[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skopiował numer telefonu człowieka, którego znał jako Clarence’a Jestera, zamieszkałego w Venice.Facet prowadził mały lombard, lecz ta działalność służyła mu jedynie jako przykrywka; z powołania był piromanem.Dobiegający sześćdziesiątki Jester przesiedział w federalnych więzieniach dwanaście lat za podpalenia, a obecnie był na obserwacji psychiatrycznej.Johnowi służył w przeszłości jako doskonałe źródło informacji o światku pirotechnicznych szajbusów.- Cześć, Clarence.Tu LeRoy Abramowicz.Jestem w LA, stary.- Tak?Clarence Jester mówił z podejrzliwym namysłem paranoika, którym zresztą był.- Chętnie bym wpadł i czymś zahandlował.Pasuje ci?- Czemu nie.Choć Johnowi się spieszyło, musiał po drodze wpaść na hamburgera, bo kiszki grały mu już marsza.Kilka minut później wszedł wolnym krokiem do lombardu Clarence’a.Jester był nerwowym kurduplem z nędzną resztką owłosienia.Nie podał gościowi ręki, tłumacząc, że ma obsesję na punkcie zarazków.- Siema, Clarence.Chodź, przejdziemy się.Clarence, przygotowany na jego wizytę, bez słowa zamknął sklepik.Na zewnątrz obrzucił gościa zaciekawionym spojrzeniem.- Zmieniłeś się.- Odstawiam bambusa.Jak wszyscy.- Rozumiem.Interesy ubijali zawsze pod gołym niebem, John wiedział bowiem dobrze, że Clarence byłby skłonny sprzedać go bez mrugnięcia powieką w zamian za obietnicę złagodzenia kary.Już dwa razy kupował od Jestera pikrynian amonowy.Ten facet był nie tylko piromanem, handlował też materiałami wybuchowymi, twardą pornografią i okazjonalnie bronią.John wiedział, że ten, kto skopiował jego bombę, musiał sporządzić własny modex hybrid, co oznaczało, że zdobył skądś RDX.- Słuchaj, Clarence, szukam odrobiny erdeksu.Pomożesz mi?- Ha!- Co miało znaczyć to „ha!”, kolego?- Nie mówisz jak prawdziwy czarnuch.Mówisz jak biały, który małpuje czarnucha.- Pozostańmy przy erdeksie, Clarence.Wyświadczysz mi tę drobną przysługę?- Kto teraz ma RDX? Widuję małe porcyjki raz na parę lat, ot i wszystko.Znalazłoby się jednak trochę trotylu i pentrytu.Też zajebisty towar.Mówiąc to, Clarence przesunął palcami po wargach i jego słowa zabrzmiały mamrotliwie.Prawdopodobnie sądził, że John jest naprany.- Muszę mieć erdeks.- Nie mam na zbyciu.- Ty może nie, ale kto inny ma.Kurwa, stary, nie mieszkasz w pipidówie.To jest Los Angeles.Tutaj wszystko kupisz.Obok nich przemknęła na łyżworolkach dziewczyna w zielonym,-połyskliwym bikini, ze słuchawkami od walkmana na uszach.Spod jej majteczek wyglądał tatuaż przedstawiający wschód słońca, a na smyczy biegł za nią złocisty cocker spaniel.John spostrzegł, że Clarence chciwie przygląda się psu i dziewczynie, jakby w wyobraźni widział ich oboje polanych benzyną i płonących.- Wskaż mi tylko trop, stary.Znajdę, czego szukam, masz u mnie dolę.Nie skrzywdzę cię.Dziewczyna i pies zniknęli za rogiem.- Coś mi zaczyna dzwonić.- Na to właśnie liczyłem.- Nie podniecaj się za wcześnie.Trudno go zdobyć, to szczera prawda.Kilka lat temu działał tu w okolicy jeden gościu, którego w końcu przymknęli za wysadzanie w powietrze samochodów.Używał do tego erdeksu.Może mógłbym cię z nim skontaktować.John poczuł, że jest w domu.Kontakty otwierały następne kontakty.- Twój klient?- Nie brał erdeksu ode mnie, zapewniam cię.Clarence opowiedział o niejakim Dallasie Tennancie, aktualnie w kiciu.John przerwał mu ze złością, gdy tamten wspomniał o więzieniu.- Chwileczkę.Na chuja mi facet, który siedzi w pierdlu?- Możesz z nim pogadać na Klaudiuszu.- Z faciem za kratkami?- Czemu nie? Nie uwierzyłbyś, jakie numery wycinałem, gdy sam kiblowałem.Słuchaj, gościu wykombinował dosyć erdeksu do wysadzenia trzech starych rzęchów.Jeśli sam nie będzie mógł ci pomóc, skontaktuje cię z kimś, kto pomoże.John uspokoił się; więc jednak był w domu.Tego się właśnie spodziewał, wiedział, że tak będzie, wiedział to przez całą drogę z Nowego Orleanu.Zastanawiał się, czy detektyw Starkey jest dość przebiegła, by wytropić źródło RDX.I czy ich drogi się spotkają.- Znasz jego pseudo?- Mam je w komputerze.Wiesz, jak wejść do Klaudiusza?- Jasne.John poklepał Clarence’a po plecach tylko po to, żeby zobaczyć, jak tamten się wzdraga.- Dzięki, stary byku.- Nie dotykaj mnie.Nie znoszę tego.- Przepraszam.- Słyszałeś ostatnią nowinę?- Nie.Jaką nowinę?- Ponoć odwiedził LA Mister Red.Ponoć rozwalił jakiegoś glinę w Silver Lake.John, którego natychmiast opuścił dobry humor, po raz drugi z całej siły grzmotnął Clarence’a w plecy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]