[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zebca³ z powrotem rozsypane rzeczy, wêze³ek z nar-kotycznymi zio³ami wsun¹³ pod kurtkê, po czym zarzuci³worek na ramiê i poszed³.Wêdrówka by³a d³uga.Od ruin starych domostwposzed³ przez dolinê krêt¹ œcie¿k¹, tak g³êbok¹, ¿e czas niezdo³a³ jej zatrzeæ.Po pewnym czasie przystan¹³.To powinno byæ tam, pod ska³¹ o dwu szczytach,przypominaj¹cych kamienie nagrobne.Najpierw trzeba wejœæ w górê po tamtym nawisie.Tak,jest œcie¿ka.Poci³ siê.Nie przywyk³ do takich wycieczek.Nie by³oSpecjalnie gor¹co, si¹pi³ drobny deszcz, a nawet zanosi³o siêna œnieg.Wiosna jeszcze nie zawita³a w tej górskiej dolinie.Ale wspinaczka po stromych zboczach dawa³a siê we znaki.Jedno by³o w tym dobre - zd¹¿y³ siê wysuszyæ potrudnej przeprawie przez tunel.Dysza³ ciê¿ko, z wysi³kiem.Samotnoœæ spowija³a gojak gêsta, choæ niewidzialna mg³a.Gdzieœ w oddali, nadjeziorem, rozlega³ siê od czasu do czasu krzyk dzikiegoptaka i niós³ siê d³ugo w tej wielkiej ciszy.Bli¿ejpokrzykiwa³y sp³oszone siewki.Na krawêdzi skalnego nawisu wiatr uderzy³ w niegoz tak¹ si³¹, ¿e o ma³o siê nie stoczy³ w dó³.Wszed³ jeszczewy¿ej, spojrza³ w dno przepaœci i zakrêci³o mu siêw g³owie.Z po³o¿onej pod nim górskiej œciany stoczy³asiê kamienna lawina.Opuszczone domostwa Ludzi Lodu pozosta³y dalekopoza nim w dolinie.Z miejsca, w którym teraz sta³,dostrzega³ na niektórych budowlach œlady spalenizny potamtym po¿arze.Inne przemieni³y siê w ledwie widoczn¹ruinê; zosta³y z nich jedynie poros³e traw¹ fundamenty.W zagrodzie Tengela zobaczy³ ko³ysane wiatrem nagiedrzewo.To pewnie opiekuñcze drzewo ich podwórza,pomyœla³.Nagle zapragn¹³, ¿eby w tych zagrodach pojawili siêludzie.WiedŸmy i czarownicy jak on.Nieœwiadom, ¿e tojego w³asny dziadek, ów nieszczêsny Heming ZabójcaWójta, przyczyni³ siê do tego zniszczenia, Kolgrim u¿ala³siê nad swoj¹ bezgraniczn¹ samotnoœci¹.Naprawdê po-trzeba odwagi, by przeprowadziæ to, co zamierzy³em,myœla³.Potrzeba si³y, takiej jak¹ mia³ Tengel Z³y.Tegow³aœnie pragn¹³.Dla Tengela nie by³a to ¿adna sztuka.Mia³ przecie¿dolinê pe³n¹ ludzi.Kolgrim zaœ by³ samotny.Niewiarygo-dnie, bezmiernie samotny.Nikt nawet nie wiedzia³, ¿e ontu jest.Nikt na ca³ym œwiecie.Zrzuci³ worek.Niech le¿y tu pod œcian¹, dopóki on nieodnajdzie miejsca, którego szuka.Miejsca, w którym jegoz³y praprzodek spotyka³ samego Szatana!Nikt prócz Kolgrima nie wiedzia³, gdzie to jest.pczenikn¹³ go dreszcz grozy, choæ przecie¿ nie zwyk³Siê baæ!Ale to, co zamierza³, nie nale¿a³o do spraw powszednich.A gdyby tak.Gdyby tak dodaæ sobie trochê odwagi?Zamyœlony wa¿y³ w d³oni woreczek.W woreczku by³ proszek; wysuszone, utarte zio³a.Alejak siê je za¿ywa?Najwiêkszy czarownik w historii nie wiedzia³.Kolgrim rozejrza³ siê po okolicy.Niedaleko, cichoszemrz¹c, sp³ywa³ po zboczu niedu¿y potoczek.Ch³opakwysypa³ nieco proszku na d³oñ i poszed³ ku wodzie.Z trudem zdo³a³ prze³kn¹æ trochê naprêdce sporz¹dzo-nej mieszanki, ale jakaœ odrobina dosta³a siê do tchawicyi chwyci³ go kaszel.Teraz nie pozostawa³o ju¿ nic wiêcej, jak ruszyæ dotego miejsca.Na moment przystan¹³.A niech to diabli! Powinien by³przecie¿ pozacieraæ wszystkie œlady w Grastensholm! Tak,by nikt inny.no, mo¿e kiedyœ, d³ugo po nim.Ale niech tam! Zrobi to póŸniej, kiedy znowu wróci dodomu.D³ugo po nim? Ale¿ on bêdzie móg³ staæ siê nieœmier-telny! Bêdzie ¿y³ ca³e wieki.Tak, tak w³aœnie bêdzie.Terazmo¿e robiæ naprawdê wszystko, co zechce!Po wyczerpuj¹cej wspinaczce poœród dzikiej i piêknejprzyrody, na któr¹ zreszt¹ nie zwraca³ uwagi, znalaz³ siêu stóp ska³y z dwoma obeliskami.Znowu mia³ przemoczone ubranie i w³osy od wci¹¿Si¹pi¹cego deszczu.W górze teren by³ bardziej p³aski.Kolgrim mia³ przedsob¹ otwart¹, doœæ rozleg³¹ przestrzeñ.No i gdzie teraz?Obszed³ z wolna skalny wystêp.Tu sta³a z pewnoœci¹ kiedyœ Silje wraz z Tengelemi dwojgiem m³odszych dzieci.I Sol, która sz³a o w³asnych si³ach, tu w³aœnie musia³awybiec zza ska³y, krzycz¹c z przera¿ona: "Z³y cz³o-wiek!"Sol, która nie ba³a siê niczego, wygl¹da³a na œmiertelniewystraszon¹.Kolgrim zrozumia³ natychmiast, ¿e to jest to miejsce.Nawet pokrzywione brzozy tu by³y, choæ teraz po-zbawione liœci.Nie za¿y³ co prawda narkotyku jak nale¿a³o, ale coœjednak przedosta³o siê do krwi.Czu³, ¿e rozsadza goodwaga.Phi! Co tam, nie ma siê czego baæ!Wypi¹³ pierœ, wci¹gn¹³ powietrze jak móg³ najg³êbiej,potem odetchn¹³ i zdecydowanie ruszy³ ku skalnemuwystêpowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]