[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Giselle otworzyła drzwi po swojej stronie, zanim samochód się zatrzymał.– Dom jest pogrążony w ciemnościach – zauważyła.– Dlaczego Lily nie zapaliła światła?Żartobliwa uwaga, że Lily jest zapewne oszczędną Francuzką, zamarła Richardowi na ustach.Nawet on wziął za zły znak atmosferę opuszczenia, która panowała w tym miejscu.Było już przecież prawie całkiem ciemno, a w żadnym oknie nie paliło się najmniejsze światełko.Dogonił Giselle, gdy już stała przy drzwiach frontowych.Grzebała w torebce, szukając klucza.– Ja mam klucz, kochanie – powiedział.Za drzwiami ukazał się mroczny przedsionek.– Jacques! – zawołała Giselle.– Jacques!Richard zapalił światło i wtedy zauważył kartkę przypiętą do tablicy: N’appelez pas la police.Attendez nos instructions avant de rien faire.Nie zawiadamiajcie policji.Czekajcie na instrukcje.– Jak się pani czuje, panno LaMonte?Kobieta powoli otworzyła oczy i ujrzała nad sobą zatroskanego policjanta konnego.Co się stało? – zastanawiała się przez chwilę.Wówczas naszły ją żywe wspomnienia.Złapała gumę i straciła panowanie nad wozem.Samochód zjechał z drogi i spadł do rowu.Ona uderzył głową o kierownicę.Chłopiec.Jacques.Czy już im o niej powiedział? Co ona ma mówić? Pójdzie chyba do więzienia.Dotknęła dłonią swego ramienia.Uświadomiła sobie, że po drugiej stronie łóżka stoi lekarz.– Spokojnie – rzekł do niej.– Jest pani w izbie przyjęć Morristown General Hospital.Nieźle się pani uderzyła, ale wygląda na to, że wszystko jest w porządku.Próbowaliśmy zawiadomić pani rodzinę, nie mamy jednak na razie żadnej odpowiedzi.Zawiadomić rodzinę? No tak.Ma przecież przy sobie portfel, który wykradł Pete, a w nim dokumenty prawdziwej Lily LaMonte: jej prawo jazdy, dowód rejestracyjny, ubezpieczenie i karty kredytowe.Mimo silnego bólu głowy, Betty Rouches odzyskała w mgnieniu oka swe konfabulacyjne zdolności.– Bardzo się cieszę.Jadę właśnie do rodziny na święta i wolałabym, żeby się nie wystraszyli taką wiadomością.Tylko gdzie niby jest ta rodzina? I gdzie jest chłopiec?– Czy jechała pani sama?W jej zatartych wspomnieniach pojawił się mglisty obraz drzwi otwierających się po stronie pasażera.Dziecko najprawdopodobniej uciekło.– Tak – szepnęła.– Samochód znajduje się na najbliższej stacji benzynowej, ale obawiam się, że wymaga poważnego remontu – poinformował ją policjant.– Może nawet nadaje się do kasacji.Betty poczuła, że pora się stąd wydostać.Spojrzała na lekarza.– Poproszę brata, żeby tu wrócił po samochód.Czy mogę już iść?– Owszem, chyba tak.Ale proszę uważać.I wybrać się do lekarza w przyszłym tygodniu.Doktor uśmiechnął się krzepiąco i opuścił pokój.– Musi pani podpisać protokół powypadkowy – powiedział policjant.– Czy ktoś po panią przyjedzie?– Owszem.Dziękuję.Zadzwonię do brata.– Powodzenia.Mogło być znacznie gorzej.Przebita opona i samochód bez poduszki powietrznej.– Policjant nie dokończył myśli.Dziesięć minut później Betty siedziała w taksówce zmierzającej ku najbliższej wypożyczalni samochodów.Dwadzieścia minut później jechała już w stronę Nowego Jorku.Miała zamiar zawieźć chłopca do domu swego kuzyna Pete’a w Sommerville, ale teraz nie było mowy, by tam pojechała.Dopiero za miastem zatrzymała się na stacji benzynowej, żeby zatelefonować.Teraz, gdy już poczuła się trochę bezpieczniej, chciała wyładować całą złość na kuzynie, który namówił ją na ten wariacki plan.– Zero ryzyka – twierdził.– Taka okazja zdarza się raz w życiu.Pete pracował w Best Choice Employment Agency w Darien.Twierdził, że jest stażystą, ale Betty wiedziała, że czasem biega po mieście w charakterze gońca, a czasem kosi trawniki w posiadłościach wynajmowanych przez agencję.Pete, podobnie jak ona, miał trzydzieści dwa lata; przez całe dzieciństwo byli sąsiadami i razem wpakowali się w niejedną kabałę.Do tej pory śmiali się na wspomnienie tego, jak podłożyli ogień w szkole, zwalając winę na inne dzieci.Mimo wszystko powinna przecież zauważyć, że Pete najwyraźniej jest nie w formie, skoro proponuje taki idiotyczny plan.– Słuchaj – przekonywał ją – dowiedziałem się w agencji wszystkiego o tych ludziach.Ten facet, Richard Dalton, właśnie zdeponował czek na sześć milionów dolców, mówią, że to jego bonus za przejście do innej firmy.A ja nawet pracowałem w domu, który zamierzają wynająć.Jakiś inny prezesik mieszkał tam pół roku temu.No i znam Lily LaMonte.Pracowała już dla agencji i nie ma nikogo innego, kto by się nadawał do tej pracy.Tamci potrzebują niani, która mówi płynnie po francusku.Wiem przypadkiem, że ona się wybiera do Nowego Meksyku na święta.No więc po prostu podasz się za nią.Jesteś do niej podobna, masz tyle samo lat i dobrze mówisz po francusku.Gdy rodzice gdzieś wyjadą, zabierzesz dzieciaka do mojego domu w Sommerville.Ja się zajmę okupem i całą resztą.Zrobimy wymianę.Podzielimy się milionem dolców.– A jeśli zawiadomią policję?– Nie zawiadomią, a jeśli nawet, to co z tego? Nikt nas nie zna.Kto by mnie podejrzewał? Nic nie zrobimy dzieciakowi.No i ja będę mógł obserwować, co się dzieje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]