[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Czemu zostawi³eœ mi w Sali Przegl¹du zdradzaj¹c¹ to wskazówkê?Reede wzruszy³ ramionami, nadal siê krzywi¹c, pokrêci³ g³ow¹.– Nie wiem.Bez celu.¯eby zobaczyæ, czy jesteœ doœæ sprytny, by j¹ dostrzec.– Ostrzega³eœ mnie? A mo¿e prosi³eœ o pomoc?Reede w milczeniu zacisn¹³ w piêœci spoczywaj¹ce na udach d³onie.– Z tego, co widzê, to ty potrzebujesz pomocy.– Wskaza³ na ranê Gundhalinu, narysuj¹ce siê wyraŸnie na jego twarzy zmêczenie i cierpienie.– Co jest z tob¹ imerami? Znam ciê – nie chcia³eœ wznowienia produkcji wody ¿ycia, ba³eœ siêtego.Mimo to bada³eœ mery, jakbyœ pragn¹³ tego co ja.Mówi³eœ te¿, ¿e niechcesz, by ktokolwiek na nie polowa³, a mimo to je zabijaj¹ i próbuj¹ zabiæciebie.– Polityka – mrukn¹³ Gundhalinu.– Mi³oœæ – mrukn¹³ Reede, pochylaj¹c siê do przodu.– Plotki g³osz¹ prawdê.Toprzez Królow¹ twoja polityka nie ma najmniejszego sensu.To o niej opowiada³eœmi na Czwórce.¯e zmieni³byœ przysz³oœæ ca³ej tej cholernej galaktyki, bylebydo niej wróciæ.– Parskn¹³ œmiechem.– Myœla³em wtedy, ¿e ¿artujesz.– Chyba obaj siê nawzajem nie docenialiœmy – powiedzia³ Gundhalinu z lekk¹gorycz¹.Reede rozeœmia³ siê znowu, z wiêkszym uczuciem.– Mo¿esz tak s¹dziæ.– Zauwa¿y³, jak Gundhalinu lekko krzywi usta, jak ta minaprzemienia siê w coœ dziwnie podobnego do ¿alu.G³Ã³wny Sêdzia odwróci³ wzrok,bezustannie przebiera³ palcami po geometrycznych wzorach rêkawa szaty.– Obyby³a tego warta – powiedzia³ Reede.Gundhalinu uœmiechn¹³ siê, spojrza³ na niego i kiwn¹³ g³ow¹.Reede poczu³, jakprzed oczyma jego duszy zaczyna siê rysowaæ obraz twarzy, przed ujrzeniemktórej zawsze siê powstrzymywa³: ciemnej, promiennej, os³oniêtej zmys³ow¹tajemnic¹.jej twarzy.Przestañ.!Przykro mi ze wzglêdu na tw¹ ¿onê – powiedzia³ Gundhalinu, jakby czyta³ myœliReede'a, a nie tylko wyraz jego twarzy.– Co o tym wiesz? – warkn¹³ Reede.– Wiemy, Reede, co siê sta³o, gdy od Mundilfoere przeszed³eœ do Jaakoli; gdy j¹straci³eœ.– Zawaha³ siê.– Wiemy nawet, kim naprawdê jesteœ.Reede poczu³, ¿e siê rumieni.Tworem Mundilfoere po praniu mózgu.Wariatem –Wsta³.–.Vanamoinenem – powiedzia³ cicho Gundhalinu.Pod Reede'em ugiê³y siê nogi,usiad³ znowu.– Co?– Vanamoinenem.Jesteœ Vanamoinenem.Zabra³o ciê Bractwo.Ca³y czas ciêszukaliœmy.Kullervo siedzia³ bez ruchu, coœ wewn¹trz niego spêta³o jêzyk, powstrzymywa³opotok pytañ i sprzeciwów.Podniós³ rêce do twarzy, bada³ jej rysy, tak muznajome, a jednak obce.Poczu³, ¿e siê poci.– Nazywali mnie tak – “nowy Vanamoinen” – mrukn¹³.– Wiedzieli, wszyscy coœwiedzieli.Ale to niemo¿liwe.Vanamoinen nie ¿yje od dwóch tysiêcy lat!D³u¿ej! Nazywam siê.nazywam siê Reede Kullervo.– dŸga³ palcami w sw¹twarz.– Jesteœ dwiema osobami w jednym ciele – Gundhalinu pochyli³ siê do przodu,zmusi³ Reede'a, by na niego patrzy³.– Oba sygna³y nie s¹ oddzielne, walcz¹ zsob¹.Bractwo zdoby³o zapis fal mózgowych prawdziwego Vanamoinena, dokonanytysi¹ce lat temu.Dziêki temu przywo³ali go na nowo.Jednak¿e przed osadzeniemjego wspomnieñ w twoim mózgu nie usunêli twoich.Musia³o to przypominaæzderzenie czo³owe.Spowodowa³o wielkie uszkodzenia.– Jak nak³adaj¹ce siê hologramy – mrukn¹³ Reede.– Wypaczony mózg.– Opuœci³d³onie, skupi³ siê na tej myœli, zdo³a³ opanowaæ.– Jak to zrobiono? – swójg³os wyda³ mu siê teraz normalny.– Nigdy nie s³ysza³em, by zrobiono tokomukolwiek.Gundhalinu pokrêci³ g³ow¹.– Nie wiem, jak d³ugo przechowywano duszê Vanamoinena – twoj¹.A skoro ty niewiesz, to w¹tpiê, by i ktokolwiek inny.– Moja dusza.– Kullervo popatrzy³ na swe cia³o, nie protestuj¹ce na têœmia³oœæ.Dozna³ nag³ego wra¿enia, ¿e przygl¹da siê sobie z wielkiej wysokoœci,myœli w nim wirowa³y i opada³y.– Nie pamiêtam.– wymamrota³ – ale tomo¿liwe.– Skrzywi³ siê, uniós³ wzrok.– Ale dlaczego?– Sam powiedz – ponagli³ go Gundhalinu ³agodnie.– Dlaczego po tysi¹cach latwróci³eœ tu i teraz.– Mery – odpar³ Reede natychmiast.Przerwa³ nagle, zamyœli³ siê.– Nawszystkich – tak, myœlê, ¿e.¿e.jestem tu ze wzglêdu na mery.Znam je.–Spojrza³ na Gundhalinu ze zdumieniem.– Ale nie chodzi o wodê ¿ycia.Nigdy niebêdzie ca³kowicie bezb³êdnie dzia³aæ w ludzkim ciele, bo jest ono genetycznieniedoskona³e.– Pokrêci³ g³ow¹, objawienie osza³amia³o go, porusza³o,pobudza³o.– To b³¹d g³upców.Mery s¹.– Wyci¹gn¹³ rêkê, poruszy³ palcami wpowietrzu; nie chwyci³y niczego.Gundhalinu patrzy³ na niego jak dawniej, z lekkim niedowierzaniem.Reedespojrza³ na sêdziego, poj¹³, ¿e brakowa³o mu tej miny, ¿e przypomina mu ona.przypomina.Myœli mu siê spl¹ta³y.– Cholera.– mrukn¹³, wcisn¹³ d³onie w oczy, a¿ b³ysnê³y w nich gwiazdy.–Dlaczego? Bogowie.dlaczego ja?– Te¿ tego nie wiem – mrukn¹³ Gundhalinu.– Istniej¹ wskazówki, ¿e mo¿esz byæpomy³k¹.Reede prychn¹³ spiêtym, bolesnym œmiechem.Siêgn¹³ pod koszulê, wyci¹gn¹³wisiorek i pierœcionek, spiête razem.– Bêd¹c obcym z dala od domu, zawsze siê jest w niebezpieczeñstwie.Oczy Gundhalinu wype³ni³y siê nag³ym wspó³czuciem.– Ale jesteœ tutaj.Vanamoinenie.Zosta³eœ przywo³any, bo potrzebowano twojejwiedzy.Jesteœ tutaj, ja te¿, i potrzebujê twojej pomocy.I nie wierzê, by by³to przypadek.Pisana nam jest wspólna praca nad.– Pochyli³ siê do przodu,promieniuj¹c niecierpliwoœci¹ i nadziej¹.– Nad czym? – zapyta³ Reede szorstko.– Masz racjê, woda ¿ycia nie jest w merach najwa¿niejsza.Zapewnia im tylkoprzetrwanie.Zosta³y stworzone, by.by.wiesz, co mam na myœli.Wiesz, cochcê ci powiedzieæ.Reede spojrza³ nañ pustymi oczyma.– Nie wiem.O czym, do diab³a, mówisz?Gundhalinu zakl¹³ cicho, w gniewie lub zdenerwowaniu.– Cholera.Vanamoinenie! Wiesz, dlaczego to wa¿ne.Osadzi³eœ tu mery.Nami³oœæ bogów, musisz pamiêtaæ dlaczego!Reede poczu³, jak myœli mu siê rozsypuj¹ i skacz¹, niby okruchy potrzaskanegolustra wstrz¹sane tak d³ugo w worku z ¿ywego cia³a, a¿ zacznie krwawiæ.Nie wiem, o czym mówisz! Nie jestem Vanamoinenem! Jestem Reede] Nic o tym niewiem, przestañ gadaæ! Zostaw mnie samego! – Skoczy³ na nogi, ruszy³ do drzwi.Zatrzyma³ siê, gdy nagle pojawi³a siê przed nim inna postaæ, zas³oni³a drogê.Przez chwilê mia³ wra¿enie, ¿e to stoi Ariele, jasnow³osa, otulona w mêskiszlafrok.W³osy by³y jednak inne, d³ugie, niby bia³a chmura.inna by³a te¿twarz, starsza – Królowa.Spojrza³ na Gundhalinu z zaskoczeniem iniespodziewanym zrozumieniem.– Reede Kullervo.– powiedzia³a podchodz¹ca Królowa, jej szata cichozaszeleœci³a, gdy wyci¹gnê³a rêkê.Patrzy³ na ni¹, nie wiedz¹c, co zrobiæ.Bezwiednie uj¹³ jej d³oñ, pochyli³g³owê w niezdarnym pok³onie.– Pani – mrukn¹³, przypominaj¹c sobie w³aœciw¹ formê, i wypuœci³ jej rêkê,jakby go parzy³a.Ujrza³ znowu Ariele, zastanowi³ siê, co Królowa wie, jeœli wogóle.Opuœci³ wzrok.To pan pomóg³ BZ odtworzyæ napêd gwiezdny, prawda? – Jej g³os zdawa³ siegoprzygniataæ, wysysaæ nag³y przestrach, a¿ odzyska³ ca³kowity spokój.Przygl¹da³a mu siê z napiêciem, które okazywa³o siê dziwnie koj¹ce.Tak – odpowiedzia³, przestêpuj¹c z nogi na nogê.Zerkn¹³ znowu na Gundhalinu,dostrzeg³, jak kiwa g³ow¹.– Staramy siê znaleŸæ sposób na ocalenie merów przed Hegemoni¹ – powiedzia³a.–Wiemy, ¿e s¹ one rozumne, ale to za ma³o.S¹dzimy, ¿e ich pieœni zawieraj¹ –rodzaj zaszyfrowanych danych [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •