[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Tarchałową.Tarchałową — powtarzał mąż, przedrzeźniając.— Po co ma się nazywać Tarchałową, będzie mogła się nazywać panią Tarchalską, a nawet de Tarchalską.Mając pieniądze, można wszystko zrobić.Tu nie idzie o człowieka, ale o jego pieniądze, któremi możemy znowu stanąć na nogi.Guścia jest rozsądną dziewczyną — mówił dalej, zwracając się do córki, która w czasie rozmowy rodziców siedziała na kozetce przy oknie i zabawiała się skubaniem frendzli.— Guścia jest rozsądną i nie będzie chciała dla jakichś przesadnych skrupułów zostać starą panną i znosić biedę, gdy może zostać panią i nas podźwignąć.— A jaką summę reprezentuje ten pan Tarchała?— Otóż to rozumne pytanie — rzekł ojciec z uśmiechem zadowolenia.— Tarchała moje dziecko wygrał 250,000 reńskich, z których mu zaraz za natychmiastową wypłatę, mądry Lajbuś odciągnął coś siedemdziesiąt czy ośmdziesiąt tysięcy.Wprawdzie sędzia obiecuje wyciągnąć od niego drogą procesu choć połowę tej sumy, ale ja w to nie bardzo wierzę; zresztą jeżeli to uda się sędziemu, to z pewnością nie będzie taki głupi, żeby z tego sam nie skorzystał.Zostało więc Tarchale sto siedemdziesiąt.Odtrąciwszy co wydał dotąd, co wykpiono od niego i co jeszcze stracić może, na pewno można go szacować na 150,000.— Sto pięćdziesiąt tysięcy — powtórzyła Guścia krzywiąc się.— No, moja kochana pokaż mi w okolicy jednego szlachcica z takim majątkiem?— Aby wyjść za mąż, mój papo, toby mi i mniejsza summa wystarczyła i na połowę bym przystała, ale żeby się sprzedać, to za mało.— Moja Guściu, wartość rzeczy zależy od popytu.Najpiękniejsze brylanty, gdy nie znajdują amatora, sprzedaje się często po cenie obniżonej.— To znaczy, że nie znalazłam amatora — dziękuję ojcu za komplement.— Nazwałem cię brylantem, czyż tego nie chcesz uważać za komplement?— Przestańcie na Boga, bo mi nerwy drażnicie tą waszą rozmową.— Moja Jadwiniu, to rozmowa trzeźwych ludzi, do jakich ja i Guścia mamy pretensyą się zaliczać.— Rozmowa taka przystoi kupcom, kantorowiczom, ale nie wam.Zapominacie coście winni urodzeniu waszemu.— Nie zapominaj moja droga, że żyjemy w dziewiętnastym wieku, w którym najlepiej urodzeni stają na czele banków, zakładają fabryki wódek, sprzedają narzędzia rolnicze i oddają się różnego rodzaju spekulacyom, bo to duch wieku.My z Guścią — dodał z uśmiechem — także spekulujemy za przykładem innych.— Róbcie, co chcecie — rzekła pani Jadwiga z pewną drażliwością w głosie — tylko mnie nie mięszajcie do tego.— Potrzebujemy tylko twojej firmy.— Uwolnij mnie od wszystkiego, nie chcę o niczem wiedzieć, bo mnie to oburza.— Państwo Tarchałowie — zameldował lokaj.— Prosić — odrzekł z pośpiechem Lipczyński.— Ja nie wyjdę — stanowczo nie wyjdę.— Ależ Jadwiniu, miej wzgląd na nasze położenie, na szczęście Guści.— Przyjmijcie ich sami.— Nie bądź dzieckiem.Dalsza namowa była niepodobną, bo Tarchałów słychać już było w salonie, a więcej jeszcze czuć ich było, tak silna woń od ich aptecznych perfum rozeszła się po pokojach.Lipczyński, zostawiwszy na później przełamanie uporu żony, wybiegł z pozorną serdecznością, ale zarazem pańską powagą, którą chciał im zaimponować, na przybycie gości.Guścia postąpiła za nim, zastępując matkę w roli gospodyni.— Witam szanownych państwa u siebie — odezwał się, podając protekcyonalnie końce palców.Tarchała przez zapomnienie o mało go nie pocałował w rękę, przypomniał sobie w porę swoje obecne stanowisko, a raczej swoje pieniądze i prędko zamienił to na głęboki ukłon.Guścia z trudnością mogła wstrzymać się od śmiechu, ujrzawszy te dwie sztywne figury, cudacznie wystrojone i śmieszne.Ojciec, który to spostrzegł, nie dając czasu córce na dalsze obserwacye, które mogły wypaść tylko na niekorzyść gości, pospieszył z przedstawieniem.— Moja córka — rzekł, wskazując na Guście.Tarchałowie zaczęli kiwać głowami, jak chorągwiami na procesyi.— Żona moja jest trochę cierpiąca — mówił dalej — żałuję, że może nie będzie mogła państwu służyć; lekka migrena.Niechże państwo siadają.Jakże pańskie zdrowie — pytał Tarchały — czy nie ucierpiało przy tej aferze, o której słyszeliśmy?— O! mój Markuś wytrzymały na takie rzeczy, on ma końskie zdrowie.— Urwała, bo syn spojrzał na nią takiemi oczyma, że jej reszta słów uwięzia w gardle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •