[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ach, cóż! To nie ma znaczenia: co się odwlecze, to nie uciecze.Wracamy do Pałacu, mój tronie.Zelobion spędził resztę dnia, myszkując w na pół zrujnowanej bibliotece w jednym ze skrzydeł Pałacu.Srebrnowłosy przez cały dzień, aż do wieczora, włóczył się po tarasach w ponurym nastroju.Potem oparł się o balustradę i spojrzał w górę, na gigantyczny blask Spadającego Księżyca, który oświetlał go teraz jakby z zimną okrutną kpiną, naśmiewając się z klęski, jakiej doznały wszystkie jego nadzieje, z pogwałcenia losu, który został mu wyznaczony przez Bogów Czasu.Wszystko było stracone.Tam właśnie wisiał on, z całym swym ciężarem.6.000.000.000.000.000.000.000 ton prastarych kamieni, lawy, pumeksu, pyłu i lodu.Olbrzymi miecz Damoklesa, wiszący na cienkiej nici siły odśrodkowej ponad głowami całego Rodzaju Ludzkiego.Ta unosząca się w Kosmosie masa zagrażającego ludziom przeznaczenia miała wielkość jednej czwartej Ziemi.Już za zaledwie kilka tysięcy lat osiągnie ona Strefę Roche’a, w której ziemskie siły pływowe rozedrą ją na strzępy i miliony supermeteorów wielkości Mount Everestu z hukiem uderzą w powierzchnię planety.Gwałtowność tego niewyobrażalnego kosmicznego bombardowania pogruchocze skorupę Ziemi, czyniąc z niej ruinę, przebije się przez jądro planety, wyzwalając miliony ton bardzo gorącej magmy, która wyleje się na powierzchnię strumieniami o wielokilometrowej szerokości.Gigantyczny ocean, pokrywający trzy czwarte powierzchni globu eksploduje w gejzer białej, gorącej pary, gdy spotka się z Niagarą płynnego ognia.Sama planeta zostanie ostatecznie rozdarta na strzępy w szale tej nieprawdopodobnej eksplozji.- Ganelon.Wyrwany ze swych ponurych myśli, brązowoskóry młody olbrzym odwrócił się, by zobaczyć Wojowniczkę siedzącą w cieniu kolumn.Widmowy blask Spadającego Księżyca połyskiwał na złotych ornamentach, które przystrajały jej kobiece ciało.Do Ganelona dotarł intensywny zapach perfum.- Czego chcesz?! - ryknął krótko.- Myślałam.że może moglibyśmy.porozmawiać - powiedziała niezdecydowanie.Chrząknął, po czym powrócił do swej obserwacji Księżyca.Nie chciał być grubiański, jednak głęboka depresja, która ogarnęła go, gdy kontemplował niepowodzenie swego gigantycznego przedsięwzięcia opanowała jego umysł, wykluczając wszelkie inne emocje.Żeby przebyć tak niezmierną odległość, ponad połowę świata, pełną dzikich bestii, zajadłych przeciwników, wszelkiego rodzaju naturalnych i geofizycznych niebezpieczeństw, zużywając na to całe miesiące pracy i walki.A wszystko to na nic! Okrutny żart ironicznego Fatum gryzł go i dokuczał oraz wypełniał go mroczną furią uczucia zawodu.Poczuł, że wysoka dziewczyna wciąż niezdecydowanie próbuje wciągnąć go w jakąś bezcelową konwersację.Stała przy jego boku, tak blisko, że mógł wyczuć miękkie ciepło jej bioder i ud na nagiej skórze swej nogi.Swe gęste, płowe włosy wymyła szamponem o ziołowym zapachu, który znalazła wśród przyborów toaletowych w swoim apartamencie; ten słodki zapach wydawał mu się odpychający w obecnym stanie ducha pełnym goryczy i wewnętrznego gniewu.Czuł miękki dotyk jej palców, delikatnie muskających mięśnie jego owłosionych przedramion.- Czego właściwie chcesz ode mnie? - mruknął.- Czy ty mnie.lubisz? - spytała drżącym głosem.- Przez wszystkie te tygodnie, gdy.byliśmy razem, ty, i ja, i starszy człowiek.ty nigdy.nigdy nie próbowałeś.musisz wiedzieć, co teraz czuję.chyba wyraziłam się wystarczająco jasno.ale czy ty nigdy nie.?Jej głos zaniknął niepewnie.W bolesnej jakby ciszy, która nastąpiła potem, Ganelon mruknął z irytacją, że nie jest tej nocy w nastroju do rozmów.Coś w jej bliskości, w cieple jej pachnącego słodko ciała, w cieniu skrępowania obecnym w zaciśniętej na jego ramieniu dłoni nieznośnie mu dokuczało i dlatego odsunął ją na bok, po czym ruszył po tarasie.Chciał być sam ze swymi surowymi dumaniami.Odchodząc usłyszał za sobą miękki płacz i na chwilę odwrócił się z irytacją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]