[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć byli jego najlepszymi przyjaciółmi, mieli szczęście, że nie miał siły wstać, podejść do nich i udusić ich na miejscu!Pohukiwali jak dzieci, naśladując rękami szaleńczy pęd.Zachowywali się tak od pierwszych przerażających chwil na zboczu.Z chwilą, kiedy doszli do przekonania, że „czarownik” znowu znalazł sposób, ani przez moment nie przyszło im do głowy, że jest się czego bać.Przez ich radosne wrzaski kilkakrotnie niemal stracił kontrolę nad pojazdem, co groziło wpadnięciem na ostre jak brzytwa skały.Powoli, ostrożnie Dennis uwolnił dłonie od rzemieni.Powracające krążenie krwi spowodowało ostry ból.Wróciła też „choroba komunikacyjna”, którą z trudem pokonał podczas szaleńczego zjazdu.Niepewnie uniósł się na nogach i ostrożnie wysiadł ze zwariowanego małego pojazdu, przytrzymując się jego burty.- Och, Dennis.- Linnora kulejąc podeszła i zawisła na jego ramieniu.Nie mogła przestać się śmiać.- Och, mój wielki czarowniku, ale ich wystrychnąłeś na dudka! Pędziliśmy szybciej niż wiatr! Jesteś cudowny!Dennis zajrzał w jej szare oczy i zobaczył w nich miłość i podziw, których nieraz tam szukał.Nagle uświadomił sobie, że są sprawy, które mają pierwszeństwo nawet przed zrealizowanym marzeniem.„Muszę zapamiętać tę myśl” - pomyślał zataczając się.Potem odsunął od siebie księżniczkę, zrobił kilka chwiejnych kroków za najbliższą kępę krzaków i potężnie zwymiotował.X.SIC CIASTECZKUS DISINTEGRATUMPokaz odbywał się wieczorem, przy świetle księżyca i migotaniu setek jasnych pochodni.Wysoko urodzeni widzowie, coraz bardziej podenerwowani obserwowali przygotowania.Szereg za szeregiem szwadrony zapełniały plac parad.Wtem werble zamilkły.Nastąpiła długa cisza, a potem nagle przerwał ją głośny przerażający dźwięk.Po eksplozji znowu zapadła cisza, gdy goście w zadziwieniu i oszołomieniu patrzyli na to, co się stało.I wtedy tysiąc mężczyzn pozwoliło sobie na jeden krwiożerczy ryk aprobaty.Sierżant Gil'm zrobił zwrot i pomaszerował żwawo w stronę podium.W pewnym oddaleniu od placu, na końcu przejścia dla skazańców widniała w murze zewnętrznym nowa dziura.W miejscu, gdzie jeszcze przed paroma chwilami stał hardy więzień L'Toff, wykrzykując epitety w kierunku barona Kremera i jego szlachetnie urodzonych gości, leżał zakrwawiony pniak.Kremer przyjął igłowiec z rąk sierżanta.Odwrócił się do wielkich lordów z zachodu, którzy zebrali się, żeby przedyskutować końcowy kształt przymierza przeciwko autorytetowi króla.Książęta i baronowie pobledli.Paru wyglądało nawet, jakby byli chorzy.„Tak - pomyślał Kremer - pokaz się udał”.- No i cóż, panowie? Widzieliście w akcji siły powietrzne.Pokazałem wam pudełko dalekiego ostrzegania.A teraz widzicie, co może dokonać moja najwspanialsza, najnowsza broń.Czy jest jeszcze wśród was ktoś, kto by wątpił w powodzenie mojego planu?Książę Bas-Tyra zmarszczył brwi i potrząsnął głową.- Nie pozostaje nam nic innego, tylko podziwiać to.chociaż może dobrze byłoby zobaczyć cudzoziemskiego czarownika, który stworzył dla ciebie te cuda i o którym tak wiele się mówi.Spojrzał na Kremera wyczekująco.Ale władca Zuslik po prostu milczał i nic nie mówiąc, patrzył spod ciemnych brwi.- No cóż - ciągnął dalej książę - niewątpliwie zgadzamy się, że nasz król Hymiel powinien dowiedzieć się o prawach swoich wasali.Chociaż niektóre proponowane przez ciebie metody.- Chyba nadal nie rozumiesz, jak naprawdę wygląda sytuacja - powiedział Kremer wzdychając.- Trzeba ci będzie pokazać.Odwrócił się do swego kuzyna, lorda Herna.- Każ przyprowadzić specjalnych więźniów - polecił.Lord Hern przekazał rozkaz.Wielcy panowie zaszeptali pomiędzy sobą.Najwyraźniej byli głęboko poruszeni.Dostali więcej, niż prosili.Niektórzy zerkali na barona Kremera nerwowo, jakby zaczynali podejrzewać, o co mu chodzi.Posłaniec lorda Herna wrócił na miejsce i wkrótce na dziedziniec wprowadzono szereg związanych mężczyzn.Zebrani notable krzyknęli ze zdziwienia.- Toż to Królewscy Zwiadowcy.- W rzeczy samej.To wojna, czy to się wam podoba, czy nie!- I spójrzcie! Pełnomocnik króla.Pomiędzy Zwiadowcami znajdował się mężczyzna noszący barwy królewskie, błękit i złoto, którego podpis miał tę samą wagę, co królewski.- Kremer! - krzyknął mężczyzna.- Jak śmiesz traktować mnie, zastępującego samego króla, w ten sposób? Przybyłem tu jako emisariusz pokoju! Kiedy mój pan dowie się o tym, będzie miał twoją.- Będzie miał moją figę! - wrzasnął Kremer, przerywając pełnomocnikowi.Jego oddziały, jak jeden mąż, zawiwatowały.Kremer odwrócił się do zebranych.Wskazał na więźniów.- Powieście ich - powiedział.Zaszokowany książę Bas-Tyra zapytał:- My? Chcesz, żebyśmy powiesili królewskich posłańców? Osobiście?Kremer przytaknął.- Teraz.Szlachta popatrzyła na siebie.Kremer widział, że zerkają również na widoczne w świetle pochodni, krążące ponad głowami szybowce, na stojące w zwartych szeregach oddziały - zaledwie część tego, czym dysponował - i na igłowiec w jego dłoniach.Widział, że zaczynają rozumieć.Jeden po drugim skłaniali głowy.- Jak sobie życzysz.królu.Jeden po drugim ruszyli, by wykonać jego rozkaz.Kremer patrzył, jak podchodzili, biorąc skazańców za sznury.Na podniesieniu pozostali z nim jedynie najemni dowódcy Odwrócił się i przyjrzał się im - sześciu weteranów zaprawionych w wielu różnych, małych wojenkach.Oni nie posiadali ziemi ani własności, o którą mogliby dbać.Ich oddziały w razie niebezpieczeństwa mogły się po prostu rozpierzchnąć, więc nie obawiali się ani szybowców, ani magicznej broni.W razie wątpliwości mogli po prostu odjechać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •