[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaledwie go z dala ujrzawszy spokornia smerda,zkonia zeskoczy, gow obnay i pochylony poszed ku niemu.Zbliajc siprzygi niej jeszcze, rk do stóp paskich przykadajc.- A kogoe to pojma na drodze? - zawoa gos gruby i schrypy.- To nieswój?- Znad aby, Niemiec, przekupie - pocz smerda stumionym gosem.-On si tupono nie pierwszy raz po kraju wasa.Znalazem go w gocinie u kmieciaWisza, kto wie, w jakich naradach? Dlatego kazaem mu jecha za sob.Ale misinie opiera wcale, owszem, urczy mi, e by do mioci waszej wysany ipragnl jej czoem uderzy.Milczc popatrza kne na mówicego i na Heng, który sta z dala jakby woczekiwaniu.Nie da zrazu odpowiedzi adnej i po dugim namyle zby smerdobojtnie.Niech tam na waszych rkach zostanie.u mnie dzi gocie, czasu niema.nie da mu zay godu, nakarmi i napoi.jutro ranoprzyprowadzicie go do mnie.Smerda powtórnie do stóp si pokoni.Od kmiecia Wisza wziem parobka, zdrów i silny, bdzie oszczep i dzidnosi.Ludzi mamy mao, miociwy panie.Syka stary w, ale musia goda.- Sykaj oni wszyscy - mrukn kne - a ja im pyski pozatulam i milczea sucha naucz.Znam ja ich, stara, wilcza swoboda wije si im pogowach.lepe dziady, pieni o niej piewajc, ludzi buntuj.Dzicz t w pta wzitrzeba.Smerda si nie way odpowiada, sta z pochylon gow izwieszonymirkami.Wisz! Wisz!.- cign dalej, przechadzajc si po wystawie, kne- znam ja go, on si tam na puszczy sdzi kneziem i panem, a mnie zna niechce.- I bogaty - szepn smerda - jaki tam wszystkiego dostatek! Ludzi,stada, dobytku, piwa i miodu.Kto go wie, moe nawet kruszcu, srebra izota!Ze wszystkimi kmieciami tak, miociwy panie.- Do czasu.- zawarcza kne i usiad na awie.Smerda poszed speni rozkazy.Hengo te czeka na nie, nie oddalajc si odsakwy swojej, na któr wiele chciwych oczów skierowanych byo.- Miociwy pan a jutro dopiero do siebie was przypuci - rzek mu smerda pocichu - macie czas spocz i jzyk nagotowa.Przykaza mi, abym was godemniemorzy, a u nas te nikt z niego nie umar, chyba w lochu pod wie.- dodazumiechem.- Dzi - szepn na ucho Niemcowi - dzi jego mio ma chmurneczooi oczy krwawe.lepiej, e was na jutro odoy.- Zbliy si jeszczebardziej do ucha Hendze.- Nie dziw, e troch gniewny, wczoraj mu, sysz,synowca przyprowadzili, który by zbieg i z kmieciami si wcha.Trzeba mubyo, sadzc do ciemnicy, oczy wyupi, aby szkodliwym nie by, zawsze toswojakrew.i Leszek.Smerda potrzs ramionami.- A i ludzi jego dwu musiano powiesi.Szkoda, zdaliby si na wojaków,zdrowibyli, ano niebezpieczne wilki.Smerdzie czy si gada chciao, czy sobie Niemca zaskarbia, cign dalejuwagiswoje:- Nieatwe tu panowanie, lud niedobry.Z kmieciami nieustanne spory, ale ichpo trosze kne wytrzebi, karmi, poi.za jzyk cignie.a w kocu.Rozmiasi dziko i spojrza ku domostwu.Hengo mia te czas rozpatrywa si po dworze, a e wiele wiata i grodówwidywa, dlatego moe tu nic go nie dziwio i strachem nie ogarniao, chotwarzami dzikimi by otoczony i ludzie zdawali si tylko czeka skinienia, abysi rzuci na niego.Obchodzili go, przypatrywali si i sysza, jak dokoapowtarzano:- Niemy! Niemy!Wtem, gdy tak sta, jak gdyby na co oczekujc, ujrza schludnie odzianepachol, z dugimi wosami na ramionach, które mu kiwnwszy gow, dao znak,aby szed za nim.Gerdzie poleciwszy konie Hengo, posuszny, w trop uda si za przewodnikiem.Przez szerok bram w cianie dworu weszli z nim na drugi grodu dziedziniec.Tuinaczej jako i nie tak po wojennemu wygldao.Podsienia malowane byy jasnoiku socu obrócone, na sznurach w nich wisiay schnce bielizny i odzieeniewiecie.Kilka starych drzew roso w porodku.W gbi wida byoprzesuwajce si biaogowy i bawice w piasku dzieci.Pachol, palec na usta pooywszy, z wolna prowadzio Heng ku drzwiom wbocznymdworze, a gdy si te otwarty, znalaz si w piknej izbie, której okiennicaszeroko otwart bya na jezioro.Brzask wieczora wchodzi tdy do rodka.Zna byo mieszkanie niewieci przystrojone rk.Przepeniaa je wo jakich zió jakby wieo powidych.Na drewnianym stokuprzykrytym poduszk, naprzeciw komina, na którym ogie si pali, siedziaaniewiasta w sukni wenianej fadzistej, w zasonach biaych, otaczajcychtwarzi gow, na której licu resztki wielkiej niegdy piknoci zna byo.Z niejteraz tylko para oczów czarnych, paajcych zostaa.Obok na maej awcedrobnegarnuszki, miseczki i kubki stay i zioa leay pkami nagromadzone.Z ciekawoci patrzaa na wchodzcego, gdy ten pokornie kania si jej dosamejziemi - umiechna si i odezwaa do w jzyku lasów Turyngii, mow, któraserce Henki rozradowaa.- Skd jeste?- Miociwa pani - rzek Niemiec ogldajc si po izbie, w której ciekawekrciy si niewiasty - jestem zza aby, ale nawykem wóczy si po wiecie,ado domu rzadko zagldam.Troch tutejszego jzyka umiem, wic wo im towarzzachodu i mieniam go z nimi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •