[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jaśniej, z łaski swojej.Patrzył na mnie uważnie.- Twój powrót na Ziemię i to, co będzie potem.To zabawne, ale wtedy poczułem, że kamień spadł mi z serca.Machnąłem ręką, powiedziałem: “Aaa, to” - i położyłem się z powrotem.On był jednak mądrzejszy ode mnie.- Sądzę, że powinieneś się tym bardziej przejmować.- powiedział.- Kochany, wiem, do czasu mego powrotu na Ziemię upłynie kilka, kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt tysięcy lat.Ludzie będą mądrzy mądrością dla nas niewyobrażalną - zaśmiałem się.- Pokładam w niej nadzieję.Najwyżej zamkną mnie w jakimś rezerwacie i wreszcie będę mógł robić to, na co mam ochotę.Jemu nie wydało się to tak zabawne.- Mój powrót - mówiłem - wydaje mi się sprawą tak odległą, że - wierz mi - nie potrafię się tym martwić.Nawet jeśli nie będę potrafił porozumieć się z nimi, jednak będą to ludzie, i będę miał Ziemię, z trawą, drzewami, niebieskim niebem.To mi wystarczy.Znacznie bardziej przerażający wydaje mi się Kosmos z jego zielonymi diabełkami, które wyskakują w najbardziej nieodpowiednim momencie.Dwadzieścia lat, kiedy będę na chodzie i jeszcze prawie dwieście w hibernacji.Nie, naprawdę nie potrafię bać się Ziemi i ludzi.Tak mu wtedy mówiłem.Teraz patrzę na faceta, który siedzi przy stoliku obok mojego.Ślini się na widok ud swojej towarzyszki.Między jednym a drugim łykiem kawy rozbiera ją wzrokiem po pięć razy, Cóż bardziej ludzkiego? Właśnie.Ten facet za bardzo się poci, a ta dziewczyna ma zbyt ładne uda.Zbliża się kelner.Postawi szklankę na stoliku i schylając się lekko, spyta czy nie potrzebuję czegoś jeszcze.- Czy podać coś jeszcze?- Zjeżdżaj.Patrząc na jego plecy przypomniałem sobie, co można zrobić z takimi ładnymi nogami jakie ma ta dziewczyna.Odwróciłem się do sąsiedniego stolika.- Dziewczyno o zbyt ładnych udach! Spojrzeli na mnie.Miała również zbyt ładne oczy.- Już wiesz, kim jestem? - spytałem.Facet przestraszył się na wszelki wypadek.- Dziewczyno o zbyt ładnych oczach - powiedziałem - zostaw tego antropoida.Mam bardzo mało czasu, a chcę uwierzyć, że jesteś prawdziwa.Usiłuję sobie przypomnieć, kiedy pojawił się niepokój.O Ziemi myślałem właściwie cały czas, od momentu pierwszego przebudzenia, przez wszystkie kolejne okresy jawy.Na jej obraz składały się wtedy wyłącznie wspomnienia.Utrwalone w pamięci twarze, sytuacje, krajobrazy towarzyszyły mi wszędzie, gdzie leciałem.Tęskniłem.Przedtem nie zdawałem sobie sprawy z tego, że tęsknota może tak dokuczyć.Ale to była tęsknota dobra, równoważona przez nadzieję.Mówiłem sobie, że gdzieś tam, kilkadziesiąt lat świetlnych ode mnie, jest wszystko -.trawa, drzewa, niebieskie niebo, i ludzie.To wszystko czeka na mnie, zmienia się, rozwija, ale czeka.Wystarczy tylko wrócić.Toteż starałem się jak mogłem najlepiej.Na tych wszystkich planetach, na których lądowałem, działałem bezbłędnie.Z maksimum bezpieczeństwa.Jak automat.Żeby wrócić.A niepokój pojawił się dopiero po ostatnim przebudzeniu, już w granicach Układu Słonecznego.Pojawił się, gdy na ekranie penetratora nie znalazłem Ziemi, a automaty stwierdziły, iż nie mogą złapać jej namiaru.Ta dziewczyna siedzi koło mnie.Odwrócona bokiem do stolika wystawia pod mój wzrok odkryte nogi.- Pan jest kosmonautą? - pyta.Kiedyś byłem kosmonautą.To ją nic nie obchodzi.- Dla ciebie jestem bogiem, Dosyć nędznym zresztą.- Jak to? - spytała zdziwiona.- Zdziwiłaś się zupełnie naturalnie.To miłe.Tak powinno wyglądać zdziwienie u człowieka.Ciągle była prawdziwa.- Pana zaskoczyło, że zdziwiłam się jak człowiek? A jak powinnam?- W ogóle nie powinnaś.- Co za idiotyzmy! - zezłościła się.Uda skryły się pod blat stolika, a ja bardzo chciałem uwierzyć, że jestem na mojej Ziemi.- Niech mi pan lepiej opowie jakąś swoją przygodę z Kosmosu.- Dobrze, niech będzie przygoda.Kiedyś poleciałem do sześciennej gwiazdy.Miała dwie planety.Na jednej żyły inteligentna zielone żabki.Wytłukłem je, bo mi się nie podobały Na drugiej mieszkały straszne potwory o czterech głowach ziejących keczupem i kilkuset łapach.Czerwono-niebieskie.Nawet ładne.Ale wytłukły mnie, bo ja im się nie podobałem.- Wie pan co? - powiedziała - Zaczynam żałować, że się do pana przysiadłam.- Kiedyś poleciałem na planetę, której nie było.Ale w zamian uciąłem sobie pogawędkę.Potem zapragnąłem ją mieć i planeta się stała.Teraz jestem na niej jedynym prawdziwym.Małym, nie rozpoznanym wszechmogącym.Wszystko, co mogę, to wtrącić ją z powrotem w niebyt, i to razem ze sobą.Gdy przyszedł ten głos byłem już opętany strachem.Między Merkurym a Jowiszem była próżnia.Zamknięty w metalowym pudle leciałem w nią, a wraz ze mną szczątki rozniesionych w pył marzeń o Ziemi, i strach.Krzyczałem.- Gdzie ona jest? - krzyczałem.Wtedy przyszedł ten głos.Zawibrował w kabinie, okrążył mnie, wpłynął pod czaszkę.- Ziemi nie ma.Nie zdziwiłem się.Głos, po prostu.Może mi powie, gdzie jej szukać.- Razem z Marsem i Wenus została anihilowana jako niepotrzebna.Przyjąłem.Milczałem.Nie mogłem się odezwać, bo musiałbym wyć.- Od czasu twego odlotu z Układu Słonecznego w tej części Kosmosu minęło ponad trzydzieści tysięcy ziemskich lat.W tym okresie społeczeństwo ludzkie przeszło wszystkie stadia rozwoju, dzielące je od tego najwyższego, które jest przeznaczeniem każdej cywilizacji - słowa rozlegały się we mnie, napływały jedno za drugim, układały się w zdania.Bez żadnej intonacji, drgnienia choćby najmniejszego, które by świadczyło, iż wyszły z ludzkich ust.Milczałem, ale zacząłem słuchać.Dobrze.Zamiast trawy, wiatru łapanego w koszulę, mam wykład.Nie wiadomo przez kogo, ani w jaki sposób prowadzony, i po co.Roześmiałem się najgłośniej jak mogłem i ten śmiech spłukał ze mnie strach.Ale tylko na chwilę.- Kim jesteś? - spytałem.- Gdzie jest Ziemia? - Ziemia już nie istnieje.Została anihilowana.Jestem najwyższą postacią cywilizacji, jednolitą, ale powstałą z wielu elementów.Stanowiły one kiedyś społeczeństwa w Kosmosie.Między innymi społeczeństwo Ziemi.Nie rozumiałem, powiedziałem:- Wyjaśnij.Wszystko, od początku.- Krótko po twoim odlocie - słowa zabrzmiały, wykład się zaczął, a ja przez moment zastanawiałem się, czy naprawdę chcę wiedzieć - ludzie przestali interesować się Kosmosem.Najbliższe otoczenie Ziemi było zbadane, a loty dalekie, czy nawet takie jak twój, przestały być możliwe ze względu na ograniczoną długość życia ludzkiego.Śmiałków takich jak ty, którzy poświęciliby się całkowicie idei zbadania Kosmosu, było coraz mniej.A ci nawet, którzy byli, w większości nie spełniali koniecznych wymagań i lecieć nie mogli.Zwrócono więc uwagę w inną stronę.Postanowiono przedłużyć życie ludzkie tak bardzo, jak tylko jest to możliwe.(“Nieśmiertelność - pomyślałem - odwieczne marzenie.”) Tak, celem było osiągnięcie nieśmiertelności i temu celowi podporządkowano wszelkie wysiłki.Początkowo błędnie przyjęto, że da się przedłużyć w nieskończoność życie pojedynczego osobnika.Szybko zrezygnowano.Było to niemożliwe, gdyż zdolność regeneracji komórek.- Wiem - przerwałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]