[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ty też jesteś czasami trochę głupia, mówi.Co on ci takiego zrobił?Słyszę, jak otwiera drzwi, leżę nadal i się nie podnoszę.Thomas wsiada do samochodu, ja leżę przed nim na masce jak dekoracja, mam nadzieję.Powoli przewracam się na brzuch i patrzę na niego przez szybę samochodu.Ma spalone czoło, posklejane włosy, wygląda, jakby wróciłz jakiejś ekspedycji, łapczywie pije wodę z butelki, która leżała w samochodzie.Musi być nieprzyjemnie ciepła.Pijąc, spogląda na mnie.Złażę z maski i wsiadam do samochodu.Mam plan.W milczeniu rozpinam mu koszulę.Pozwala mi na to, nie rusza się.Kiedy zaczynam dobierać się do spodni, chce zatrzymać moje ręce.Pozwól, szepczę, proszę.Chcę coś udowodnić, sobie i jemu.Bez pigułek też musi się nam udać.Serce bije mi z emocji, bo jeśli mi się nie uda, nie będzie już dla nas wyjścia.Przez jakiś czas uprzejmie jeszcze ze sobą pozostaniemy, spotkamy się parę razy, może nawet prześpimy ze sobą raz albo dwa razy.On weźmie wbrew sobie swoją niebieską pigułkę - ona czegoś ode mnie oczekuje, a ja muszę jakoś funkcjonować - odstępy czasu staną się coraz większe, ja będę unikać małego cmentarza, on prawdopodobnie też, przypadkiem spotkamy się gdzieś na zakupach albo wejdziemy sobie w drogę, jak nigdy wcześniej i nigdy potem, smutno uśmiechniemy się do siebie i będziemy wiedzieć, że nam się nie udało.On odchyla głowę.109Gdyby ktoś teraz nadszedł, mamrocze.Bez słów zgadzamy się co do tego, boimy się jego słabości, jego strachu, uników, jego porażki.Co to właściwie jest? Czy to moja wina? Odciąga mnie od rozporka, ale ja nie ustępuję.Gdyby ktoś teraz nadszedł, powtarza.Jeśli ktoś nadejdzie, nie zobaczy mnie.Głęboko schylona, nie daję za wygraną, długo nie daję za wygraną.A kiedy już ogarnia mnie zwątpienie, kiedy już widzę nas oboje smutnych i milczących, zatrzaśniętych w naszej niemocy jak w klatce, w bocznej kieszeni drzwi samochodu dostrzegam paczkę miętowych landrynek „Altoids".Zwykle są dla mnie za mocne, ale przypominam sobie, że w jakimś kobiecym czasopiśmie czytałam o wybuchowym działaniu miętowych cukierków przy całkiem konkretnym zastosowaniu.Ostrożnie wyciągam rękę po pudełko, niepostrzeżenie je otwieram i wkładam do ust miętowego cukierka.W chwilę potem jego ciało przechodzi dreszcz, tak jakby poraził go prąd.Mruczę z zadowoleniem.To działa! Niech Bóg ma w opiece kobiece czasopisma.Wygina się, słyszę jego ciężki oddech, wciąga mnie na kolana, i od tej chwili pomaga nam nie tylko miętowy cukierek, ale także nasze zmęczenie, ciemność, absurdalna sytuacja, strach, że na-kryje nas właściciel, który raz jeszcze będzie przeszukiwałswoje kukurydziane pole.To jak seks nastolatków w kinie samochodowym, szybki i poplątany, okropnie niewygodny i szczególnie dla mnie niezbyt satysfakcjonujący, ale w tych krótkich momentach uwalniamy się od naszej historii jak od zamkniętego rozdziału, i wydostajemy na wolność.Nieśmiało przedzieramy się przez zieloną trawę, nadzy i zaskoczeni, jak Adam i Ewa na krótkim urlopie.A więc jednak można.110Thomas obsypuje moją twarz drobnymi pocałunkami.Od nagłego szczęścia, w którym obawa przed jego utratą tkwi jak pestka w brzoskwini, tracę rozum.No, no, mówi Thomas, tylko bez płaczu.Proszę.Zapina mój biustonosz, zapina rozporek.Grzecznie siadamy obok siebie, bierze mnie za rękę.Długo milczymy i patrzymy przez szybę samochodu na ciemne, rozkołysane pole kukurydzy.Nagle Thomas wybucha śmiechem i mówi: Nie mam pojęcia, dlaczego przyszło mi to do głowy właśnie teraz, ale jako dziecko, sześcio- albo siedmioletnie, miałem bogatego kolegę.Mieszkał w dużym, jasnym mieszkaniu, w którym było tyle pokoi, że nieraz się w nim gubiłem.Jego matka była boginią, piękną kobietą o niesamowicie długich blond włosach, które nosiła rozpuszczone.Marzyłem o tym, by móc dotknąć jej włosów.Popołudniami często zostawiała nas samych, ale było wiele reguł, czego nam nie wolno.Surowo zabronione było wchodzenie do sypialni.Raz widziałem łóżko przez uchylone drzwi, jasnoszary dywan, jej toaletkę.Ponieważ surowo zabroniła wchodzenia do sypialni, marzenie, by złamać ten zakaz, było oczywiście jeszcze większe.Pewnego popołudnia stało się.Nie wiem, gdzie był wtedy mój przyjaciel, ja w każdym razie otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju.Pachniało w nim jej perfumami.Łóżko, które przykrywała gładka, zielona narzuta, sprawiało wrażenie tajemniczego.Wyobraziłem ją sobie w tym łóżku, w nocnej koszuli, nagą pod koszulą.Obszedłem łóżko naokoło i dotknąłem go.Moje stopy bezgłośnie zapadły się w dywan.Wziąłem jej szczotkę do włosów, zobaczyłem jej długie, złote włosy i własne odbicie w lustrze, małego, głupiego chłopca w swetrze, w żałosny wzorek w paski.Nienawidziłem siebie za swoją niewiedzę i niewinność.Ciągle widzę siebie, jak tam stoję, ze szczotką do włosów w ręku.Wtedy usłyszałem, że ktoś mnie woła.Nieoczekiwanie wróciła do domu.Wybiegłem z sypialni do kolegi.Nie trwało długo, kiedy ona zawołała: Kto byłw mojej sypialni? Stanęła przed nami, jej jasne włosy falowały ze wzburzenia.My nie, odpowiedzieliśmy jednocześnie.Kłamiecie, wrzasnęła.To nie my, jęknęliśmy.Złapała nas za karki, zaciągnęła do drzwi prowadzących do sypialni i wepchnęła do środka.Na dywanie były wyraźne ślady moich stóp.Każdy krok.Do łóżka i wokółłóżka, do toaletki i z powrotem do wyjścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]