[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jednak nie możecie nie zauważać faktu, że my jesteśmy wytworem tego niedoskonałego procesu i że mieliśmy w sobie wystarczająco - dużo - przezorności czy współczucia, czy jak tam to nazwiecie.- Wstrzymaj się! - krzyknął Troy.Wyrwał Nickowi z ręki kołyskę i rzucił się naprzód zagradzając drogę jednemu z groźnych strażników.Znalazł się w odległości zaledwie paru cali od dwóch niebezpiecznie wirujących prętów z ostrymi narzędziami na końcu.- Wstrzymaj się - krzyknął ponownie.Jakimś cudem wszelki ruch zamarł.Dywany i strażnicy stali nieruchomo, nie słychać było odgłosów zza ściany, zamilkła nawet organowa muzyka.- Z nas wszystkich - powiedział na cały głos Troy przechylając głowę do tyłu i kierując ją w stronę sklepienia - ja wiem najwięcej o tym, czym jest wasza misja.I najwięcej mam do stracenia domagając się, byście zrezygnowali z jej części.Jednak zgadzam się z moimi przyjaciółmi.Troy zdjął bransoletkę, a potem gwałtownie wcisnął ją i kołyskę w strażnika.Miał wrażenie, że zanurza dłoń w gorące ciasto.Puścił oba przedmioty i cofnął rękę.Strażnik nie poruszył się.Bransoletka i kołyska tkwiły w ciele strażnika, tam gdzie je zostawił Troy.- Od samego początku zdawałem sobie sprawę, że bransoletka, którą mi daliście, wyposaża mnie w możliwości i zdolności, których z natury nie posiadałem.Nie znając sprawy tłumaczyłem sobie, że to solidna i trwała nagroda za to, że wam pomogłem.I w końcu wydawało mi się, że wreszcie Troy Jefferson stanie się kimś w tym świecie.Troy minął komandora Wintersa, który ze spokojną obojętnością obserwował to, co się dzieje, i podszedł do Carol i Nicka.W pokoju zapanowała kompletna cisza.- Kiedy mój brat Jaimie został zabity - cicho podjął Troy - poprzysiągłem, że zrobię wszystko co konieczne, żeby wryć się w ludzką pamięć.W ciągu tych dwu lat, kiedy włóczyłem się po całym kraju, większość czasu straciłem budując zamki na lodzie.Wszystkie moje marzenia sprowadzały się do tego samego.Odkryję coś nowego, doniosłego i z dnia na dzień stanę się bogaty i sławny.Troy dał Carol szybkiego całusa i mrugnął.- Kocham cię aniołku - powiedział.- i ciebie też, profesorze.- Potem odwrócił się i stanął na wprost zakrytego cylindra.- Kiedy wychodziłem stąd w czwartek, byłem taki podniecony, że nie mogłem nad sobą zapanować.Ciągle powtarzałem, cholera Jefferson, masz to, staniesz się najważniejszym człowiekiem w dziejach tego pieprzonego świata.Ale ostatnie trzy dni nauczyły mnie czegoś bardzo ważnego, nad czym prawdopodobnie większość z nas w ogóle się nie zastanawia.Tego mianowicie, że proces jest ważniejszy niż końcowy rezultat.Tego właśnie dowiaduje się człowiek marząc, planując czy też dążąc do celu i to jest istotne i wartościowe, a nie osiągnięcie samego celu.Dlatego właśnie wy musicie zrobić teraz to, o co prosi mój przyjaciel.- Wiem, że wy, kosmici, próbowaliście mi przez te ostatnie kilka minut wytłumaczyć za pośrednictwem tej bransolety, którą mi podarowaliście na całe życie, że nowi ludzie, których tu pozostawicie, poprowadzą nas, istoty prymitywne, w śmiałą i cudowną erę.Może to i prawda.I zgadzam się, że może skorzystalibyśmy na czyjejś pomocy, skoro nasz ludzki rodzaj pełen jest uprzedzeń i egoizmu i ma masę innych problemów.Ale nie możecie po prostu dawać nam gotowego rozwiązania.Bez korzyści, jakie daje wysiłek zmierzający do doskonalenia się, bez dążenia do przezwyciężania własnych słabości, nie zajdzie w nas, dawnych ludziach, żadna zasadnicza zmiana.Nie staniemy się lepsi.Staniemy się obywatelami drugiej kategorii, zaledwie pomocniczymi wykonawcami waszych planów i zamierzeń.Zabierzcie więc waszych doskonałych ludzi i pozwólcie nam poradzić sobie z tym samodzielnie.Zasłużyliśmy na szansę.Gdy Troy skończył, przez kilka sekund nikt się nie poruszył.Potem strażnik drgnął i zaczai się przesuwać.Troy zbierał się do ataku.Strażnik jednak ruszył do wyjścia tuż obok cylindra.- Wszystko w porządku - radośnie wykrzyknął Troy.Nick i Carol ściskali się.Troy chwycił za rękę Wintersa.Wychodząc, cała czwórka odwróciła się, by po raz ostatni spojrzeć na wielką salę.W tym ostatnim rzucie oka każde z nich ujrzało to pomieszczenie przez pryzmat własnych niezwykłych przeżyć.Za ścianami ponownie odezwały się odgłosy, a dywany, platformy oraz strażnik ruszyli do drzwi obok przykrytego cylindra.Na pokładzie łodzi znajdowali się dopiero od trzech czy czterech minut, a już woda pod nimi zaczęła się burzyć.Cała czwórka dziwnie milczała.Zawiedzony porucznik Ramirez chodził po pokładzie próbując nakłonić kogoś, żeby mu powiedział, co wydarzyło się pod wodą.Nawet komandor Winters właściwie ignorował go kiwając jedynie głową, albo udzielając krótkich odpowiedzi na wszystkie jego pytania.Byli pewni, że statek zaraz wystartuje.Nie wiedzieli, że zanim przebije wodę i skieruje się ku górze, najpierw ostrożnie odpłynie z obszaru, na którym się znajdowali, żeby nie zalała ich olbrzymia fala.Woda falowała przez kilka chwil.Wszyscy wypatrywali na oceanie śladu pojazdu.- Spójrzcie - wrzasnął z przejęciem komandor Winters wskazując gigantyczną srebrną rakietę wzbijającą się w niebo w odległości mniej więcej czterdziestu pięciu stopni od porannego słońca.Najpierw wznosiła się powoli, potem gwałtownie przyśpieszyła.Nick, Carol i Troy mocno ściskali dłonie obserwując budzące grozę widowisko.Winters podszedł i przystanął obok ich trojga.Po trzydziestu sekundach statek zniknął nad chmurami.Nie było słychać żadnego dźwięku.- Fantastyczne - powiedział komandor Winters [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •