[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wychodzê do szko³y, Paloma.- G³os Ricka by³ teraz ³agodny, pozbawionyzupe³nie chojrackiej nuty, która modulowa³a go przed chwil¹ na ulicy.- Podaæci coœ?- Nie, gracias.- Staruszka unios³a siê powoli do pozycji siedz¹cej iodwróci³a, ¿eby wychudzon¹ rêk¹ poprawiæ poduszkê, ale Rick podskoczy³ szybkona pomoc.- Pracujesz dzisiaj? -spyta³a.- Si.Bêdê w domu o szóstej.- Pracowa³ trzy popo³udnia w tygodniu w sklepie zartyku³ami przemys³owymi w Inferno i pracowa³by d³u¿ej, gdyby tylko panLuttrell pozwoli³.Ale i bez tego obowi¹zków mia³ pod dostatkiem, a przecie¿babka wymaga³a opieki.Co prawda ktoœ z przykoœcielnego komitetu spo³ecznegoprzynosi³ jej codziennie paczkowany lunch, pani Rami-rez, s¹siadka, zagl¹da³aco jakiœ czas, czêsto wpada³ te¿ ojciec LaPrado, ale Rick nie lubi³ zostawiaæbabki na d³ugo samej.W szkole niepokoi³ siê, ¿e mo¿e upaœæ i z³amaæ sobiebiodro albo krêgos³up, a potem bêdzie le¿a³a cierpi¹c w tym strasznym domu a¿do powrotu wnuka.Z drugiej jednak strony nie prze¿yliby przecie¿ bezpieniêdzy, które Rick zarabia³ jako magazynier.- Co to za ha³asy s³ysza³am? - spyta³a.- Samochód tr¹bi³, obudzi³ mnie.- Nic takiego.Ktoœ przeje¿d¿a³.- S³ysza³am krzyki.Za ha³aœliwie na tej ulicy.Za du¿o burd.Trzeba siê bêdzieprzeprowadziæ do spokojniejszej okolicy, prawda?- Prawda - odpar³ i d³oni¹, któr¹ wykona³ niedawno salut si³y, pog³adzi³ babkêpo rzadkich siwych w³osach.Chwyci³a go za rêkê.- B¹dŸ dzisiaj grzeczny, Ricardo.Dobrze siê sprawuj w szkole, sil- Postaram siê.- Spojrza³ na ni¹.Ledwie widzia³a na powleczone bladoszarymbielmem oczy.Mia³a siedemdziesi¹t jeden lat, przesz³a dwa lekkie zawa³y serca;zachowa³a wiêkszoœæ zêbów.Posiwia³a wczeœnie i st¹d wzi¹³ siê jej przydomek -Paloma, go³êbica.W rzeczywistoœci nosi³a ch³opskie meksykañskie imiê, któregonawet on nie potrafi³ prawid³owo wymówiæ.- Uwa¿aj na siebie, babciu -powiedzia³.- Rozsun¹æ zas³ony?Pokrêci³a g³ow¹.- Za jasno.Ale po operacji to dopiero bêdzie! Bêdê wszystko widzia³a.Nawetlepiej od ciebie!- Ty i teraz lepiej ode mnie wszystko widzisz.- Pochyli³ siê i poca³owa³ j¹ wczo³o.Znowu poczu³ ten zapach przywiêd³ych fio³ków.Palce babki natrafi³y na skórzan¹ opaskê na jego przegubie.- Znowu je nosisz? Na co ci to?- Nie wiem, noszê i ju¿.Taki styl.- Cofn¹³ rêkê.- Styl.Si.- Paloma uœmiechnê³a siê nikle.- A kto ten styl wymyœli³, Ricardo?Prawdopodobnie ktoœ, kogo nie znasz, a nawet gdybyœ zna³, nie polubi³byœ go.-Postuka³a siê palcem w g³owê.- Rób u¿ytek z tego.¯yj po swojemu, nie ogl¹dajsiê na czyjeœ style.- To nie takie proste.- Wiem.Ale w ten sposób bêdziesz sob¹, a nie czyimœ echem.- Paloma zwróci³atwarz ku oknu.Ostre smugi s³onecznego œwiat³a wdzieraj¹ce siê do pokoju przezszpary w zas³onach przyprawia³y j¹ o ból g³owy.- Twoja matka.tak, ona maswój styl - szepnê³a.Ricka zatka³o.Nie pamiêta³ ju¿, kiedy Paloma po raz ostatni wspomnia³a o jegomatce.Czeka³ na coœ wiêcej, ale babka milcza³a.- Ósma dochodzi - mrukn¹³ w koñcu.- Pójdê ju¿.- Tak, idŸ, idŸ.Po co masz siê spóŸniæ, panie absolwencie.- Bêdê w domu o szóstej - powtórzy³ i podszed³ do drzwi.Zanim jednakprzest¹pi³ próg, obejrza³ siê jeszcze na drobn¹ postaæ w ³Ã³¿ku i powiedzia³ to,co mówi³ ka¿dego ranka przed wyjœciem do szko³y: - Kocham ciê.A ona odpowiedzia³a jak zawsze:- A ja ciebie dwa razy mocniej.Rick zanikn¹³ za sob¹ drzwi sypialni.Wracaj¹c korytarzykiem, uœwiadomi³ sobie,¿e zapewnienie babki o podwójnej mi³oœci spe³nia³o swoj¹ rolê, kiedy by³jeszcze dzieckiem; ale teraz, za progiem domu, w œwiecie, gdzie s³oneczny ¿arzwala z nóg, a pos³ugiwanie siê s³owem „litoœæ" przystoi tylko miêczakom,zapewnienie starej, umieraj¹cej kobiety o podwójnej mi³oœci nie uchroni goprzed z³em.Z ka¿dym krokiem na jego twarzy nastêpowa³a subtelna zmiana.Z oczu znika³a³agodnoœæ, zastêpowana stopniowo przez bezwzglêdnoœæ.Usta zaciska³y siê wposêpn¹ zgorzknia³¹ liniê.Zatrzyma³ siê przed drzwiami i zdj¹³ z wieszka naœcianie bia³¹ fedorê przystrojon¹ opask¹ ze skóry wê¿a.W³o¿y³ kapelusz przedzmatowia³ym lustrem, przechylaj¹c go pod odpowiednio zawadiackim k¹tem.Potemwsun¹³ rêkê do kieszeni d¿insów i na-maca³ tam srebrny sprê¿ynowiec.Rêkojeœæno¿a wykonana by³a z zielonego jadeitu, w którym osadzono kameê z JezusemChrystusem.Rick przypomnia³ sobie dzieñ, w którym wyci¹gn¹³ ten nó¿ - Kie³Jezusa - z pude³ka, w którym spa³ zwiniêty grze-chotnik.Spojrzenie mia³ teraz z³owrogie, zadziorne; by³ gotowy do wyjœcia.Przekraczaj¹c próg domu, zostawi w nim Ricka Jurado opiekuj¹cego siê Palom¹ iprzedzierzgnie w Ricka Jurado - herszta bandy Grzechotników.Babka nigdy niewidzia³a jego drugiej twarzy i czasami by³ rad, ¿e niedowidzi.Tak jednakmusia³o byæ, jeœli chcia³ przetrwaæ w rywalizacji z Lockettem i Renegatami.Nigdy nie zrzuca³ tej maski, a czasami nawet zapomina³, co jest mask¹, a cojego prawdziw¹ twarz¹.Odetchn¹³ g³êboko i wyszed³ z domu.Czekaj¹cy przy samochodzie Zarra rzuci³ muœwie¿o zwiniêtego skrêta.Rick z³apa³ papierosa w locie i schowa³ na póŸniej.Tylko bêd¹c na haju -albo udaj¹c, ¿e siê na nim jest - mo¿na by³o jakoœprzebrn¹æ kolejny dzieñ.Wsun¹³ siê za kierownice.Zarra zaj¹³ miejsce dla pasa¿era.Silnik camarozaskoczy³ od pierwszego przekrêcenia kluczyka w stacyjce.Rick w³o¿y³ na nosokulary s³oneczne w czarnej oprawce i dope³niwszy tym swej transformacji ruszy³spod domu.6.Czarna kulaBy³a dziewi¹ta rano, kiedy przy unieruchomionym pick-upie Jessie Hammondzatrzyma³a siê br¹zowa pó³ciê¿arówka.Wysiad³y z niej Jessie i Bess Lucas,która prowadzi³a.Bess by³a energiczn¹, siwow³os¹, piêædziesiêciooœmioletni¹kobiet¹ o jasnoniebieskich oczach i przystojnej twarzy w kszta³cie serca.Mia³ana sobie d¿insy, bladozielon¹ bluzkê, a na g³owie s³omkowy kowbojski kapelusz.Spojrzawszy na okaleczony silnik, skrzywi³a siê.- Bo¿e! - mruknê³a.- To ju¿ szmelc, bez dwóch zdañ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •