagle.- Pewnie z grzybków? Znalazł pan coś? Sierżant Miotk wynurzył się z przydrożnych krzaków.Prowadził za ramę rower, a jego szeroką twarz rozjaśniał porozumiewawczy uśmieszek.- Owszem, co nieco - uśmiechnąłem się blado i nagle zdecydowałem, że nie poradzę sobie bez jego pomocy.Ale to wymagało szczerości.- Byłem drugi raz w domku Evy Brück
[ Pobierz całość w formacie PDF ]