[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz przebywa gdzieœ na po³udniu Francji, sk¹d mia³blisko do Toledo.Zamyœlony Jon siêgn¹³ po kufel, podniós³ wzrok i kilkadziesi¹t metrów dalejzobaczy³ Randi, która w³aœnie p³aci³a taksówkarzowi.Uœmiechn¹³ siê z kuflem wrêku, podziwiaj¹c ten widok.Randi by³a w klasycznych ciemnych spodniach iobcis³ym ¿akiecie, a w³osy mia³a zwi¹zane w luŸny kucyk.Porusza³a siê taklekko i zwinnie, ¿e przez chwilê wygl¹da³a jak nastolatka.Gdy sz³a ku niemu,piêkna i pe³na ¿ycia, Jon zda³ sobie sprawê, ¿e ilekroæ j¹ widzi, nie myœli ju¿o Sophii.Dziwne, bardzo dziwne uczucie.Stanê³a przed stolikiem.- Wygl¹dasz tak, jakbyœ zobaczy³ ducha.Martwi³eœ siê o mnie? To s³odkie, alezupe³nie niepotrzebne.- Gdzieœ ty by³a, do diab³a? - warkn¹³ z uœmiechem Smith.Randi usiad³a i poszuka³a wzrokiem kelnera.- Zaraz ci wszystko opowiem.Wracam prosto z Pary¿a.By³am u Marty'ego i.Jon zesztywnia³.I.?Znowu jest w œpi¹czce, nie powiedzia³ Peterowi ani s³owa.- Opowiadaj¹c mu owizycie w szpitalu, patrzy³a na jego zmarszczone czo³o i zaniepokojoneciemnoniebieskie oczy.Gdy sprawy mia³y siê Ÿle, przypomina³ drapie¿negopotwora, zw³aszcza podczas akcji, ale teraz by³ uosobieniem dobroci i troski oprzyjaciela.Z potarganymi ciemnymi w³osami, ze zrytym zmarszczkami czo³em izadrapaniami na twarzy wygl¹da³ niemal uroczo.Cholera, szkoda, ¿e nie mo¿emy u¿ywaæ komórek - mrukn¹³.–Peter ju¿ dawno by zadzwoni³.- Fakt, bez komórek i modemów ¿ycie jest trudniejsze.Pos³a³a mu ostrzegawcze spojrzenie — nadchodzi³ kelner.Zamówi³a piwo GrandReserve.Gdy tylko kelner odszed³, nachyli³a siê ku Jonowi i szepnê³a:- Dowiedzia³eœ siê czegoœ?Kilku rzeczy.- Opowiedzia³ jej o aktach Bonnarda i o spotkaniu z genera³em LaPorte.- Albo nie wie o jego zwi¹zkach z Algieri¹, albo kryje go z lojalnoœci.A ty? Masz coœ nowego?Mo¿e.- Podekscytowana streœci³a mu rozmowê z Aaronem Isaakiem.- Ten Sulejmanmóg³ udawaæ - zakoñczy³a.- Ból w piersi mo¿na wywo³aæ sztucznie.I ³atwo.Dobra, gdzie ten facet jest?Mieszka w Pary¿u.Mosad twierdzi, ¿e nie wyjecha³.Mam jego adres.No to na co jeszcze czekamy?Randi uœmiechnê³a siê smutno.Na moje piwo.Gdzieœ w pó³nocnej AfryceDo du¿ego, pomalowanego na bia³o, pokoju wielkiej nadmorskiej willi wpada³czasem powiew wiatru, wydymaj¹c leciutkie, przezroczyste zas³ony.Willêzaprojektowano tak, ¿eby by³a przewiewna, ¿eby do jej wnêtrza trafia³onajl¿ejsze muœniêcie bryzy, ¿eby miêdzy szerokimi, otwartymi ³ukami i poprzestronnych pokojach nieustannie kr¹¿y³o powietrze.W jednej z g³êbokich nisz doktor Chambord pracowa³ wœród pl¹taninysupercienkich przewodów ³¹cz¹cych klawiaturê komputera z b³êkitnosrebrzystymipaczuszkami ¿elu, zanurzonymi w przypominaj¹cej pianê galaretowatej substancji.¯el, komputery, drukarkê, elastyczne metaliczne p³ytki i monitoryprzetransportowali tu z Pary¿a Mauritania i jego ludzie.Chambord lubi³pracowaæ w tym pomieszczeniu, poniewa¿ nie dochodzi³ tu wiatr, a sta³atemperatura i ca³kowity brak drgañ mechanicznych by³y niezmierne istotne dlaprawid³owej pracy delikatnego prototypu komputera molekularnego.Próbowa³ siê skupiæ.Tu¿ przed nim sta³o dzie³o jego ¿ycia.Ostro¿niemanipuluj¹c pokrêt³ami i prze³¹cznikami, myœla³ o przysz³oœci, zarównoelektronicznej, jak i politycznej.Wiedzia³, ¿e komputer molekularnyzapocz¹tkuje zmiany, których wiêkszoœæ ludzi nie jest w stanie obj¹æ umys³em, atym bardziej doceniæ.¯e sterowanie moleku³ami z wpraw¹ i precyzj¹, z jak¹fizycy potrafili sterowaæ elektronami, zrewolucjonizuje œwiat, ¿e wprowadziludzi do królestwa atomu, gdzie materia zachowuje siê zupe³nie inaczej, ni¿s¹dz¹ na podstawie tego, co dotychczas widzieli i s³yszeli, co zarejestrowalidotykiem.Elektrony i atomy nie przypominaj¹ kul bilardowych z klasycznej fizykinewtonowskiej.Nie, s¹ puszyste i rozfalowane.Na poziomie atomowym fale mog¹zachowywaæ siê jak cz¹steczki, cz¹steczki zaœ potrafi¹ te fale generowaæ.Elektron mo¿e poruszaæ siê w wielu kierunkach naraz, jakby rzeczywiœcieprzypomina³ rozchodz¹c¹ siê falê.Dlatego komputer molekularny móg³ prowadziæobliczenia na kilku p³aszczyznach jednoczeœnie, mo¿e nawet w kilku wymiarach.Podstawowe za³o¿enia, na których opiera³a siê istota naszego œwiata, mia³ywkrótce lec w gruzach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]