[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sk³oni³ siê na wezwanie jego bóg przychylnyI zaraz Pryjamowi przys³a³ znak niemylny,Or³a, ptaka ³owczego.A jak roz³o¿yœcie125 Dwa obszerne podwoje zamykaj¹ wniœcieDomu opatrzonego w dostatki bogacza:Tak on szeroko skrzyd³a ogromne roztacza.Po prawicy przelecia³ nad wie¿ami miasta.Na to we wszystkich radoœæ i nadzieja wzrasta.130 Siad³ król na œwietnym wozie, dobrze sobie tuszy³I brzmi¹cego przysionka z poœpiechem wyruszy³.Z wozem czteroko³owym id¹ mu³y przodem,Idaj nimi kieruje: tu¿ równym zawodemPodje¿d¿a Pryjam, biczem zacinaj¹c konie.135 Zebrani przyjaciele jego w licznym gronieOdprowadzaj¹, ca³a zap³akana rzesza,Jak gdyby na œmieræ jecha³.Król w pole poœpiesza,A lud wraca do miasta, z nim ziêcie i syny.Zeus postrzeg³ ich tam obu wpoœrodku równiny,140 Ulitowa³ siê starca nieszczêsnego doli,Wiêc g³osi Hermesowi wyrok swojej woli:»Synu, wszak w tobie ludzi najwiêksza otucha,Ty na ich proœby chêtnie nadstawujesz ucha:Œpiesz na ziemiê, Pryjama nie odstêpuj krokiem,145 Tak prowadŸ, by go ¿aden Grek nie dostrzeg³ okiem,Póki pod Achillesa namiotem nie stanie«.Zleci³, a Hermes pe³ni ojca rozkazanie.Zaraz do nóg przywi¹za³ skrzyd³a z³ote, wieczne,233Na których ziemi, morza krañce ostateczne150 Równy wiatrom przelata.Wzi¹³ laskê (t¹ ludziJednych, gdy zechce, usypia, drugich ze snu budzi):Z lask¹ puszcza siê Hermes bystrolotnym biegiemI staje nad obszernym Hellespontu brzegiem.W okaza³ej postaci idzie jak król m³ody,155 Gdy mu pierwszy w³os kryje kwitn¹ce jagody.Pryjam z woŸnym za Ila grobem chwilê stoj¹,Gdzie i konie, i mu³y w brodach Ksantu poj¹.Ju¿ i noc czarnym cieniem kraj ziemski powleka,Wtem woŸny id¹cego postrzega cz³owieka:160 »Synu Dardana – rzecze – radŸ o sobie pilnie!Idzie cz³owiek, obydwu zgubi nieomylnie.Uciekajmy lub chwyæmy pokornie za nogi,Mo¿e siê nam da zmiêkczyæ i cios cofnie srogi«.Na ten g³os zadr¿a³ Pryjam, cz³onki mu zdrêtwia³y165 I z bojaŸni na g³owie zje¿y³ siê w³os bia³y.A wtem zbli¿a siê Hermes, za rêce go chwyta,S³odkimi zabezpiecza s³owami i pyta:»Dok¹d siê wyprawujesz, ojcze, tak niewczeœnie,Gdy noc wszystkich ¿yj¹cych pogr¹¿y³a we œnie?170 Nie uwa¿asz, o starcze, ¿e tu niedalecy,Sprzysiêgli na tw¹ zgubê, znajduj¹ siê Grecy?Niech¿e postrze¿e który, ¿e skarby prowadzisz,Niech na ciebie napadnie –jak sobie poradzisz?Ju¿ niem³ody, niewiele mo¿esz ufaæ d³oni,175 Ten te¿ starzec zapewne ciebie nie obroni.Ja ci nic z³ego nie chcê i drugich w tej dobieOdeprê, widzê bowiem obraz ojca w tobie«.»Prawda, ¿e niebezpieczn¹ przedsiêbiorê drogê –Rzek³ król – wszystkiego, synu, obawiaæ siê mogê:l80 Lecz widzê, ¿e mój jeszcze los bogów dotyka,Gdy mi daj¹ takiego w tobie przewodnika.Jaki kszta³t! Jaki umys³! Jak szalone lice!O! Nie z ziemi, lecz z nieba s¹ twoi rodzice!«»Nie mylisz siê, bogowie maj¹ ciê na pieczy.185 Ale mi powiedz szczerze, gdzie wieziesz te rzeczy?Prowadzisz-li te skarby, ¿e siê wam nie szczêœci,Do obcych ludzi, chc¹c je ocaliæ choæ w czêœci?Czyli, gdy œmierci¹ syna chcia³ los ciê zasmuciæ,Wszyscy myœlicie Trojê z bojaŸni porzuciæ?190 Jaki rycerz! Najœmielszych on w boju wyœciga³I ca³¹ moc Achajów na swych barkach dŸwiga³!«»Jak zacna krew, m³odzieñcze, w ¿y³ach twoich p³ynie –Rzek³ Pryjam – gdy z tym czuciem mówisz o mym synie!«Bóg na to: »Ty miê, starcze, doœwiadczasz w tej porze,195 Takie czyni¹c pytania o wielkim Hektorze.O! Nieraz go w potrzebie orê¿nej widzia³em,Szczególniej, gdy nadludzkim uniesieñ zapa³emRzn¹³ Greki, na okrêty œmia³ym wpada³ krokiem:Myœmy na to zdumionym pogl¹dali okiem.234200 Gniewny na króla Pelid wstrzyma³ nas od boju,Któremu ja w rycerskim towarzyszê znoju.W jednej przyby³em nawie; ojciec mój, bogatyPoliktor i d³ugimi obci¹¿ony laty,Szeœciu mia³ synów: innych trzyma dom spokojny,205 Mnie jednego z Achillem los wys³a³ do wojny.Wyszed³em nieprzyjació³ obrotów dociekaæ.Ju¿ Grecy d³u¿ej szturmu nie myœl¹ przewlekaæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •