[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Albowiem obiekty takie jaks³oñca, planety, chmury, kamienie nie s¹ wcale unikalne; natomiast unikalne s¹wszystkie ¿ywe organizmy.Ka¿dy cz³owiek jest tedy jakby g³Ã³wn¹ wygran¹ naloterii, i to na takiej, na której wygrywa jeden los na ichteragigamegamulticentyliony.Dlaczego atoli nie wyczuwamy na co dzieñ tejastronomicznie monstrualnej znikomoœci szans w³asnego i cudzego przyjœcia naœwiat? Dlatego, odpowiada profesor Kouska, poniewa¿ nawet to, conajnieprawdopodobniej zachodzi, skoro zachodzi, to zachodzi! A tak¿e, poniewa¿na zwyczajnej loterii widzimy mrowie losów pustych i ten jeden, który wygrywa;natomiast na egzystencjalnej loterii losów przegrywaj¹cych nie widaæ.„Pustelosy s¹ na loterii bytu niewidzialne!” - t³umaczy profesor Kouska.Przegranana tej loterii to wszak tyle, co nieurodzenie, a kto siê nie urodzi³, tego niema ani troszeczkê.Teraz zacytujemy autora, który na str.619.L t.„Deimpossibilitate vitae” powiada (wiersz 23 od góry): „Jedni ludzie przychodz¹ naœwiat, bo pochodz¹ ze zwi¹zków ma³¿eñskich, które rodziny ich po k¹dzieli i pomieczu od dawna sobie z góry planowa³y, tak ¿e przysz³y ojciec danej osoby iprzysz³a jej matka ju¿ bêd¹c dzieæmi zostali sobie przeznaczeni.Cz³owiek, coujrza³ œwiat³o dzienne jako dziecko takiego ma³¿eñstwa, mo¿e mieæ wra¿enie, i¿prawdopodobieñstwo jego egzystencji by³o znaczne, w przeciwieñstwie do tego,kto siê dowiaduje, ¿e ojciec jego pozna³ jego matkê w toku wielkich migracjiczasu wojennego, albo wrêcz, i¿ poczêty zosta³, poniewa¿ jakiœ huzarnapoleoñski umykaj¹c spod Berezyny oprócz kubka z wod¹ zabra³ napotkanemu naskraju wsi dziewczêciu jeszcze i wianek.Cz³owiekowi takiemu mo¿e siê wydawaæ,¿e gdyby huzar bardziej siê spieszy³, czuj¹c na karku kozackie sotnie, lubgdyby jego matka nie szuka³a nie wiedzieæ czego na skraju wsi, lecz jak Bógprzykaza³ siedzia³a w domu na zapiecku, to i jego by nie by³o na œwiecie,czyli ¿e szansa jego egzystencji wisia³a na w³osku w przeciwieñstwie do szansytego, czyi rodzice byli sobie z góry przeznaczeni.Mniemania takie s¹ mylne,poniewa¿ nie ma najmniejszego sensu uznawaæ, i¿ rachubê prawdopodobieñstwaczyichkolwiek narodzin nale¿y rozpoczynaæ, jako od punktu zerowego skaliprobabilistycznej, od przyjœcia na œwiat przysz³ego ojca i przysz³ej matkidanego osobnika.Jeœli mamy labirynt, z³o¿ony z tysi¹ca pokoi, po³¹czonychtysi¹cem drzwi, to prawdopodobieñstwo przejœcia od pocz¹tku do koñcalabiryntu wyznacza suma wszystkich wyborów we wszystkich kolejnych pokojach,przez które idzie szukaj¹cy drogi, a nie pojedyncze prawdopodobieñstwotrafienia we w³aœciwe drzwi w jakimœ jednym pokoju.Jeœli siê zmyli drogê wpokoju numer sto, to siê tak samo zab³¹dzi i nie wyjdzie na wolnoœæ, jak kiedysiê zmyli drogê w pokoju pierwszym lub tysiêcznym z kolei.I podobnie, nie mapowodu, dla jakiego nale¿a³oby uznaæ, ¿e tylko moje narodziny podlega³y prawomszansy, natomiast nie podlega³y im narodziny mych rodziców, ich rodziców,dziadków, pradziadków, babek, prababek itd., a¿ do narodzin ¿ycia na Ziemi.Nie ma sensu mówiæ, ¿e egzystencjalny fakt istnienia ludzkiej jednostki dlaka¿dego konkretnego osobnika jest zjawiskiem bardzo ma³o prawdopodobnym.Bardzo, wzglêdem czego? Sk¹d nale¿y zaczynaæ rachubê? Bez ustalenia punktuzerowego, czyli pocz¹tku skali obliczeñ, pomiar, a wiêc i estymacjaprobabilizmu, staje siê pustym dŸwiêkiem.Z mojego rozumowania nie to wynika,jakoby moje przyjœcie na œwiat by³o zapewnione przedustawnie, jeszcze nim siêZiemia uformowa³a; wrêcz przeciwnie, i wynika z niego to, ¿e mog³o mnie wcalenie byæ i nikt by tego nawet nie zauwa¿y³.Wszystko, cokolwiek statystyka ma dopowiedzenia w sprawie prognozy indywidualnych narodzin, jest nonsensem.Albowiem uwa¿a ona, ¿e ka¿dy cz³owiek, jakkolwiek ma³o prawdopodobnyoddzielnie, jest przecie¿ mo¿liwy jako realizacja pewnych szans; tymczasemudowodni³em, ¿e maj¹c przed sob¹ dowoln¹ jednostkê, na przyk³ad piekarza Mucka,mo¿na powiedzieæ, co nastêpuje: cofaj¹c siê w czas sprzed jego urodzin mo¿naodnajdywaæ takie momenty czasowe, i¿ przepowiednia, wypowiedziana z danegoczasowego momentu, jakoby piekarz Mucek mia³ powstaæ, bêdzieprawdopodobieñstwem dowolnie ma³o ró¿ni¹cym siê od zera.Gdy moi rodziceznaleŸli siê w œlubnym ³o¿u, szansê mojego przyjœcia na œwiat wynosi³y, dajmyna to, jeden do stu tysiêcy (bior¹c pod uwagê m.in.œmiertelnoœæ niemowl¹t,doœæ wysok¹ w czasie powojennym).Podczas oblê¿enia twierdzy Przemyœl szansêmych narodzin wynosi³y tylko jeden do biliona; w roku 1900 - jeden do tryliona;w roku 1800 - jeden do kwadryliona i tak dalej.Obserwator, który oblicza³byszansê mego narodzenia pod eukaliptusem, w czasie interglacja³u na MalejStranie, po migracji mamutów i ich rozstroju ¿o³¹dkowym, ustali³by szansêujrzenia przeze mnie œwiat³a dziennego na jeden do centyliona.Wielkoœci rzêdugiga pojawiaj¹ siê, gdy cofn¹æ punkt estymacji o miliard lat, rzêdu tera - gdyo trzy miliardy lat itd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]