[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem podnios³a siê i wraz z przyjació³kamischowa³a przede mn¹ w najdalszym k¹cie sali.Wytr¹cony z równowagi pod¹¿a³em zani¹ wzrokiem.Gdzie by³ Piotrek? Sta³ przy drugim koñcu baru, dyskutuj¹c zkelnerem i barmanem.Usi³owa³ uspokoiæ zebranych ludzi.Potem rzuci³ siê domnie, z³apa³ za ramiê i wyci¹gn¹³ na zewn¹trz, dr¹c siê na mnie:- Nawarzy³eœ sobie niez³ego piwa! Masz zakaz wstêpu do knajpy.I mo¿esz byæzadowolony, ¿e nie wezwali policji.Co ty sobie wyobra¿a³eœ? Od kiedy atakujeszdziewczyny?. Jak og³uszony wys³ucha³em tej awantury.Kiedy wreszcie zaczerpn¹³powietrza, wtr¹ci³em cichutko:- Ale ja widzia³em tego typa, który siê do mnie zbli¿a³.Chcia³ czegoœ odemnie, wiêc zaatakowa³em.Piotrek, przyrzekam! W ogóle nie widzia³emdziewczyny. Piotrek przystan¹³, przyci¹gn¹³ mnie do siebie spojrza³ mi badawczo woczy.Potem westchn¹³:- £ukasz, cz³owieku, co oni z tob¹ zrobili w Ameryce? Czy miewasz czêœciejtakie napady? Wyjaœni³em mu, ¿e taka pomy³ka zdarzy³a mi siê po raz pierwszy, ale ju¿parê razy mia³em wra¿enie, ¿e brakuje mi kilku godzin.- I wcale nie by³em pijany - doda³em szybko. Niestety, Piotrek by³ równie bezradny jak ja.Jednak jego zatroskanatwarz mówi³a wiele.Zna³ te objawy.I wiedzia³, ¿e mog¹ doprowadziæ cz³owiekado szaleñstwa. Na w³asny u¿ytek wyci¹gn¹³em wnioski z tego wydarzenia - £ukasz sta³ siêniepoczytalny.Jest niebezpieczny i nieobliczalny - bezwolne narzêdzie Szatana.By³em tak zrozpaczony, ¿e nie mogê ju¿ ufaæ samemu sobie, ¿e b³aga³em Piotrka:- Piotrek, proszê, zabij mnie, zabij! Ja nie mogê tak d³u¿ej ¿yæ. Piotrek krêci³ g³ow¹.Mia³ ³zy w oczach, po³o¿y³ mi uspokajaj¹co rêkê naramieniu i szepta³ uporczywie:- Musisz! Musisz! Tej nocy znowu bezradnie biega³em po mieszkaniu.Normalnie da³bym siêuko³ysaæ do snu mojej muzyce medytacyjnej.Ale czy ja rzeczywiœcie spa³em? Mo¿echodzi³em po ulicach i mordowa³em ludzi.Rano zawsze by³em ca³kowiciewyczerpany.Tak bardzo siê ba³em.Ba³em siê samego siebie.Kim ja by³em? Codzia³o siê ze mn¹, kiedy myœla³em, ¿e œpiê? Przeklina³em Szatana, a chwilepóŸniej znów b³aga³em o pomoc.Do tej pory sen by³ moim jedynym schronieniem.Ateraz musia³em walczyæ nawet z nim.U³o¿y³em sobie plan - tak d³ugo nie bêdêsiê k³ad³ spaæ, a¿ padnê ze zmêczenia.Dopiero wtedy moje ca³kowicie wyczerpanecia³o zapanuje nad niezale¿n¹ podœwiadomoœci¹ i powstrzyma mnie od pope³nianianiechcianych czynów.Tak¹ mia³em przynajmniej nadzieje. Spêdzi³em okropn¹ noc.Nie mog³em bowiem w³¹czyæ telewizora w naszymwspólnym pokoju, gdy¿ przeszkadza³oby to wspó³lokatorom.Nie odwa¿y³em siê te¿s³uchaæ muzyki w moim pokoju ze s³uchawkami na uszach, gdy¿ mog³em przy tymusn¹æ.Otworzy³em wiec okno i wyjrza³em na zewn¹trz.£apczywie wci¹ga³em œwie¿epowietrze w moje zadymione p³uca z zamkniêtymi oczami rozkoszowa³em siê letnimpowiewem.Tam! Trzaœniêcie.Otworzy³em szybko oczy ujrza³em przemykaj¹cy zadrzewem ludzki cieñ.To byli oni.Olbrzymy kap³ana! Czy Piotrek mnie zdradzi³?Czy by³a to tylko rutynowa obserwacja? A mo¿e ktoœ czyta³ w moich myœlach?Wiedzieliby wówczas, ¿e w³aœnie chcia³em ich opuœciæ. Nerwowym ruchem zatrzasn¹³em okno i zaci¹gn¹³em grube zas³ony.Rêcedr¿a³y mi tak bardzo, ¿e z du¿ym trudem uda³o mi siê wyj¹æ papierosa z pude³ka.Tak¿e i zapalniczka gas³a wiele razy, zanim z pomoc¹ obu r¹k uda³o mi siêprzytrzymaæ ogieñ wystarczaj¹co d³ugo.I wtedy nagle skoñczy³a siê cisza wdomu.Wszêdzie zaczê³o trzaskaæ i trzeszczeæ, a cienie przemyka³y siê wciemnoœciach z k¹ta w k¹t.Przyby³y demony Szatana.Obserwowa³y mnie.Oszala³yze strachu poderwa³em siê na równe nogi.Œwiat³o! Z³e duchy nie znosz¹ œwiat³a.Biega³em od jednego kontaktu do drugiego i w³¹cza³em wszystkie.W przedpokoju,³azience, kuchni i moim pokoju. Kiedy mój wspó³lokator Mike przyszed³ o siódmej rano do kuchni, wypi³emju¿ piêæ fili¿anek kawy.Zdziwi³ siê na mój widok:- Jak ty wygl¹dasz? Obrzuci³em go z³ym spojrzeniem.Chcia³em, ¿eby mnie zostawi³ w spokoju.Wzruszy³ obojêtnie ramionami i odwróci³ siê.Zrozumia³. Rozbity i zmêczony zawlok³em siê do ³azienki.By³a sobota rano.Dziœwieczór musia³em iœæ na mszê.A niech sobie kap³an ze mn¹ robi, co chce.Powiesi mnie, wytnie pentagram na piersi, czy tez z³o¿y na o³tarzu.By³o miwszystko jedno.Dozna³em szoku, kiedy spojrza³em w lustro.Pojawi³a siê przedemn¹ blada morda z nabieg³ymi krwi¹, zapuchniêtymi oczami, pod którymi utworzy³ysiê g³êbokie, czarne cienie.Moje spojrzenie wyra¿a³o jedynie brak nadziei.Twarz zmêczonego ¿yciem osiemnastolatka, który wygl¹da³ jakpiêædziesiêciolatek. Kiedy dotar³em wieczorem do magazynu, by³em tak podminowany i agresywny,jakbym przedawkowa³ œrodki pobudzaj¹ce.Nie spa³em ju¿ od trzydziestu oœmiugodzin.By³em rozdygotany i z trudem mog³em spokojnie ustaæ w miejscu. Nagle zauwa¿y³em, ¿e jestem obserwowany.Przygl¹da³ mi siê uczeñ stoj¹cypo przeciwnej stronie o³tarza.Spojrza³em na niego z wrogoœci¹.£ama³ zasadybaran, powinien skoncentrowaæ siê na kap³anie.Zawiesi³ jednak wzrok na mnie.Nie mog³em w moim stanie opanowaæ z³oœci, która we mnie ros³a.Jednym skokiemznalaz³em siê przy tym bezwstydnie gapi¹cym siê durniu i wali³em go z ca³ejsi³y.Naturalnie zjawili siê od razu dwaj pomocnicy kap³ana i oderwali mnie odniego. Zawlekli mnie do pokoju kap³ana, rzucili na pod³ogê i zamknêli.Szala³em.Czu³em siê niesprawiedliwie potraktowany.Jak opêtany kopa³em i boksowa³em go³eœciany, a¿ zaczê³y mnie boleæ wszystkie koœci.Piek¹cy ból st³umi³ moj¹nienawiœæ.By³o jasne, ¿e kap³an ukarze mnie za napaœæ na brata.Ale zadbam oto, ¿eby nie oszczêdzi³ te¿ tego drugiego.Nieco spokojniejszy, po³o¿y³em siêznowu na twardej, betonowej pod³odze.Spaæ! Msza z pewnoœci¹ potrwa jeszcze zetrzy godziny.A ja by³em zamkniêty.Nie mog³em wiêc podczas snu zrobiæ nicz³ego.Poczu³em siê pewnie, natychmiast zasn¹³em. Z powodu mojego wykroczenia zosta³em na dwa tygodnie wykluczony zuczestnictwa w mszach.Jednak opuszczone msze mia³em potem nadrobiæ, ogl¹daj¹cje na wideo.Z pewnoœci¹ ¿aden problem dla kogoœ, kto mieszka sam.Ale jak jamog³em obejrzeæ takie kasety w mojej wspólnocie mieszkaniowej? Zarówno w dzieñ,jak i wieczorem mogliœmy siê spodziewaæ wizyty wychowawców.A póŸn¹ noc¹telewizyjne pud³o przeszkadza³o panom kolegom.Musia³em jednak zaryzykowaæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]