Robert Ludlum Protokół Sigmy (2)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mo�e ma jakie� urojenia.- Niekoniecznie.Kesting przeszy� j� wzrokiem i tylko zacisn�� usta.S�ysz�c, �e jest znajomym jego starego przyjaciela, Johna Barnesa Godwina,profesor doktor Carl Mercandetti wyra�nie si� rozpromieni�.- Ale� sk�d, to �aden k�opotanie ma za co przeprasza�.Mam gabinet wbibliotece.Wpad�by pan tam przed po�udniem? Tak czy inaczej, ja na pewnoprzyjd�, Mam nadziej�, �e Godwin na mnie nie narzeka�: pisz� pewn� monografi�dla Cambridge University Press, do serii wydawniczej, któr� on redaguje, i�l�cz� nad ni� ju� od dwóch lat! John mówi, �e mam �ródziemnomorskie poczucieczasu! - Jego gromki �miech omal nie rozsadzi� telefonu.Ben nie bardzo wiedzia�, czego od niego chce, a s�dz�c po weso�ym tonie g�osu,jakim Mercandetti z nim rozmawia�, profesor my�la� pewnie, �e chodzi o zwyk��wizyt� towarzysk�.Znaczn� cz�� poranka Ben sp�dzi� na lekturze spisów szwajcarskich korporacjiprzemys�owych.Przewertowa� wszystkie, jakie tylko móg� znale��, zajrza� nawetdo internetowej ksi��ki telefonicznej.Ale �adna firma o nazwie Sigma AG nieistnia�a.A przynajmniej nie istnia�y �adne zapisy mówi�ce o tym, �ekiedykolwiek j� za�o�ono.Podczas rozmowy telefonicznej wyobra�a� sobie, �e Carl Mercandetti jestdobrodusznym weso�kiem, lecz stan�wszy z nim twarz� w twarz, stwierdzi�, �eprofesor wygl�da bardzo nobliwie.By� szczup�y, mia� pi��dziesi�t kilka lat,krótko ostrzy�one, przyprószone siwizn� w�osy i nosi� owalne okulary wdrucianej oprawce.Kiedy Ben si� przedstawi�, natychmiast o�y�y mu oczy.Przyjaciel Boga.- powiedzia�, serdecznie �ciskaj�c mu d�o�.My�la�em, �e nazywaj� go tak tylko studenci Princeton.Mercandetti pokr�ci� g�ow�.- Znamy si� od wielu, wielu lat, a ka�dy kolejny rok upewnia mnie wprzekonaniu, �e to najtrafniejszy przydomek, jaki kiedykolwiek s�ysza�em.Przera�a mnie my�l, �e u per�owych wrót raju John powita mnie s�owami: �Carl,czyta�em twój ostami artyku� i mam pewne w�tpliwo�ci co do przypisu numerczterdzie�ci trzy."Kiedy wymienili uprzejmo�ci, Ben opowiedzia� mu o swoich bezskutecznych próbachwytropienia korporacji o nazwie Sigma AG, za�o�onej w Zurychu pod koniecdrugiej wojny �wiatowej.Niczego mu nie wyja�nia�.Ostatecznie móg� si� tak�spraw� zajmowa�, cho�by tylko z bankierskiej dok�adno�ci, nie wspominaj�c ju� otym, �e by� przedstawicielem Funduszu Kapita�owego Hartmana.Profesor wys�ucha� go grzecznie, lecz bez wi�kszego zainteresowania.Nazwakorporacji najwyra�niej nic mu nie mówi�a.- Mówi pan, �e za�o�ono j� w czterdziestym pi�tym?- Tak.- Bordeaux, wspania�y rocznik.- Wzruszy� ramionami.- Có�, od tamtej porymin�o ponad pó� wieku.Wiele firm, które powsta�y podczas wojny lub zaraz poniej, niestety upad�o.Nasza gospodarka nie radzi�a sobie tak dobrze jakteraz.- Mam powody przypuszcza�, �e ta wci�� istnieje - odrzek� Ben.Mercandettidobrodusznie przekrzywi� g�ow�.No dobrze.Co pan o niej wie?Nic konkretnego.S� to raczej domys�y oparte na.na pog�oskach, na tym, comówi� ludzie.Ludzie, którzy mog� o tym wiedzie�.Ale czy wiedz� co� konkretnego? - W rozbawionym g�osie profesora brzmia�a cichanutka sceptycyzmu.-Nazw� firmy mo�na �atwo zmieni�.Tak, ale czy tego rodzaju zmian nie odnotowuje si� w jakich� rejestrach?Historyk powiód� wzrokiem po �ukowatym suficie biblioteki.Jest takie miejsce, gdzie móg�by pan to sprawdzi�.Haudelsregisteramt desKantons Zurich.To rejestr wszystkich zuryskich firm.Ka�da firma musi z�o�y�tam odpowiednie dokumenty.Dobrze, dzi�kuj�.Chcia�bym spyta� pana o co� innego.O t� list�.- Przesun��po d�bowym stole list� za�o�ycieli Sigmy, któr� skopiowa� przed wizyt� uprofesora.- Czy zna pan którekolwiek z tych nazwisk?Mercandetti w�o�y� okulary.- Wi�kszo�� to.znani przemys�owcy.Prosperi.Bardzo podejrzana posta� zpó��wiatka.S�ysza�em, �e niedawno umar�.W Brazylii czy w Paragwaju, niepami�tam.Tak, ludzie ci albo ju� nie �yj�, albo s� bardzo, bardzo starzy.Jesti Gaston Rossignol.To s�ynny bankier, mieszka w Zurychu.- �yje?- Chyba tak, w ka�dym razie nie s�ysza�em, �eby umar�.Ale je�li �yje, musimie� osiemdziesi�t albo nawet dziewi��dziesi�t kilka lat- Jak mo�na to sprawdzi�?- Czy �yje? - Znów to rozbawione spojrzenie.- Zagl�da� pan do ksi��kitelefonicznej?- Tak, jest ich kilku, ale imiona si� nie zgadzaj�.Profesor wzruszy� ramionami.- Rossignol by� znanym finansist�.Po drugiej wojnie �wiatowej pomaga�odbudowywa� nasz system bankowy.Mia� tu wielu przyjació�.Ale mo�e wyjecha� naCap d'Antibes i kiedy my tu sobie siedzimy, on smaruje olejkiem swoje upstrzonestarczymi plamami ramiona.A mo�e z sobie tylko znanych powodów postanowi�unika� rozg�osu.W zwi�zku z ostatnimi kontrowersjami na temat naszego z�otapojawili si� tu liczni.agitatorzy, ludzie nader czujni i m�ciwi.Nawetszwajcarski bankier nie mo�e mieszka� w skarbcu, dlatego musi si� jako�zabezpieczy�.�rodki ostro�no�ci, mój drogi, �rodki ostro�no�ci.�rodkiostro�no�ci.Dzi�kuj�.Bardzo mi pan pomóg�.- Ben wyj�� z koperty czarno-bia�e zdj�cie zbankowej skrytki Petera i poda� je profesorowi.- Czy zna pan tych m�czyzn?Czy aby na pewno jest pan bankierem? - rzuci� weso�o Mercandetti.- A mo�e wg��bi serca jest pan zagorza�ym mi�o�nikiem historii i handluje pan starymifotografiami? W dzisiejszych czasach to bardzo lukratywny interes.Kolekcjonerzy p�ac� fortuny za dziewi�tnastowieczne ferrotypy.Ale mnie to niebawi.Uwielbiam kolory.To nie jest zdj�cie z wakacji - zauwa�y� �agodnie Ben.- W ka�dym razieniezupe�nie.Mercandetti u�miechn�� si� i podniós� fotografi�.To jest chyba Cyrus Weston.Tak, to on.Ma na g�owie swój s�ynny kapelusz.-D�gn�� zdj�cie serdelkowatym palcem.- A to jest Avery Henderson.Ju� dawno nie�yje.A to Emil Menard, twórca Trianon, pierwsze go prawdziwie nowoczesnegokonglomeratu.To mo�e by� Rossignol, ale nie jestem pewien.Tu ma bujn�czupryn�, a dzisiaj? �ys�, wielk� jak dynia g�ow�.No tak, ale tu jest du�o,du�o m�odszy.A tutaj.- Nagle zamilk� i up�yn�o co najmniej kilkana�ciesekund, zanim powoli od�o�y� zdj�cie.Ju� si� nie u�miecha�.- Co to za �art? -spyta�, spogl�daj�c na Bena znad okularów.Przez jego twarz przemkn�� wyrazlekkiego rozbawienia.�art? Jak to?To fotomonta�, to jaka� sztuczka - odrzek� profesor z lekk� irytacj� w g�osie.Dlaczego pan tak uwa�a? Przecie� Weston i Henderson si� znali.Weston i Henderson? Tak, na pewno, i na pewno nigdy nie pozowali do zdj�cia znorweskim armatorem Svenem Norquistem, z brytyjskim magnatem samochodowymCecilem Bensonem, z szefem petrochemicznego giganta Drake'em Parkerem i zWolfgangiem Siebingiem, niemieckim przemys�owcem, którego firma wytwarza�akiedy� sprz�t wojskowy, a dzisiaj s�ynie z ekspresów do kawy.Oni razem?Wykluczone.Niektórzy z tych ludzi byli zagorza�ymi rywalami, inni nie mieli zesob� nic wspólnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Search

Podstrony