[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czujê, ¿e ju¿ d³u¿ej nie wytrzymam, ale nic nie mówiê, bo po raz pierszy gram wfilmie i nie chcê nikomu zawracaæ g³owy.Coœ jednak muszê zrobiæ, bo inaczej pêknê.Dobra, po­stanawiam, ¿e odlejê siê wwodzie a siki po prostu sp³yn¹ nogawk¹ i bêdzie po k³opocie.Wiêc jak tylko panFelder znów wo³a: „Kamera!" wskakujê do laguny i zaczynani laæ.Raquel Welchmiota siê przy brzegu, potem mdleje, ja wynurzam siê z wody, podnoszê j¹ itacham na l¹d.Ona odzyskuje przytomnoœæ, wali mnie ku³akami i wrze­szczy: „Pomocy! Morduj¹!Puszczaj!" Wtem przestaje siê wydzieraæ i pyta:— Co tak zaje¿d¿a³— Stop! — wo³a pan Felder i wstaje.— Coœ powiedzia³a, kochana? Tego nie ma wscenariuszu!— W dupie mam scenariusz! — Raquel Welch na to.—Coœ tu œmierdzi! — A potem patrzy na mnie i mówi: — Hej ty, jak ci tam,zsika³eœ siê, co?Tak mi wstyd, ¿e nie wiem co robiæ.Wiêc nic nie robiê, nic nie mówiê, tylkostojê i trzymam j¹ w ramionach.W koñcu potrz¹sam g³ow¹.— Nie, sk¹dby.Sk³ama³em po raz pierszy w ¿yciu.— Ktoœ siê jednak zsika³, bo zalatuje mi sikami! — mówi Raquel Welch.— I napewno nie by³am to ja! A skoro nie by³am to ja, zsika³eœ siê ty! Jak œmia³eœmnie obszczaæ, ty bydlaku!Zaczê³a mnie ok³adaæ piêœciami i wydzieraæ siê: „Pusz­czaj!", „Zostaw mnie!" idalej w tym stylu, wiêc pomyœla³em sobie, ¿e pewno chce odegraæ scenê do koñca.W porz¹dku, skoro tak to tacham j¹ dalej do d¿ungli.— Kamery! — ryczy pan Felder.I kamery znów posz³y w ruch.Raquel Welch wali mnie, drapie i wrzeszczy g³oœniej ni¿ w poprzednich ujêciach.— Œwietnie! Wspaniale! Cudownie! — wo³a pan Felder.Widzê pana Tribble.Siedzi na krzeœle, potrz¹sa smêtnie makow¹ i stara siêpatrzeæ gdzieœ w bok.Dobra; wchodzê w d¿unglê i ogl¹dam siê w ty³ czy pan Felder nie krzyknie„Stop!" tak jak za poprzednimi razy, ale on skacze jak dzikus przy ognisku igestykuluje, ¿ebym bieg³ dalej.— Wspaniale! W³aœnie o to mi chodzi! Gnaj w d¿unglê!— Puszczaj mnie, ty cuchn¹cy bandyto! — krzyczy Raquel Welch, drapie mnie ibije, ale ja biegnê jak mi ka¿e re¿yser.Nagle ona jak nie wrzaœnie: — O rety!Moja kiecka!Okazuje siê, ¿e kiecka zahaczy³a siê jej o jak¹œ ga³¹Ÿ i spru³a do cna.Mam wramionach Raquel Welch go³¹ jak œwiêta turecka!— Ojej! — mówiê i stajê.Chcê j¹ odnieœæ z powrotem na plan, ale ona znów wrze­szczy:— Nie, idioto! Nie mogê wróciæ w takim stanie!Spyta³em siê jej co mam zrobiæ, na co ona ¿e najpierw musimy siê gdzieœ ukryæ,a potem wymyœli co dalej.Wiêc niosê j¹ g³êbiej w d¿unglê i nagle widzê, ¿e coœwielkiego œmiga miêdzy drzewami na lianie.Wyba³uszam ga³y.Kiedy to coœ znówprzelatuje obok widzê, ¿e to ma³pa.Potem liana wraca i ma³pa zeskakuje naziemiê.O ma³o nie zemdla³em z wra¿enia.Bo to kochany Zuzia we w³asnejosobie!Raquel Welch drze siê i wrzeszczy, a Zuzia podchodzi, obejmuje mnie za nogi izaczyna siê tuliæ.Nie mam pojêcia jak mnie pozna³ w tym gumowym kostiumie.Pewno po zapachu albo co.— Znasz tego pieprzonego pawiana? — pyta siê Raquel Welch.— To nie pawian tylko orangut — wyjaœniam.— Na imiê mu Zuzia.Spojrza³a na mnie jakoœ dziwnie.— Mu? Skoro to on, a nie ona, to dlaczego nazywa siê Zuzia?— To d³uga historia — mówiê.Raquel Welch usi³uje siê zas³oniæ rêkami, ale Zuzia ma lepszy pomys³.Urywa dwawielkie bananowe liœcie i daje jej, ¿eby siê nimi zakry³a.PóŸniej dowiedzia³em siê od Zuzi, ¿e niechc¹cy pobieg³em za daleko i trafi³emna inny plan filmowy gdzie krêcili film o Tarzanie; Zuzia robi³ za statystê.Wkrótce po tym jak wyratowano nas od Pigmejów biali ³owcy schwytali Zuziê iwys³ali biedaka treserowi zwierz¹t w Los Angeles.I od tej pory Zuzia grywa³ wfilmach.Ale na razie nie mamy czasu pogadaæ, bo Raquel Welch wci¹¿ wœcieka siê izrzêdzi.— ZaprowadŸcie mnie gdzieœ, do jasnej cholery, ¿ebym mog³a siê ubraæ! — wo³a.Kurde Balas, nie wiem sk¹d w d¿ungli wzi¹æ jakieœ ciuchy, nawet jeœli tad¿ungla to tylko dekoracja filmowa, wiêc idziemy przed siebie, bo mo¿e kiedyœ wkoñcu na coœ trafimy.No i faktycznie.Trafiamy na taki wysoki p³ot.Myœlê sobie, ¿e pewno gdzieœ podrugiej stronie znajdziemy jej jak¹œ now¹ kieckê.Zuzia pokaza³ mi, ¿e jednadeska siê rusza, wiêc odci¹gamy j¹ na bok i przechodzê przez otwór.Ale jaktylko przesz³em poczu³em, ¿e nie mam gdzie nogi postawiæ.Chwilê potem Raquel ija turlamy siê ³eb na szyjê ze zbocza.Kiedyœmy siê doturlali na dó³, rozgl¹damsiê i widzê, ¿e jesteœmy na poboczu szosy!— O Bo¿e! — drze siê Raquel Welch.— To autostrada do Santa Monica!Patrzê w górê, a po zboczu zbiega do nas Zuzia.Stoimy w trójkê.Raquel Welchwci¹¿ wymachuje bananowymi liœæmi, ¿eby siê zas³oniæ.— I co teraz? — pytam siê.Samochody œmigaj¹ obok, ale nikt na nas ani popatrzy chocia¿ wygl¹damy doœædziwnie.— Muszê siê ubraæ! — wrzeszczy Raquel Welch.— ZaprowadŸcie mnie gdzieœ!— Gdzie? — pytam siê jej.— Wszystko jedno! — wo³a, wiêc ruszamy wzd³u¿ auto­strady.Po jakimœ czasie widzimy na szczycie wzgórza wielki napis HOLLYWOOD [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •