[ Pobierz całość w formacie PDF ]
., poniewa¿ gorliwie wype³ni³eœ me proœby, teraz pozwalam ci odejœæ,zaklinaj¹c, byœ nie szkodzi³ ludziom ani zwierzêtom.OdejdŸ, powiadam, i b¹dŸgotów i chêtny przybyæ tu ponownie, gdy wezw¹ ciê nale¿ycie odprawione œwiêterytua³y i egzorcyzmy Tradycji.Zaklinam, byœ odszed³ w pokoju i ciszy, iniechaj pokój bo¿y po wsze czasy panuje miêdzy tob¹ i mn¹.Amen.Kr¹g znikn¹³, a my uklêkliœmy, pochylaj¹c g³owy.Jeden z rycerzy odmówi³ z namisiedem Pater noster i siedem Ave Maria.Najwy¿szy kap³an po siedemkroæ odmówi³Credo, wyjaœniaj¹c, i¿ poleci³a mu tak uczyniæ Matka Boska z Med-jugorie, któraobjawia³a siê w Jugos³awii od roku 1982.Postêpowaliœmy zatem zgodnie zobrz¹dkiem chrzeœcijañskim.- Andrew, powstañ i podejdŸ tu – rozkaza³ najwy¿szy kap³an.Australijczyk ruszy³ w stronê o³tarza, przed którym sta³o siedmiu rycerzy.Jeden z nich, zapewne przewodnik Australijczyka, zapyta³:- Bracie, czy chcesz zostaæ przyjêty do naszego Domu?- Tak - odpar³ Andrew.I zrozumia³em, w jakim rytuale chrzeœcijañskim bierzemy udzia³.By³a toinicjacja templariusza.- Œwiadom jesteœ surowoœci regu³y Domu i zawartych w niej nakazów s³u¿enialudziom?- Gotów jestem znieœæ wszystko dla Boga i pragnê byæ s³ug¹ i niewolnikiem Domuna zawsze, po kres mego ¿ywota - odrzek³ Australijczyk.Potem nast¹pi³a seria rytualnych pytañ, z których czêœæ nie mia³a wewspó³czesnym œwiecie ¿adnego sensu, podczas gdy inne oznacza³y pe³ne oddanie iogrom mi³oœci.Andrew, ze spuszczon¹ g³ow¹, odpowiada³ na wszystkie zadawanepytania.- Dobry bracie, prosisz o wiele, gdy¿ z naszej regu³y widzisz jeno pozórzewnêtrzny, piêkne rumaki, wspania³e szaty - powiedzia³ jego przewodnik.- Nieznasz jednak surowych nakazów, które kryj¹ siê pod t¹ pow³ok¹.Trudno bowiemprzyjdzie tobie, któryœ sam sobie panem, staæ siê s³ug¹ innych, gdy¿ rzadkoczyni³ bêdziesz to, czego pragniesz.Jeœli zechcesz tu zostaæ, wyœlemy ciê zamorze.Jeœli zapragniesz byæ w Akce, wyœlemy ciê do ziemi Trypolisu, Antiochiilub Armenii.Gdy zapragniesz snu, trzeba ci bêdzie czuwaæ.Jeœli zechceszpoœwiêciæ siê zajêciom dnia, rozka¿emy ci udaæ siê na spoczynek.- Chcê nale¿eæ do Domu - odpar³ Australijczyk.I by³o, jakby dawni templariusze, którzy mieszkali w zamku, z zadowoleniemobserwowali ceremoniê inicjacji.Pochodnie g³oœno trzeszcza³y.Potem nast¹pi³a seria przestróg, a Australijczyk przyjmowa³ je wszystkie,powtarzaj¹c, ¿e pragnie wst¹piæ do Zakonu.Wreszcie jego przewodnik zwróci³ siêdo najwy¿szego kap³ana i powtórzy³ odpowiedzi udzielone przez Australijczyka.Kap³an raz jeszcze uroczyœcie zapyta³, czy postulant gotów jest zaakceptowaæwszystkie nakazy Domu.- Tak, Mistrzu, jeœli taka jest wola bo¿a.Stajê przed Bogiem i przed tob¹,Mistrzu, a tak¿e przed braæmi, by b³agaæ w imiê Boga i Maryi Dziewicy oprzyjêcie mnie do Zakonu i dopuszczenie do jego dobrodziejstw, zarównoduchowych, jak i doczesnych, jako tego, który pragnie zostaæ s³ug¹ iniewolnikiem Domu po kres swego ¿ywota.- PrzywiedŸcie go do mnie w imiê Bo¿e - rzek³ wówczas najwy¿szy kap³an.Wtedy rycerze dobyli z pochew mieczy i unieœli je ku niebu.Potem opuœcilibroñ, by po chwili stalow¹ koron¹ otoczyæ g³owê Australijczyka.Ostrzapo³yskiwa³y w ogniu z³otawym blaskiem, który podkreœla³ œwiêtoœæ tej chwili.Mistrz Australijczyka zbli¿y³ siê do niego, by uroczyœcie wrêczyæ mu miecz.Ktoœ uderzy³ w dzwon, którego dŸwiêk odbi³ siê echem w starym zamczysku, bybrzmieæ w nieskoñczonoœæ.Wszyscy spuœciliœmy oczy, a rycerze gdzieœ zniknêli.Kiedy podnieœliœmy g³owy, by³o nas ju¿ tylko dziewiêcioro, poniewa¿ Andrew uda³siê z rycerzami na obrzêdow¹ ucztê.Przebraliœmy siê i bez zbêdnych formalnoœci ka¿dy z nas ruszy³ w swoj¹ stronê.Taniec musia³ trwaæ bardzo d³ugo, poniewa¿ w³aœnie œwita³o.Ogarnê³o mniepoczucie bezgranicznej samotnoœci.Zazdroœci³em Australijczykowi, który znalaz³swój miecz i zdo³a³ osi¹gn¹æ cel.By³em teraz sam, nikt nie wskazywa³ midalszej drogi, poniewa¿ Tradycja odtr¹ci³a mnie w dalekim kraju AmerykiPo³udniowej, nie podpowiadaj¹c, jak mogê wróciæ na jej ³ono.Musia³emprzemierzyæ niezwyk³y Szlak Œwiêtego Jakuba, a by³em ju¿ coraz bli¿ej jegokresu i wci¹¿ nie zna³em tajemnicy mojego miecza ani nie wiedzia³em, w jakisposób mam go odnaleŸæ.Dzwon nadal bi³.Wychodz¹c z zamku, stwierdzi³em, ¿e g³os dochodzi zpobliskiego koœcio³a i wzywa wiernych na porann¹ mszê.Miasto budzi³o siê, bypracowaæ, kochaæ, cierpieæ albo oddawaæ siê marzeniom i p³aciæ rachunki.I aniten dzwon, ani miasto nie wiedzia³y, ¿e tej nocy odprawiono pradawny rytua³ i¿e to, co œwiat uwa¿a³ za martwe od wieków, wci¹¿ siê odradza³o, dowodz¹c swejwielkiej mocy.Cebreiro- Jest pan pielgrzymem? -- zapyta³a dziewczynka, jedyna ¿ywa istota, na jak¹siê natkn¹³em w to skwarne popo³udnie w Villafranca del Bierzo.Popatrzy³em na ni¹ bez s³owa.Mia³a oko³o oœmiu lat i by³a biednie ubrana.Podbieg³a do fontanny, na której obrze¿u usiad³em, ¿eby trochê odpocz¹æ.Myœla³em wy³¹cznie o tym, ¿eby szybko dotrzeæ do Santiago de Compostela i razna zawsze zakoñczyæ to szaleñstwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]