[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Co tu się…?Etka ocknął się z transu, w którym przyszłość defilowała mu szalonymi wizjami.— Nie żyje — powiedział wciąż oszołomiony, i ruszył równym krokiem szubienicznika do swojej kabiny, by zawiadomić Adama, o czym nie będzie mógł go zawiadomić.I tak dowie się z zapisu KOS–a.A to, czego się nie dowie…Zdawało się, że dzień nie minął od ich poprzedniego spotkania w tym parku.To samo niebo, ta sama dzika roślinność.Lecz tym razem Etka pozostał przy zveurxie, uznając źrenicznika za niewygodnego, bo nie dość, że posiada wolę, to jeszcze się samodzielnie porusza i trzeba nim kierować — za dużo by skupiał uwagi.Norman chciał być wolny, jak tylko pozwalało mu na to jego przekleństwo.Szedł tą samą szarą alejką; nie było na niej zasadzki.Tym razem zwrócony na niego Reflektor wszechświata znalazł swe odbicie w teraźniejszości — Etka był najważniejszy, a przynajmniej tak sądzili ci, którzy decydowali (czy wydawało się im, że decydują) o ważności ludzi.Norman, rzecz jasna, wiedział, że jego cena dla tych ludzi jest złudna, wiedział już wszystko — tak blisko światła końca nic nie mogło się ukryć — lecz nie robiło mu to różnicy.Nic już nie robiło mu różnicy.Tak, był szalony.Musiał być.Ten sektor parku został zamknięty dla spacerowiczów pod pretekstem śledztwa w sprawie tych czterech niedawnych morderstw, i objęty Kontrolą Całkowitą — takie wpływy miała Korporacja, to znaczy Konkres.Etka postawił sprawę jasno: nie może być mowy o sobowtórach, ani innych takich.Prezes musi przybyć osobiście.Prezes przybył osobiście i dlatego przeprowadzono taką mobilizację — przez Kontrolę Całkowitą nic się nie przebije; kula, promień, głos, myśl — nic.Teraz cały sektor był pusty i tylko oni dwaj w tym sektorze, znowuż jak przed pojedynkiem: on i Erdan Adam.Autentyczny prezes czekał na niego w tym samym miejscu, co jego sobowtór czternaście standartdni temu.Gdy Norman podszedł do ławki, Erdan poderwał się i zrobił krok w tył.— Nie zbliżaj się — ostrzegł.— Kontrola jest obsadzona moimi ludźmi.Kichnij na mnie, źle pomyśl — i zasypiasz.— A zabić się mnie nie odważycie.— Oczywiście.A diabli wiedzą, co ci strzeli do łba.Jesteś szalony, nie pamiętasz? — na odległość byłeś „panem”, teraz tylko „tym szaleńcem”.Ponieważ „ci szaleńcy” z bliska są czymś więcej, niż oryginalnymi potworkami.Mogą cię dotknąć.Norman skinął głową i dziwnie ciężko usiadł na ławce.Prezes stał dwa metry od niego.Etka zdawał się go nie zauważać.Wystawił twarz do pseudosłońca i z lekkim uśmiechem trwał tak, jakby zamierzał się opalić w jego promieniach.— Podoba mi się ten park — mruknął.— I dlatego mnie tu ściągnąłeś? Nie mogłeś mi powiedzieć ze stacji? W co ty grasz? A może myślisz, że jak już wykonasz zadanie, to każę się ciebie pozbyć — a na stacji wygodniej? Etka! A może honorarium…— Nie.Mnie się po prostu podoba ten park.Naprawdę.— No? Świetnie, podoba ci się.I co dalej? Mów, do cholery!— Czym się tak denerwujesz? — głos Normana był niesamowicie spokojny.— Czym się denerwuję? Czym się denerwuję? Ludzie mi giną…— Znowu?— Tak, znowu! W innej stacji, czterech głównych naukowców zarżniętych jak świnie, nie ma mowy o wypadkach, po prostu zarżnięci, śledztwo niczego nie może wykazać, stoją w miejscu.A ten się bawi w wielkiego człowieka! Powiesz wreszcie, kto za tym stoi? No?— Nie denerwuj się, powiem ci, chociaż nie, właściwie nie powiem…— Etka, ty sukinsynu…— Piękny park.Erdan zagryzł wargi.— Dokąd to będziesz ciągnął?Norman odwrócił twarz od słońca.— Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jaki teraz jesteś…— No? Śmieszny?— A–tam.Słuchaj.Ten technik z Sekobby i wszyscy następni mordercy, którzy ni z tego, ni z owego będą się pojawiać, działają na zlecenie, a raczej z przymusu, z woli kogoś, komu zależy na tym, żeby Mesjasz zaprzestał swej roboty.— Co za odkrycie.— Nie przerywaj mi.Muszę cię tak podprowadzać, nie mogę wszystkiego powiedzieć naraz, potem zrozumiesz dlaczego.W gruncie rzeczy to takie proste, że aż dziw, że jeszcze nikt na to nie wpadł.Ja ci tego nie powiem, to znaczy nie tak, jak myślisz, powiem, ale… To, co potem pomyślisz, co będzie tak oczywiste — to nieprawda.Słyszysz? Zapamiętaj to.To, co się wyda idealnym rozwiązaniem, nie jest nim.— Reflektor zaczął zbaczać.— A co nim jest?— Tego nie mogę ci powiedzieć.Ale słuchaj dalej.Niech to się już skończy.No, komu może zależeć na tym, żeby przyszłe cywilizacje nie były podobne do ludzkości? Towarzystwu Ochrony Uciśnionych Ras? Niewątpliwie.Ale Towarzystwo nie złamie KOS–a, a temu mordercy powiedziano, jak to zrobić, jak zrobić to, co niemożliwe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]