[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Żałuj, żeś nie był - rzekł, stając nade mną.- Obiad był wspaniały, delicje, powiadam ci, a jaka obfitość, jaka wystawność, na odpuście rzadko się trafi coś podobnego.A jakie wina i francuskie, i reńskie, i węgierskie, i szampańskie, i likiery.I oni to nazywają skromnym obiadkiem, a niech ich nie znam.Dobrze sobie żyją ci radcostwo, nie żałują sobie na nic.Muszą stać doskonale w interesach.A niech im da Bozia jak najlepiej, bo przy takim stanie interesów łatwiej im będzie teraz spłacić nam tych dwadzieścia tysięcy, które nam są dłużni.Radca widocznie ma zamiar spłacić ostatecznie ten dług, bo się zapowiedział tu do mnie na jutro z wizytą.Przez zbyteczną szczerość, w jaką ojca wprawiło wino, dowiedziałem się, o czym przedtem nic a nic nie wiedziałem, że wujostwo mieli długi.To mi wyjaśniło sekret ich wystawnego życia, na które przecież pensja radcy wystarczyć nie mogła.- I któż tam był na obiedzie? - spytałem, gdy ojciec rozebrawszy się z parady, usiadł przy mnie.- Spytaj się, kto nie był.Jakieś panie wydekoltowane, panowie we frakach, białych krawatach, sami jacyś dygnitarze, grube figury.Był tam także jeden bardzo elegancki i przystojny jegomość, blondyn, duży wąs, oczy bycze i cała postawa pańska.Panem dyrektorem go tytułowali, bo jest podobno dyrektorem jakiejś spółki naftowej, a przy tym urzędnikiem jakiegoś banku.Powiadają, że tęga głowa do interesów, że dorobił się już znacznej fortuny, kupuje dobra, trzyma konie, powóz, urządza u siebie przyjęcia, słowem pan całą gębą.Ty go nie znasz?- Prawdopodobnie to będzie baron Edward Błodzki.- To, to.Bo go ciotka panem Edwardem nazywała.Poznałem się z tym panem.Rozmawialiśmy wiele ze sobą.Okropnie wygadywał na zacofanie naszej szlachty, że się uparcie trzyma roli i gospodaruje jak za dawnych czasów, nie chcąc nic wiedzieć o tym, że świat od tego czasu znacznie postąpił, że stosunki ekonomiczne całkiem się zmieniły, że dziś sama rola bez przemysłu daje tak mały procent, iż się na niej utrzymać szlachta nie jest w stanie i zginie marnie, jeżeli się nie otrząśnie z dawnej rutyny i nie urządzi na nowych podstawach.Mówił, że to jest idiotyzm kontentować się małym procentem, jaki daje gospodarstwo, gdy przemysłem można zdobyć sobie pięć, dziesięć razy większe korzyści.Przytaczał na przykład przemysł naftowy, który dziś stanowi bogactwo kraju, a który u nas tak mało jest rozwinięty.Namawiał mnie przy tym do kupienia akcji tego Towarzystwa, którego on jest dyrektorem.Radził mi włożyć w ten interes całą gotówkę, jaką mam, a nawet pożyczkę zaciągnąć na wieś, bo to może mi przynieść kolosalne sumy w procencie.Alem ja się nie dał wziąć na to, bo według mnie kopanie nafty to loteria, na której można czasem zarobić bardzo wiele, co prawda, ale można i z kretesem stracić wszystko, jak tego widziałem liczne przykłady.Wolę ja kontentować się małym zyskiem, jak ryzykować i stracić potem wszystko.Niech tam ten pan śmieje się ze mnie, nazywa zacofańcem, mamutem, ale ja mam swoje zasady, mój sposób widzenia, od którego nie dam się odwieść.Ciotka także trzymała stronę tego pana i drwiła sobie ze mnie, ale ja nie dałem się przekabacić i stałem jak mur przy swoim.Ty znasz dobrze tego pana?- Tak, trochę z widzenia.- Mnie się zdaje, że to trochę blagier.- I donżuan.- Wiesz, ty masz rację - rzekł ojciec po namyśle - bo i ja to wczoraj zauważyłem, że wszystkie te panie, ile ich tam było, ciągnęły do niego, jak muchy do miodu, zawracały oczami, robiły słodkie miny do niego, zaczepiały go rozmową, nieledwie lazły mu same w ręce, a on magnetyzował je tymi dużymi ślepiami, jak jaki pogromca zwierząt.Ale nie koniec na tym, bo po obiedzie, kiedy całe towarzystwo rozeszło się po pokojach na czarną kawę i gawędkę, spostrzegłem wchodząc do salonu, w lustrze, w którym odbijały się dwa następne pokoje, jakąś parę całującą się ukradkiem, którą moje wejście spłoszyło widocznie, bo odskoczyli od siebie jak dwie kule bilardowe.Jedną był ten pan, a drugą kobieta, coś mi się tak zdawało, jakby to była ciotka.Nie mógłbym przysięgać na to, bo po kilku kieliszkach szampana mroczyło mi się trochę w oczach, ale zdaje mi się coś, że to była ciotka.Przy obiedzie także złapałem ich parę razy na takiej wymianie wymownych spojrzeń, która mnie naprowadziła na domysł, że tam musi coś być między nimi.- Zwyczajny flirt - rzekłem.- Flirt? Cóż to takiego?- To taka niewinna zabawa w miłość, uprawiana przez nasze panie.- Dziękuję za taką zabawę.To może być zabawne dla żon, ale nie dla mężów.Muszę przestrzec tego biednego radcę, żeby się miał na baczności, żeby mu żona przypadkiem rogów nie przyprawiła.Nie powiedziałem nic na to, nie chciałem potwierdzać jego domysłów, a nie miałem także ochoty stawać w obronie ciotki, o której wiedziałem, że lubiła uprawiać flirt na wielką skalę, wynagradzając sobie choć tym sposobem jałowość i nudy małżeńskiego pożycia ze starym mężem.W usposobieniu, w jakim się obecnie znajdowałem, wszelka rozmowa o miłości i jej imitacjach była mi nad wyraz wstrętnąi obrzydliwą.Byłem w położeniu człowieka, który się struł nieświeżym homarem i potem na żadne jedzenie patrzeć nie może.Unikałem starannie tego przedmiotu i wszystkiego, co z nim styczność mieć mogło.Toteż na drugi dzień, kiedy na ulicy zobaczyłem z daleka Dyzia, skręciłem umyślnie w inną stronę, aby się z nim nie spotkać.Ale spostrzegł mój manewr i dopędził mnie.- Szedłem właśnie do ciebie - rzekł, chwytając mnie za ramię.- Cóż to, słyszę, popsztykaliście się o coś z Fifijką?Uśmiechnąłem się ironicznie z takiego wyrażenia.- Ty to nazywasz popsztykaniem się? - spytałem.- To chyba nie wiesz wszystkiego.Nie powiedziano ci, o co poszło, jak ją zastałem?- Wiem, wiem, słyszałem, mówiła mi moja Mimi, ale to ty sam jesteś temu winien.Jak można było ładną dziewczynę zostawiać sam na sam z młodzikiem, ciągnąć go nawet do niej, powierzać ją jego opiece.Że ty jesteś taka zimna ryba, człowiekiem bez krwi i temperamentu, jak utrzymuje Mimi, to nie wynika z tego, żeby wszyscy byli tacy.Młoda dziewczyna, cóż dziwnego, że się zapomniała chwilowo.Ona teraz tego żałuje ogromnie, od wczoraj płacze biedactwo, że jej oczy od tego popuchły, desperuje, powiada, że sobie życie odbierze, jeżeli jej tego nie przebaczysz.Prosiła mnie, żebym się widział z tobą, przebłagał cię.Ona sama chciała dziś rano przyjść do ciebie, rzucić ci się do nóg, gdyby nie wzgląd na ojca, który podobno mieszka u ciebie.No, chodź do niej, pogódźcie się.- Ja z nią? Żartujesz chyba.- Mimi gorzej mi nieraz zrobiła, a widzisz, nie porzucam jej.- Ty a ja to gruba różnica.Ty dla zaspokojenia swojej namiętności gotów jesteś poświęcić własną godność, honor, wszystko.Ja bym tego nie potrafił.Byłbym w stanie z miłości zabić kobietę, ale nie umiałbym żyć z taką, która się oddała innemu.Moja duma nie pozwala mi na to.- Kiedy jesteś idealista.Nie wymagajmy od kobiety nadzwyczajności, nadkobiecości, bo ona nie jest w stanie wzbić się do takiej wyżyny.Bierzmy ją taką, jak jest.Kobieta, jak powiada nasz mistrz, jest to straszliwa kosmiczna potęga, która w mężczyźnie obudziła chuć, przykuła go do siebie podstępną a fałszywą pieszczotą, wychowała go na jednożeńca, wydelikaciła jego instynkty, ujęła żywioł jego żądzy w nowe formy i wszczepiła mu w krew jad szatańskiego bólu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •