[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W dole w lożach okalających pierwszy poziom, zastawiony wyściełanymi ławkami, ciągnęły się rzędy pozłacanych krzeseł i lśniąca drewniana scena.Aksamitne bordowe kurtyny, wykończone u dołu grubymi, złotymi frędzlami, zapętlono wokół portala sceny z całą pieczołowitością na jaką stać było głównego scenografa, zaś w skrzydłach konstrukcji grupka stolarzy pracowała nad czymś w rodzaju misternej, ażurowej altanki.- Archie! - krzyknął Gideon, a Constance aż podskoczyła, przejęta niemal nabożną ciszą panującą we wnętrzu teatru.Tęgawy, łysiejący człowieczek łypnął w kierunku balkonu.Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu był szereg lampek zapalonych wzdłuż ścian i u podstawy sceny, więc Constance wątpiła, czy mężczyzna dobrze widzi Gideona i modliła się, żeby nie widział jej.Zaczynała mieć serdecznie dość ustawicznie wlepionych w siebie oczu.- Kiedy dekoracje będą skończone?- Najpóźniej jutro powinny być gotowe.- Zespół przyjedzie pociągiem późnym południem.- Będą gotowe.Nie kwapiąc się do pożegnania, Gideon pomaszerował z powrotem.- Proszę ze mną, panno Pedigrue.I znowu drgnęła, kiedy ją zawołał, ale ta reakcja przeszła niezauważona, bo kolejny pracownik Gide-ona wbiegał właśnie po schodach.- Gideon! Słyszałeś najnowsze wieści? - Zatrzymał się tuż przed nimi, zadyszany.Constance natychmiast go rozpoznała - Lester Grassman.Gideon zdążył go jej rano przedstawić jako inspicjenta.- Jakie wieści? - spytał, marszcząc brwi.- Z Wellingtona, naszej konkurencji.Gideon pokręcił głową.- Popełniono morderstwo - odparł Les, odetchnąwszy głęboko, żeby trochę ochłonąć.- Morderstwo! - wykrzyknęła Constance ze zgrozą.Les nie wydawał się urażony tym przerywnikiem.Kiwnął głową i oznajmił:- Bladym świtem znaleźli jedną ze szwaczek.Przyszła wcześniej do pracy.Wygląda na to, że zaatakowano ją na schodach - uduszona.Constance bezwiednie objęła się za szyję.Les zerkał to na nią, to na Gideona, wyraźnie zastanawiając się, czy opowiadać dalej.- Dalej, człowieku.Mówże - ponaglił Gideon.- Na miejscu zbrodni pozostawiono wiadomość.Gideon skrzywił się i Les dokończył pośpiesznie:- Brzmiała: „Dla ciebie, Mauro”.Na całym piętrze zapanowała lodowata cisza.Constance starała się unikać wzroku Gideona, studiowała twarz Lestera, podłogę, schody.Ale niebawem przyłapała się na tym, że znowu przygląda się Gideonowi; zacisnął kurczowo usta, szczęki mu chodziły.- Wiadomo już, kto to zrobił? - spytał głucho.- Oprócz tej notatki - mówił Les, kręcąc bezradnie głową - nie znaleziono żadnych śladów.Ktoś z policji chce z tobą porozmawiać.Czekają w twoim biurze.Gideon wyminął Lesa bez słowa i pośpiesznie zszedł na dół.Constance nie ruszyła się z miejsca.Czuła, że nie powinna iść za nim, ale nie wiedziała zarazem, czym zająć się do jego powrotu.Chcąc przerwać to okropne milczenie, spytała:- Co to za dziewczyna?- Biedna Mary MacClannahan - Les cmoknął z ubolewaniem.- Pracowała kiedyś jako.jakby to nazwać, osobista pokojowa Maury.Od samego początku jej kariery.- Dlaczego ktoś miałby chcieć ją zabić? - spytała po chwili Constance; tak ją ściskało w gardle, że mówienie przychodziło jej z najwyższym trudem.- Nie wiem - mruknął Les ze smutkiem.- Kochane z niej było stworzenie.Jestem pewny, że gdyby Maura nie zapałała do niej niechęcią, u Gideona pracowałaby w tym samym charakterze.- A co takiego się stało, że Maura straciła do niej serce? - spytała natychmiast Constance, zainteresowana tylko tą częścią jego wypowiedzi.- Maura oskarżyła ją o kradzież, chodziło bodajże o brylantową broszę.- Les wzruszył ramionami.-Klejnotu nigdy nie odnaleziono, ale postawiłbym kawałek grosza, że Mary nie przyłożyła do tego ręki.Ale Maura nie udobruchałaby się, gdyby dziewczynę ominęła kara, więc Gideon był zmuszony ją odprawić.Mimo to zapewnił jej pracę w innym teatrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]