[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiêc najpierw nada³ nazwy wzgórzom i dolinom,Potem wodê pi³ z Ÿróde³ czyst¹ i niewinn¹,A kiedy siê pochyli³ nad tafli zwierciad³o,Ujrza³ swoje odbicie jak cudne widziad³oW gwiezdnej, lœni¹cej koronie jak z drogich kamieni,Których blask to srebrzyœcie - to z³otem siê mieni³.Œwiat by³ piêkny - a góry wysokie i g³adkieW dawnych dniach nie skalanych straszliwym upadkiemPotê¿nych i wszechmocnych królów NargothronduI Gondolinu - którzy do zamorskich l¹dówGdzieœ tam dawno odeszli.o, szczêsna godzina,I œwiat ten jak¿e piêkny za czasów Durina!Król mo¿ny.na rzeŸbionym tronie siedzia³ dumnyW wielkiej sali z kamienia, gdzie liczne kolumnyPodpiera³y dach z³oty.w kr¹g srebrna pod³oga,U drzwi runy, co œwiadcz¹, ¿e w³adza w tych progach.Przy œcianach zawieszono lampy kryszta³owe,Których blask sp³ywa³ miêkko na królewsk¹ g³owê,Jak srebro nocnej luny albo z³oto s³oñca,Co nie zaæmione chmur¹ wci¹¿ œwieci bez koñca.W piêknym kraju Durina wci¹¿ stuka³y m³oty,D³uto rzeŸbi³o w drzewie, pisa³ rylec z³oty,Tu kuto srebrne klingi w ognia bia³ym ¿arze,Tam domy budowali weseli murarze,Tu w skarbcu obok pere³ i bladych opaliSkarbnicy kutych kolczug srebro pochowali,Przydaj¹c do kompanii b³yszcz¹ce buñczuczniePancerze i topory, miecze oraz w³Ã³cznie.Nieznu¿ony by³ - wierzcie - lud Durina króla,DŸwiêk harf go budzi³ ze snu i do snu utula³,Harfiarzom pod wtór wdziêczny œpiewali minstrele,A w bramach pobrzmiewa³y tr¹b dŸwiêczne kapele.Dzisiaj œwiat znów szary, a górski grzbiet go³y,W kuŸniach dawno wyziêb³y po ogniach popio³y.I dŸwiêku harf nie s³ychaæ, umilk³a dolinaI coraz ciemniej w salach pa³acu Durina.Cieñ na króla mogile.cisza w wiatru szumie,Co igra bezszelestnie z cisz¹ w Khazad-dumie,Ale w wody zwierciadle mrocznej i uœpionejCi¹gle jednak siê jawi¹ gwiazdy zatopione -To korona królewska, która oko ³udzi,Póki siê znów król Durin ze snu nie obudzi.- To piêkne! - rzek³ Sam.- Chcia³bym siê nauczyæ tej pieœni.„W salach pa³acuDurina!” Co prawda, kiedy pomyœlê o tych wszystkich lampach, ciemnoœci wydaj¹mi siê jeszcze bardziej ponure.A czy stosy klejnotów i z³ota wci¹¿ jeszcze s¹tutaj?Gimli milcza³.Zaœpiewa³ swoj¹ pieœñ, nic wiêcej nie chcia³ powiedzieæ.- Stosy klejnotów? - odezwa³ siê Gandalf.- Nie! Orkowie nieraz spl¹drowaliMoriê, nic nie zosta³o w górnych salach.A po ucieczce krasnoludów nikt siê niewa¿y szukaæ w g³êbi szybów i skarbców u korzeni góry: zatonê³y w wodzie albo wcieniu strachu.- Dlaczego wiêc krasnoludy pragn¹ tu wróciæ? - spyta³ Sam.- Bo tu jest mithril - odpar³ Gandalf.- Bogactwo Morii to nie z³oto aniklejnoty - te zabawki krasnoludów; nie ¿elazo - ich s³uga.Prawda, mielirównie¿ te skarby, zw³aszcza ¿elazo, lecz nie potrzebowali ich kopaæ spod ska³.Wszystko, czego zapragnêli, mogli dostaæ w drodze wymiany.Bo na ca³ym œwiecietylko w Morii znajduje siê szczególne, najszlachetniejsze srebro, zwane wjêzyku elfów mithril.Krasnoludy maj¹ dla niego w³asn¹ nazwê, której nikomu niezdradzaj¹.Ów kruszec by³ dawniej dziesiêækroæ cenniejszy od z³ota, a dziœ jestbezcenny.Niewiele go bowiem zosta³o na powierzchni, a nawet orkowie nie œmi¹szukaæ go w g³êbi.¯y³y ci¹gn¹ siê na pó³noc ku Karadhrasowi w g³¹b ciemnoœci.Krasnoludy nie chc¹ o tym mówiæ, lecz mithril by³ zarówno pocz¹tkiem ichbogactwa, jak przyczyn¹ ich klêski: dokopywali siê do niego zbyt chciwie,siêgnêli za g³êboko, rozj¹trzyli wrog¹ si³ê, która ich st¹d wygna³a: to by³azguba Durina.Z tego, co krasnale dobyli na wierzch, niemal wszystko zrabowaliorkowie i z³o¿yli jako haracz Sauronowi, który jest na mithril bardzo ³asy.Mithril! Wszystkie plemiona po¿¹da³y mithrilu.Mo¿na go kuæ jak miedŸ ipolerowaæ jak szk³o, a krasnoludy umia³y z niego robiæ metal lekki, a mimo totwardszy od najhartowniejszej stali.Jest piêkny jak zwyk³e srebro, a jegopiêkno nie œniedzieje ani nie traci nigdy blasku.Elfy by³y w nim rozmi³owane iu¿ywa³y go do ró¿nych celów, miêdzy innymi z niego robi³y ithildin - metalgwiezdno-ksiê¿ycowy; widzieliœcie go na drzwiach Morii.Bilbo mia³ kolczugê z³usek mithrilowych, dosta³ j¹ od Thorina.Ciekawe, co te¿ siê z ni¹ sta³o?Pewnie dotychczas stoi pokryta kurzem w muzeum w Michel Delving.- Coœ ty powiedzia³? - krzykn¹³ Gimli, nagle odzyskuj¹c mowê.- Kolczuga zmithrilu? To¿ to królewski dar!- Tak - przyna³ Gandalf.- Nigdy tego Bilbowi nie mówi³em, ale warta jest tyle,ile ca³y Shire z wszystkimi swoimi dostatkami.Frodo zmilcza³, ale wsun¹³ d³oñ pod bluzê i dotkn¹³ ³usek kolczugi.Oszo³omi³ago myœl, ¿e obnosi po œwiecie ukryty pod ubraniem skarb dorównuj¹cy wartoœcica³ego Shire’u.Czy Bilbo to wiedzia³? Frodo nie mia³ co do tego w¹tpliwoœci.Królewski zaiste dar.I myœli Froda pomknê³y z ciemnych podziemi daleko, doRivendell, do Bilba, do Bag End z owych dni, kiedy Bilbo tam jeszczegospodarzy³.Zatêskni³ z g³êbi serca do tych miejsc i do dawnych czasów, dostrzy¿enia trawników i krz¹tania siê ko³o kwiatów, do epoki, gdy nie wiedzia³nic o Morii, mithrilu.i o Pierœcieniu.Zapad³a g³ucha cisza.Wêdrowcy jeden po drugim usypiali.Frodo pe³ni³ wartê.Dreszcz nim wstrz¹sn¹³, jak gdyby przez niewidoczne drzwi z g³êbokich czeluœciowia³ go lodowaty dech.Rêce mia³ zimne, ale pot mu sp³ywa³ z czo³a.Nas³uchiwa³.Na dwie wlok¹ce siê bez koñca godziny zmieni³ siê ca³y w s³uch.Nie u³owi³ jednak ¿adnego szmeru, nawet owego echa cz³api¹cych kroków, któresobie pewnie uroi³.Czas jego warty dobiega³ koñca, kiedy mu siê wyda³o, ¿e z daleka, podsklepieniem zachodniego wyjœcia, b³yskaj¹ dwa œwiec¹ce punkciki, jakby parafosforyzuj¹cych Ÿrenic.Frodo siê wzdrygn¹³.G³owa mu opad³a na piersi: „O ma³onie usn¹³em na warcie – pomyœla³.– Coœ mi siê ju¿ zaczyna³o œniæ”.Wsta³,przetar³ oczy i ju¿ nie usiad³, wpatruj¹c siê w ciemnoœæ, póki go nie zluzowa³Legolas.Po³o¿ywszy siê usn¹³ zaraz, lecz zdawa³o mu siê, ¿e poprzednie senneprzywidzenie trwa dalej: s³ysza³ szepty, widzia³ dwa blade œwiec¹ce punkciki zwolna zbli¿aj¹ce siê ku niemu.Ockn¹³ siê i stwierdzi³, ¿e towarzyszerozmawiaj¹ pó³g³osem i ¿e mêtne œwiat³o pada mu prosto w twarz.Z wysoka,sponad sklepienia wschodniego wyjœcia, przez œwietlik wyciêty w stropie s¹czy³siê nik³y promieñ œwitu.W drugim koñcu sali pó³nocne drzwi tak¿e jaœnia³ymd³ym odleg³ym brzaskiem.Frodo usiad³.- Dzieñ dobry! – powiedzia³ Gandalf.– Nareszcie znów dzieñ! Widzisz, Frodo,mia³em s³usznoœæ.Znajdujemy siê wysoko po wschodniej stronie Morii.Nimdzisiejszy dzieñ przeminie, musimy odszukaæ Wielk¹ Bramê i ujrzeæ przed sob¹Zwierciadlane Jezioro w Dolinie Dimrilla.Ledwie zjedli œniadanie, Gandalf postanowi³ wyruszaæ.- Jesteœmy co prawda zmêczeni, ale odpoczniemy lepiej pod otwartym niebem –rzek³.– Nie przypuszczam, by któryœ z was mia³ ochotê spêdziæ jeszcze jedn¹noc w Morii.- Na pewno nie! – odpar³ Boromir.– Którym korytarzem pójdziemy? Tym na wschód?- Mo¿e – powiedzia³ Gandalf.– Ale nie wiem dok³adnie, gdzie jesteœmy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •