Robert Ludlum Zew Halidonu (3)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.� Je�elipotrzeba nam maszyn czy urz�dze�, sprowadzamy je z zewn�trz, razem zlekarstwami, podstawowymi narz�dziami rolniczymi i tak dalej.Po�rednicz� w tymzawsze nasi ludzie, a nikt jeszcze nie wykry� naszych szlaków przez góry.Nielicz�c tych transakcji, jeste�my tu samowystarczalni.Nasze, jak pan to nazwa�,wychowanie bierze si� ze zrozumienia, jak ogromny skarb mamy w r�kach.Izolacjaod �wiata to rzecz umowna.Sam si� pan przekona.Daniel wyja�nia� dalej, �e od dzieci�stwa ka�dy cz�onek Halidonu uwa�a si� zawybra�ca losu i musi swoimi uczynkami potwierdzi� w�asn� wyj�tkowo��.Odnajwcze�niejszych lat wpaja si� dzieciom zasad� pracy dla wspólnego dobra, przyjak najpe�niejszym wykorzystaniu indywidualnych talentów.Cz�onkowie plemieniapoznaj� ze wszystkimi szczegó�ami zewn�trzny �wiat, jego proste zasady,komplikacje, pokój i gwa�t, ca�e dobro i ca�e z�o.Niczego si� przed dzie�minie ukrywa, nie pozwala si� fantazjom zast�powa� wiedzy.Realne pokusyrównowa�� - mo�e wr�cz do przesady, jak przyzna� Daniel - realne kary.Kiedy zbli�aj� si� dwunaste urodziny, ka�de dziecko z plemienia przechodziseri� prób pod czujnym okiem starszych rady Halidonu.Ostatni� prób� nadzorujesam minister Na podstawie tych prób wybiera si� dzieci, które przejd� szkoleniew szerokim �wiecie na zewn�trz.Przygotowuje si� je do tego przez trzy lata,ucz�c konkretnych umiej�tno�ci i fachu.Z uko�czeniem szesnastego roku �ycia wybrani ch�opcy i dziewczynki od��czaj�si� od Halidonu i zaczynaj� nowe �ycie na zewn�trz, pod opiek� przybranejrodziny, w której ojciec i matka tak�e s� cz�onkami plemienia.Nie licz�crzadkich wizyt w górskiej osadzie i spotka� z prawdziwymi rodzicami, dzieciprzez kilka lat zdane s� na pomoc przybranych wychowawców.- Nikt wam nie ucieka? - zdziwi� si� Alex.Niezmiernie rzadko - odpar� Daniel.- Kwestia nadzwyczaj dok�adnej selekcji.A je�li selekcja oka�e si� niedok�adna? Je�eli powstaje gro�ba.Na to pytanie nie odpowiem - przerwa� minister.- Powiem tylko, �e LabiryntAkaby to miejsce straszniejsze od ka�dego wi�zienia.Dzi�ki temu i tu, i nazewn�trz ma�o kto o�miela si� nam sprzeciwi�.Dezercje zdarzaj� si� ogromnierzadko.Z tonu g�osu Daniela McAuliff wywnioskowa�, �e nie warto dr��y� tego tematu.- Sprowadzacie dezerterów z powrotem?Daniel pokiwa� g�ow�.Cz�onkowie Halidonu dobrowolnie utrzymywali swoj� liczb� na sta�ym poziomie,poprzez kontrol� urodze�.Daniel twierdzi� zreszt�, �e na ka�de ma��e�stwopragn�ce mie� wi�cej dzieci przypada inne, które chce mie� jedno dziecko albowcale.Minister doda�, ku zaskoczeniu McAuliffa:- Ma��e�stwa zawierane s� pomi�dzy nami a osobami z zewn�trz.Jest to, popierwsze, nieuniknione, po drugie za�, po��dane.Si�� rzeczy procedura musi by�skomplikowana i trwa wiele miesi�cy, w my�l bardzo �cis�ych przepisów.Znów selekcja, tylko w odwrotn� stron�?Najostrzejsza, jaka mo�e by�.Pod sta�ym nadzorem rady.A co si� dzieje, je�eli ma��e�stwo oka�e si�.Kolejne niedozwolone pytanie, doktorze.Wydaje mi si�, �e kary musz� by� surowe - podpowiedzia� Alex.Mo�e si� panu wydawa�, co si� panu �ywnie podoba - uci�� Daniel, ruszaj�c przezpastwisko.- Najwa�niejsze, �eby pan zrozumia�, i� na ca�ym �wiecie, wsz�dzie,mamy dziesi�tki naszych rodzin, zakonspirowanych.Mamy wtyczki wsz�dzie, wewszystkich zawodach, w rz�dach, w tuzinach uniwersytetów i instytutów.Niedowie si� pan nigdy, �e kto� jest cz�onkiem Halidonu.Na tym w�a�nie poleganasza gro�ba, st�d te� p�ynie nasze poczucie bezpiecze�stwa.Chce pan powiedzie�, �e je�eli opowiem komu�, czego si� dowiedzia�em, ka�eciemnie zabi�?-Pana, ca�� pa�sk� rodzin�.�on�, dzieci, rodziców.A je�eli akurat nie mapan rodziny, zabijemy kochank�, najbli�szych wspó�pracowników, wszystkich,którzy mogli lub mog� mie� wp�yw na pa�skie �ycie.Mo�emy wymaza� po panuwszelki �lad, wszelkie wspomnienie.Musieliby�cie najpierw zna� wszystkich, z którymi si� kontaktuj�, pods�uchiwa�wszystkie telefony.�ledzi� mnie, minuta po minucie.Nikogo nie sta� na takiezabiegi! Przeciwnie, to ja mog� rzuci� na was ca�� armi�, to ja mog� waswytropi�!Ale nie uczyni pan tego - doko�czy� Daniel cichym g�osem, kontrastuj�cym zwybuchowymi s�owami McAuliffa.- Z tej samej przyczyny, dla której nie zrobilitego przed panem inni.Chod�my.Jeste�my prawie na miejscu.Stali na skraju po�a, maj�c za sob� �yw� pl�tanin� li�ci.D�ungl� Cock Pituspowija�a ju� atramentowa czer�.Zupe�nie nagle przestwór rozdar�o przenikliwe,niesamowicie wibruj�ce wycie, które by�o jak zawodzenie, jak p�acz nieludzkiejistoty.Ton by� niski i zdyszany, a roznosz�c si� echem, si�ga� do najdalszychzakamarków �wiata.Przypomina� d�wi�k gigantycznego oboju, wznosz�c si�niespiesznie, zacieraj�c w prost� gar�� muzycznych sylab i znów puchn�c wwysokie, prosz�ce skomlenie.D�wi�k nasila� si� coraz bardziej.W jego echach zacz�y pobrzmiewa� basowetony, które szybowa�y nad d�ungl� i rozbija�y si� o skalne �ciany z tak� moc�,�e wydawa�a si� wibrowa� ca�a ziemia.Zew ucich� nagle.McAuliff wci�� sta� jak wro�ni�ty.W oddali widzia� przedsob� ludzkie sylwetki, maszeruj�ce przez ��k� powoli, lecz pewnie, miarowymkrokiem, w�ród rozmno�onych cieni wieczoru.Kilku spo�ród tych ludzi nios�otl�ce si� pochodnie.Zrazu McAuliff dostrzeg� tylko cztery czy pi�� ludzkich sylwetek, krocz�cych odstrony bramy, lecz zaraz ujrza� nast�pne na po�udniowym brzegu smolistegojeziora.Inni wynurzyli si� z ciemno�ci po pó�nocnej stronie ��ki.Powierzchni�wody ci�o kilka p�askodennych �ódek, ka�da z pochodni� na pok�adzie.Po niewielu minutach ludzi by�o ju� dziesi�ciu, dwudziestu, trzydziestu.McAuliff straci� wreszcie rachub�.Nadchodzili zewsz�d.Dziesi�tki ludzkichsylwetek zd��a�y niespiesznie, ko�ysz�c si� lekko, przez nocne pola, wszystkiew t� sam� stron�.Wszyscy szli ku miejscu, gdzie stali Daniel i McAuliff.Potem znów rozleg�o si� nieludzkie zawodzenie, jeszcze g�o�niejsze ni� przedtem- cho� wydawa�o si� to niemo�liwe.McAuliff przy�apa� si� na tym, �e zatykasobie uszy.Wibracje, jakie czu� w skroniach i w ca�ym ciele, zacz�y musprawia� ból, fizyczny ból.Gdy Daniel tr�ci� go w rami�, McAuliff okr�ci� si� b�yskawicznie, jak podciosem.Przez sekund� my�la� nawet, �e kto� go uderzy�, tak� tortur� czu� wciele, kiedy woko�o roznosi� si� og�uszaj�cy, straszliwy i przeci�g�y zew.- Id�my - szepn�� Daniel.- Hollydoon mo�e pana okaleczy�.McAuliff wiedzia�, �e si� nie przes�ysza�.Daniel nie wypowiedzia� feralnegos�owa jako �Halidon", lecz w�a�nie hollydoon, jak gdyby pulsuj�cy i og�uszaj�cyd�wi�k przyzwa� go z powrotem ku innej, starszej i bardziej prymitywnej mowie.Daniel ruszy� szybkim krokiem, prowadz�c Alexa prosto ku nieprzebitej �cianiero�linno�ci.Nagle jednak zacz�� schodzi� w dó�, rodzajem rowu czy okopuwyrytym w pod�o�u d�ungli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Search

Podstrony