[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W żarze nocy obudziłam się naga, przytomna, z napiętym każdym zmysłem.Znałam pozycję i prędkość każdego owada w moim przewiewnym pokoju pachnącym biodieselem, kurzem i paczuli.Nie byłam sama.Pod sklepieniem mojej czaszki był inny.Nie przytomność, a świadomość; poczucie odrębności, manifestacja mnie samej.Awatar.Demon.- Kim jesteś? - wyszeptałam.Mój głos brzmiał mocno i był pełen tonów, jak dzwony na Durbar Square.Nie odpowiedziało - nie mogło odpowiedzieć, to nie było osobne - ale zabrało mnie do wodnego ogrodu.Gwiazdy, zamglone przez zanieczyszczenia, sklepiały się nade mną.Półksiężyc leżał na plecach.Spojrzałam w górę i zapadłam się w to.Chandra.Mangal.Budh.Guru.Shukra.Shani.Rahu.Ketu.Planety nie były świetlnymi punkcikami, kulami skały i gazu; miały imiona, charaktery, miłości i nienawiści.Wokół mojej głowy wirowało dwadzieścia siedem Nakshatarów.Widziałam ich twarze i natury, wzory połączeń, które wiązały gwiazdy, i opowieści i dramaty tak ludzkie i złożone, jak w telenoweli.Widziałam rashi, znaki zodiaku, Wielkie Domy, przesuwające się łukiem przez niebo, i całe obroty, mechanizmy w mechanizmach, niekończące się kręgi wpływów i delikatnej komunikacji, od skraju wszechświata do środka ziemi, na której stałam.Planety, gwiazdy, konstelacje; historia każdego ludzkiego życia rozciągająca się nade mną, a ja mogłam przeczytać je wszystkie.Każde słowo.Przez całą noc bawiłam się pośród gwiazd.Rano, nad herbatą, zadałam Ashokowi pytanie.- Co to jest?- Podstawowy poziom 2.6.Aeai janampatri, zajmuje się astrologią, bada permutacje.Sądzi, że tam żyje, jak jakaś kosmiczna małpa.W sumie nie jest zbyt mądra.Zna się na horoskopach i to wszystko.Teraz wstawaj i spakuj się.Musisz zdążyć na pociąg.Miałam miejscówkę w wagonie dla kobiet szybkobieżnego ekspresu shatabdi.Mężowie rezerwowali w nim miejsca dla żon, żeby uchronić je przed zaczepkami mężczyzn, którzy uważali, że wszystkie kobiety są łatwe i dostępne.Kilka pracujących kobiet wybrało go z tego samego powodu.Obok mnie siedziała muzułmanka w formalnym, służbowym shalwar.Kiedy z prędkością trzystu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę pędziliśmy przez równinę Gangesu zmierzyła mnie wzrokiem pełnym pogardy.Mała, sztucznie uśmiechnięta żonka.Nie byłabyś taka szybka w osądach, gdybyś wiedziała, czym naprawdę jesteśmy, pomyślałam.Możemy wejrzeć w twoje życie i na podstawie gwiezdnych map powiedzieć ci wszystko, co było, jest i co ci się przydarzy.Tej nocy pośród konstelacji mój demon i ja przenikaliśmy się, aż nie potrafiliśmy powiedzieć, gdzie kończy się aeai, a zaczynam ja.Sądziłam, że święte Varanasi będzie do mnie śpiewać jak Katmandu, duchowy dom, miasto dziewięciu milionów bogów i jednej bogini, przemieszczającej się po ulicach w phatphacie.Zamiast tego zobaczyłam kolejną indyjską stolicę kolejnego indyjskiego stanu: szklane wieże i diamentowe budowle i parki przemysłowe, żeby cały świat je zauważył, u ich stóp slumsy jak świnie taplające się w ściekach.Ulice rozpoczęte w tym tysiącleciu i kończące się przed nim.Ruch i klaksony i ludzie, ludzie, ludzie, ale spaliny owiewające moją maskę niosą zapach kadzidła.W Varanasi agentka Ashoka spotkała się ze mną w Jantar Mantar, wielkim obserwatorium słonecznym Jai Singha; zegary słoneczne i gwiezdne sfery i cieniste dyski jak nowoczesne rzeźby.Była nieco starsza ode mnie, miała na sobie jedwabny top i jeansy, które wisiały jej na biodrach tak nisko, że widać jej było pośladki.Nie poczułam do niej sympatii, ale w cieniach wokół astrologicznych instrumentów Jai Singha przyłożyła do mojego czoła dłoń w palmerze i poczułam, jak gwiazdy wychodzą ze mnie.Niebo umarło.Raz jeszcze byłam święta, a teraz stałam się zwykłym mięsem.Dziewczyna Ashoka wepchnęła mi w dłoń zwitek rupii.Ledwie na nie spojrzałam.Ledwie słyszałam jej instrukcje, żebym poszła coś zjeść, napiła się kafi, kupiła porządne ubranie.Byłam ogołocona.Dotarło do mnie, że wspinam się po stromych stopniach wielkiej Samrat nie wiedząc, gdzie jestem, kim jestem, co robię w połowie drogi do potężnego zegara słonecznego.Połowa mnie.Potem moje trzecie oko się rozwarło i zobaczyłam przed sobą szeroką, niebieską rzekę.Zobaczyłam białe piaski wschodniego wybrzeża i schroniska i ogniska ascetów.Zobaczyłam kamienne stopnie prowadzące do rzeki, wijącej się poza zasięg mojego wzroku.I zobaczyłam ludzi.Ludzi myjących się i modlących, piorących ubrania i oferujących puja i kupujących i sprzedających i żyjących i umierających.Ludzi w łódkach i ludzi na klęczkach, ludzi po pas w rzece, ludzi unoszących srebrzyste dłonie i polewający wodą swoje głowy.Ludzi rzucających w nurt garście nagietków, ludzi palących małe lampki z liści mango i kładących je na wodzie, ludzi przynoszących swoich zmarłych, by pogrzebać ich w świętej wodzie.Widziałam stosy pogrzebowe z płonącego nawozu, czułam zapach drewna sandałowego, palonego ciała, słyszałam, jak pęka czaszka, uwalniając duszę.Już słyszałam ten dźwięk, kiedy zmarła Matka Króla, której ciało spalono na stosie.Miękki trzask, i wolność.To był uspokajający dźwięk.Sprawił, że pomyślałam o domu.***W tamtym sezonie wiele razy byłam w mieście wzdłuż Gangesu.Za każdym razem byłam kimś innym.Księgowi, doradcy, żołnierze, aktorzy serialowi, kontrolerzy baz danych: byłam boginią o tysiącu umiejętności.Dzień po tym, jak zobaczyłam Krishna Cops z Awadh patrolujących perony stacji kolejowej Delhi razem z ich robotami i bronią, która mogła zabijać tak ludzi, jak aeai, Ashok zaczął zmieniać moje środki transportu.Latałam, jeździłam pociągami, tłukłam się w nocy przepełnionymi autobusami, czekałam w mercedesie z szoferem w długim szeregu jaskrawo ozdobionych ciężarówek na granicy między Awadh i Bharat.Ciężarówki, jak trzask pękającej czaszki, przypominały mi o moim królestwie.Ale na końcu zawsze była dziewczyna ze szczurzą twarzą unosząca dłoń do mojej tilaki i znów dzieląca mnie na części.W tamtym sezonie byłam tkaczką, konsultantem podatkowym, organizatorką wesel, scenarzystą serialowym, kontrolerem ruchu powietrznego.Zabrała je wszystkie.A potem była wyprawa, na końcu której w Bharat czekali Krishna Cops.Do tej pory znałam ich politykę równie dobrze, jak Ashok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]