[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiem, ale jestem stuprocentowo pewien, że musimy opuścić ten dom!– Ale ja tu mieszkam.i muszę strzec.Zawiadomię policję.Może wynajmiemy ochroniarza albo kogoś takiego.Wszystko, co znajduje się w tym domu, będzie bezpieczne.Coś mi jednak mówi, że my musimy stąd uciekać i to natychmiast!Jakiś wewnętrzny głos nie tylko nakazał jej przeciwstawić się decyzji Donalda Marquette’a o natychmiastowym opuszczeniu domu, lecz również sprawił, że zaczęła postrzegać go inaczej niż dotychczas.Ten cichy głos w jej myślach zapytał: „Kto tu naprawdę skrywa jakieś tajemnice?”– Skoro tak się martwimy, to dlaczego nie mielibyśmy wezwać policji, aby objęła nas ochroną wraz z całym domem?– To jakoś do mnie nie przemawia, Amy – rzekł, kręcąc głową z przejęciem.– A ci ochroniarze, o których wspomniałeś, Donaldzie.Dlaczego nie mielibyśmy ich wynająć tu, na miejscu? Czy nie mogą przyjechać i otoczyć opieką zarówno nas, jak i rezydencji? – Zatoczyła ręką szeroki łuk.– Ten zbiór, te książki i pamiątki były dla Williama bardzo ważne.Teraz, gdy powróciły na swoje miejsce, nie chciałabym utracić ich ponownie.– W porównaniu z tobą to wszystko nie jest warte funta kłaków.Mam na myśli twoje bezpieczeństwo, twoje życie.– Donald wydawał się potwornie spięty i sfrustrowany, jakby dopiero teraz zaczął odczuwać skutki jakiegoś brzemienia, które dźwigał od dłuższego już czasu.Amy pokręciła głową.– Dlaczego miałoby mi coś grozić? Nie rozumiem, o co ci chodzi, Donaldzie.Zanim opuszczę mój dom, muszę wiedzieć dokładnie, co pozwala ci przypuszczać, że moje życie jest w niebezpieczeństwie!Przez krótką chwilę Donald nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa.– Ten człowiek – rzekomy kuzyn Williama – jakoś mi się nie podoba.Wydaje mi się podejrzany.Może to właśnie z jego strony grozi ci niebezpieczeństwo.Ten człowiek może być obłąkany!Gdyby rzeczywiście z jego strony miało mi coś grozić, Donaldzie – odparła Amy zuchwale – to już byśmy nie rozmawiali.Bądź co bądź, miał aż dwie okazje, aby dokonać dzieła.A teraz żądam, abyś powiedział mi wszystko, co wiesz! Dlaczego twierdzisz, że akurat tej nocy coś może mi grozić?Amy odniosła wrażenie, jakby wyszła z oparów gęstej mgły.I to, co zobaczyła, było całkiem inne, niż sobie wcześniej wyobrażała.Dotychczas nie zależało jej na niczym.Nie chciała nic wiedzieć.Wystarczała jej melancholia, wprawiająca w stan bliski całkowitego odrętwienia, który skutecznie odseparował ją od codziennego, zwykłego życia.Teraz jednak ocknęła się z tego snu i odkryła, że świat wokół niej jest doprawdy nader osobliwy.– Powiedz mi wszystko, co powinnam wiedzieć!Donald otworzył usta, ale nie dobył się z nich żaden dźwięk.Zaczął wodzić wzrokiem na bok, lecz w jego oczach, zamiast odpowiedzi, dostrzec można było jedynie panikę i niezdecydowanie.Wtem od strony drzwi dobiegł głos.– Tak, Donaldzie.Może powinieneś powiedzieć jej wszystko.DWADZIEŚCIA DZIEWIĘĆ– Waldemarze, czy możesz nas objaśnić, jakie uczucia lub pragnienia posiadasz obecnie?Edgar A.Poe,Prawdziwy opis wypadku z p.Waldemarem„Niech to będzie pożegnanie – krzyknę – ptaku czy szatanie!Precz na burzę, na plutońskie brzegi czarnych nocy mórz!Niech mi żadne czarne pióro nie przypomni, jak ponuroMroczysz wszystko kłamstwa chmurą! Ruszże się z popiersia, rusz!Wyjmij dziób z mojego serca – I rusz się z nade drzwi, rusz!„Kruk mi odrzekł: „Nigdy już!”Edgar A.Poe,KrukJego serce tłukło się w piersi jak oszalałe, a w uszach prócz nieustannego, przeraźliwego dzwonienia słyszał przyprawiającą o utratę zmysłów plątaninę oderwanych słów, wywołaną przepełniającymi go lękami i emocjami.Kiedy jednak usłyszał głos płynący od progu, słowa, które się wówczas rozległy, były niczym policzek wymierzony przez lodowatą dłoń nocy, który brutalnie przywrócił Donalda Marquette’a do rzeczywistości.Spojrzał w stronę drzwi.Stał tam mężczyzna w ciemnym płaszczu.Nosił kapelusz mocno nasunięty na czoło.Kołnierz płaszcza miał postawiony, tak że zasłaniał dolną część twarzy.Większość tego, co pozostało odkryte, nikło za szkłami ciemnych okularów.Donald Marquette wreszcie odzyskał głos.– Kim jesteś? Jak się tu dostałeś?Panika i strach prysły pod wpływem gwałtownego zastrzyku adrenaliny.Znów nad sobą panował.Ze strony postaci stojącej w drzwiach wyczuwał wrogość i zagrożenie.Tkwiący gdzieś głęboko instynkt przetrwania wziął nad nim górę.Amy nie zareagowała podobnym zaniepokojeniem.– Delmore – rzekła, podchodząc do niego.– Cieszę się, że tu jesteś.Miałeś rację! Znalazłam ten tomik wierszy.– Amy pospiesznie podeszła do biurka i sięgnęła po zbiór poezji, aby pokazać go przybyszowi.– Widzisz?– Tak się cieszę – odparł Mroczny Mężczyzna.– Czy zdążyłaś już do niego zajrzeć? Może przeczytałaś choć kilka? – Jego głos wyraźnie złagodniał.– Tak! O, tak, są cudowne! Zupełnie.jakbym dzięki nim odzyskała Williama.Teraz mogę już pozwolić mu odejść, ponieważ wiem, że na zawsze pozostanie głęboko w moim sercu.Mroczny Mężczyzna pokiwał głową.– On właśnie.on na pewno.tego chciał.Amy.to by mu się.spodobało.Donald Marquette usłyszał, że głos tamtego zaczął się łamać, jakby był bliski łez albo może załamania.– Zakładam, że to ów tajemniczy kuzyn? – spytał Donald głosem pełnym podejrzliwości.– O, tak.Przepraszam, Delmore, to Donald Marquette.Kolega Williama.Został tu, aby pomóc w kwestiach związanych ze spuścizną po.moim mężu.i przy okazji załatwia mnóstwo innych spraw.Tak.Oczywiście – odrzekł mężczyzna.– William pisał mi o nim.– Jego głos znów nabrał ostrości.– Właściwie teraz chciałem pomówić właśnie z Donaldem.Dlatego wróciłem tu nocą, Amy.Miałem nadzieję, że nie zakłócę twego spokoju.Może pójdziesz na górę i zajmiesz się czymś? Masz coś do zrobienia? Może pograsz na fortepianie? Szkoda, że noc dziś taka deszczowa i paskudna.Mogłabyś odwiedzić przyjaciółkę.Jeśli chcesz, wezwę dla ciebie taksówkę.Donald poczuł narastające wątpliwości.– Czy to dotyczy spuścizny po Blessingu?– Poniekąd tak – stwierdził Mroczny Mężczyzna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •