[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dam ci sygnał, kiedy nadejdzie czas, żebyś przyprowadził swych gości z powrotem.Donald zawiózł bliźnięta na łąkę wózkiem zaprzężonym w kucyka.Ponieważ uważnie obserwował swego ojca w sytuacjach towarzyskich, potrafił doskonale odgrywać rolę gospodarza i cały piknik przebiegł pomyślnie.Nikt się z nikim nie pobił, nikt się nie przewrócił i nikt nie zwymiotował.Gdy pani Hopple wezwała synka za pośrednictwem page-ra, powiózł swych gości z powrotem ku domowi, zaglądając po drodze w kilka szczególnie interesujących miejsc, takich jak psiarnia, królikarnia, kurnik i stajnia.- Czy dobrze się bawiliście? - zwróciła się pani Hopple do podekscytowanych bliźniąt.- Zjadłem cztery takie te z czekoladą - powiadomił ją chłopczyk.- Mama kazała pani powiedzieć, że dziękujemy - wyrecytowała dziewczynka.- A ja widziałem węża - dodał chłopiec.- I widzieliśmy Wąsacza - uzupełniła dziewczynka.- Jest zielony!- Wcale że nie, jest niebieski i ma zielone wąsy.- Oczy mu się świecą.- A z wąsów sypią się iskry.- I umie latać.- Naprawdę? - zdziwiła się uprzejmie mama Donalda.- A może powiedział wam coś ciekawego?Bliźnięta popatrzyły po sobie, a w następnej chwili chłopczyk zakwakał po kaczemu, dziewczynka zaś wypowiedziała następujące słowa:- Bip-bip-bip!Oho - pomyślała sobie pani Hopple - mój Donald nieźle ich wyszkolił! Mimo wszystko jednak wzmianka o iskrach wzbudziła u niej pewien niepokój.Ponieważ państwo Hopple mieszkali tak daleko od miasta, nic dziwnego, że lękali się ognia.Wyszła więc w pośpiechu i dosiadła motorynki, by udać się do stajni.Bobbie był w corralu i zapewniał koniom niezbędną ilość ruchu.Donald rozprzęgał kucyka.W stajni - owszem, było kilka kotów, ale ani śladu stwora z rozżarzonymi wąsami.Pani Hopple odzyskała zwykłe pogodne usposobienie i nawet zaśmiała się z samej siebie i ze swej łatwowierności.W drodze powrotnej do domu dogoniła ogrodnika, który mozolnie wspinał się pod górę, niosąc kosz tulipanów i żonkili.Zganiła go dobrotliwie:- Panie Bunsen, dlaczego nie kazał pan zanieść kwiatów któremuś z chłopaków?- E tam.Trzeba rozruszać stare gnaty - odparł staruszek - bo inaczej całkiem mi zesztywnieją.- Pan Hopple poczynił już kroki, żeby zatrudnić dla pana pomocników.- E tam.Na co to się zda? W dzisiejszych czasach młodzi nie garną się do roboty.- A tak przy okazji, pańskie wnuczęta są przeurocze, panie Bunsen.Bardzo miło mi było je gościć.- Za dużo telewizji oglądają - poskarżył się.- Trawa żółknie na potęgę.Dwa tygodnie bez deszczu!.I to jeszcze nie wszystko.Jakieś paskudztwo zalęgło się w szklarni.Zeżarło pączki geranium.A jeszcze do tego traktor się zepsuł.Nie mam pojęcia, co z nim jest.Po prostu nie chciał dziś odpalić i już.- Musi pan koniecznie w poniedziałek rano zadzwonić po mechanika - doradziła mu pani Hopple.- Proszę powiedzieć, że zapłacimy za ekspresową naprawę.- Ba.Akurat dużo to zmieni.I tak przyjedzie, kiedy będzie mu się chciało.Wyraźnie negatywne nastawienie do rzeczywistości przejawiane przez pana Bunsena w żadnej mierze nie wpłynęło na samopoczucie pani Hopple, która zawsze była w dobrym humorze.Deklamując sobie w myślach jakiś fragment wiersza Wordswortha, zaniosła kwiaty do specjalnego pokoju w całości wyłożonego ceramicznymi kafelkami.Właśnie zastanawiała się, które z pięćdziesięciu lub więcej zgromadzonych tam wazonów będą odpowiednie, gdy usłyszała dobiegający z pobliskiej kuchni jakiś dziwny hałas, więc pobiegła sprawdzić, co się dzieje.Suzette stała przy kominku - który teraz był wygaszony i wysprzątany do czysta - tłukąc garnkami i patelniami oraz wrzeszcząc coś do komina.Z jej urywanych okrzyków, składających się w trzech częściach ze słów angielskich, a w dwóch z francuszczyzny, pani Hopple dowiedziała się, że diable pojawił się sur le toit i próbował dostać się przez cheminee do la cuisine.Pani Hopple wyraziła swe uznanie dla determinacji kucharki w jej zmaganiach z nieczystą siłą na dachu, zapewniając ją zarazem, że w kominie jest solidna krata, toteż nic nie może się tą drogą dostać do kuchni - ani szop pracz czy wiewiórka albo myszy polne, ani też sam diabeł.Powróciwszy do komórki z wazonami, wybrała srebrne wiaderko od szampana na czerwone tulipany i zaczęła zastanawiać się, do czego włożyć żonkile, kiedy w czynności tej przeszkodził jej brzęczyk interkomu.- Chciałem powiedzieć, że traktor działa, pani Hopple - oznajmił ogrodnik.- Odpalił, jakby nigdy nic.Za to okazało się, że w cieplarni kilka szyb jest stłuczonych.Podziękowała panu Bunsenowi i znów zajęła się kwiatami, uśmiechając się do siebie na myśl o tym, że staruszek nie mógł się powstrzymać, by dobrej wiadomości nie okrasić jakąś wieścią o niepomyślnym wydźwięku.Gdy układała już żonkile w miedzianym dzbanie, do pomieszczenia wpadł Donald.- Nigdzie nie mogłem cię znaleźć, mamo! - zawołał, bardzo wzburzony.- Wszystkie króliki gdzieś znikły! Myślę, że ktoś je ukradł!- Nie, kochanie - odparła spokojnie.- Myślę, że znajdziesz je w cieplarni, gdzie przypuszczalnie raczą się pączkami geranium.A teraz chciałabym wiedzieć, co powiesz na truskawki z bitą śmietaną dziś wieczorem? - był to ulubiony deser całej rodziny, toteż Donald najpierw kilka razy radośnie podskoczył, a potem uściskał serdecznie swą mamę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •