[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Leonie, Leonie! — zawołał Wasyl siedzący przy drugiem oknie — chodźno do nas, potrzeba cię tu.Leon przerwał rozmowę z Brunonem i poszedł.— Leon ratuj mnie, bo mnie tu zjeść gotowi jak sperkę w kapuście.Usiądźno.Idzie rzecz o to: rozmawialiśmy o tem i o owem, rozmowa padła na historyą; otóż pokazało się, że Lachy swoich dziejów nie wiele więcej zachwycili, co chińskich.— Bo nas nieuczono — bronił się jeden — i książki podręcznej, obszerniejszej nie ma.— Otóż ja im mówię: a od czego chęci i rozum? Trochę czasu za szkołą poświęcić i kwita — ten obrobi tę epokę, ów inną, zejdziecie się, przeczytacie, wreszcie odpiszecie sobie i będzie historya na papierze, w głowie i w sercu.Rozumiesz? To ja im radził, no ale mnie ton zajechał argumentem i przybił jak ćwiekiem.Tu pokazał na zaniedbaną, nędznie ubraną figurę z twarzą zaschłą, z okularami i włosami bezładnie rozrzuconemi.Był to tak zwany filolog, młody starzec.Gdybyś się przypatrzył jego palcom, zobaczyłbyś na nich odgniotki od ustawicznego przewracania kartek słowników i gramatyk.Na tem zaczęła się, na tem skończy jego umiejętność.— No, powiedz ty sam — rzekł Wasyl do filologa, — bo ja nie chcę sam na siebie podawać brzytwę.— Mówiłem — odezwał się sucho i monotonnie filolog — że czasu nie wystarcza nam na wydołanie przedmiotom szkolnym, a nie dopiero, żeby się jeszcze po za murami akademii zajmowało takiemi rzeczami.— No, widzisz Leonie, tak mnie zajechał, niby to ma słusznie, a przecież ja czuję że nie, tylko nie umiem się wyjęzyczyć.Wyręczono mnie.— Nie przekonacie mnie panowie.Mnie nauka, z której będę miał chleb, potrzebniejsza, jak tam historye.— Tak — rzekł Leon z przyciskiem — przedmiot fachowy trzeba umieć; ale znać dzieje własnego narodu jest powinnością.— Otóż go zajechał, trafiła kosa na kamień.A niechże cię uściskam Leonku.Filolog się skrzywił jak po kapuście.Nie wiem co Leona spowodowało, że wróciwszy do Brunona, zamiast kończyć zaczętą rozmowę, spytał go:— Ty dobrze mówisz po niemiecku?— Tak, — odrzekł zdziwiony poeta, wytrzeszczając oczy na mówiącego.— Nie pamiętasz jakiego dłuższego ustępu którego z niemieckich poetów?— Owszem, pamiętam.— Proszę cię zadeklamuj głośno.— Co to ma znaczyć?— Dowiesz się później, wiele mi na tem zależy, myślę że i tobie.— Dobrze więc.I stanąwszy na środku pokoju począł podniesionym głosem deklamować wiersz Lenaua: „Miszka nad Cisą i nad Maroszem".Wszyscy osłupieli, spojrzeli na poetę, myśląc że drwi, ale twarz jego była poważna i całkiem bez cienia śmiechu.Niektórzy przysłuchiwali się wierszom, mającym w sobie wiele piękności, inni poczęli szemrać.Niemieckie słowa nie odpowiadały tym uczuciom i myślom, jakie dzisiejszy wieczór w nich obudzał.— Eh, dałbyś pokój z niemczyzną — odezwał się jeden i drugi — chcesz nam przyjemność sprawić, to deklamuj po polsku.— Koledzy! — odezwał się Leon silnym głosem — przez kilka chwil przykro wam tutaj słuchać gwaru obcej mowy — a w murach wszechnicy Jagiełły słyszycie ją lat tyle i milczycie.Słowa te przeszły jak grzmot po nad zgromadzeniem, wyrzut był słuszny, młodzi pospuszczali głowy.— Dyplomata z Leona — pomyślał Bruno.— Wszakżeż chcieliśmy niedawno temu upomnieć się, zamyślaliśmy — odezwało się kilka głosów.— Między myślą i wykonaniem jest przepaść, którą tylko silna wola zapełnić potrafi.— To już późno.— Właśnie czas.Zaniechaliśmy tej sposobności w Krakowie, teraz trzeba jej szukać w Wiedniu.Tam wysłać należy wybranych z adresem.— A jak odrzucą?— To przynajmniej sumienie wyrzucać nam nie będzie, żeśmy nie czynili naszej powinności.Uniwersytet podniesie się znowu w opinii publicznej.— Co się mnie tyczy — odezwał się mrukliwym głosem filolog — to wcale bym sobie zmiany nie życzył.Tak odwykliśmy od terminów polskich, żeby nam trzeba na nowo naukę zaczynać.— Być może, że pan wolisz — odezwał się Leon nieco z oburzeniem, — ale choćby takich jak pan było i dwudziestu i trzydziestu, to łatwiej, żeby ci wynieśli się dla swej dogodności na jaki niemiecki uniwersytet, niż żeby nasz miał cierpieć przez nich.Nie bądźmy krótko-widzami, patrzmy w przyszłość.Wachanie, namysł, widać było na wszystkich twarzach; kilku tylko stanęło za Leonem.Leon miał się znowu odezwać, gdy przed niego wysunął się Edmund.— Za pozwoleniem — rzekł sycząc prawie, założył szkiełko na oko, wsadził rękę do kieszeni pantalonów i mierząc Leona szyderskim wzrokiem ciągnął dalej:— Za pozwoleniem, słówek kilka.Nie wiem jakie pobudki skłaniają pana do tej agitacji, nie chcę się domyślać, bo może mógłbym się domacać brudów —Każde słowo przeciągał, uwydatniał, a oczami jak nożem wiercił w twarzy Leona.Wasyl zacisnął pięści i postąpił naprzód, Leon wstrzymał go wzrokiem.— Nie mam przyjemności znać pana — ciągnął dalej bezczelnie Edmund — i cieszę się z tego, domyślam się tylko z tej żarliwości, z jaką pan nastajesz na całość i istnienie naszej wszechnicy, żeś obcy, gdy cię los jej tak mało obchodzi.Bo wiedz pan, że rząd za ten krok może uniwersytet zamknąć, tak, tak, — ja to panu mówię jako prawnik.— Jakto, za co? — że ta młodzież chce pracować, chce się rozwijać, a to jest niemożebnem tylko w ojczystym języku — czyż rząd może naganiać podobny krok?__ Młodzież nie ma prawa podawania adresów, bo nie jest korporacyą.— Zanoszenie próśb do tronu nie może być nikomu wzbronionem.— Nie widzę zaszczytu w dysputowaniu z panem, ludzi złej woli nie przekonam, o tem wiem; ale chcę panu oświadczyć w imieniu kolegów moich —— Nie upoważniamy cię wcale do tego — przerwało mu kilka głosów.Nie zważał na to i cedził dalej słowa:— Kolegów moich, jeżeli nie tych, którzy tu są, to tych, których tu nie ma, a takich jest większa liczba, że nie dozwolimy wichrzyć ludziom nieznanym i przybłędom.— Edmundzie! — zawołał uniesiony gniewem Emil — nie zapominaj się w moim domu, bo i ja się mogę zapomnąć.— Nie obrażaj nikogo — pomrukiwali inni.Leon wstrzymał Emila za rękę.Słowa jak błoto padały mu na twarz, on nie uniósł się, nie zapomniał, posągowy spokój był w całej postawie i wielka godność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •