[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oto jest Franciscus bipes nero[179]! Gdy miał dzień życia, już się zapijał.mlekiem; skończywszy pięć lat, chodził niezgorzej, a w dziesiącich gadał jak stary.Co najwięcej podziwu godne, że tak hojnie obdarzony od natury, wychował się zdrowo i żyje do dnia dzisiejszego.Froncek.pokłoń się państwu, a pięknie!Chłopak odbił się nogą od ziemi, obrócił się w powietrzu jak fryga, magnął[180] z dziesięć koziołków, po czym wymaszerował na rękach do budy.Grzegorz ujął baryłkę dwoma palcami za brzeg ponad dnem wystający i kilka razy wywinął nią młyńca.— Ho, ho! — zawołała jakaś kobieta z tłumu — antałek[181] próżny, niewielka sztuka.— Ja sam widziałem, że karczmarz próżny dawał! — ze śmiechem krzyknął ktoś drugi.— Za łaską waszych miłościów — z obrażoną miną rzekł kuglarz — i próżnym antałkiem migać w kółko, trzymając go w dwóch palcach, nie tak łatwo, jak się zdaje; a dopieroż pełnym.Kto mi zaprzecza, jakoby w baryłce piwa nie było?Majster Prot, opierając się na słowach owego, co widział, że antał próżny, podniósł rękę.— O zakład!— Zgoda!— Kto przegra, ten wiadro piwa zapłaci; ja alibo wy.— Dobrze!— Dawajcie dzbany i szklanice!Przyniesiono; Grzegorz odszpuntował i nalawszy do dzbanów, uprzejmie częstował zgromadzenie.Wszyscy pili ze smakiem i śmiali się z pana Prota.— A.bo czego tamten krzyczał głupstwa, jak nie był swego pewny? I podział się gdzieś abo cicho siedzi, bo go wstyd.— Cale[182] mi nie wstyd, stoję przy was.— Gdzie? Kto?Majster Prot obejrzał się ze złością, chcąc pomścić wyśmiewiska ludzkie i koszt poniesiony, ale tuż przy nim stało dwoje małych dzieci, trochę dalej Stach z Marysią, zagadani i o bożym świecie nie wiedzący, a z tyłu Damian Jemioła z małżonką, kumotrowie a przyjaciele majstra Prota.— Ciekawość, gdzie stoi, kiej nikogo nie widzę.— Wlazłem do waszej kieszeni! — odezwało się coś przyciszonym głosem.— Czary! Diabli!— Diabelskie psikusy!.— zaczęto wołać ze strachem; niejeden by rad uciekł, ale w ciżbie trudno się było wycofać.Aż tu nagle pan pisarz, stojący również w pierwszym rzędzie, uderzył się ręką w czoło i parsknął śmiechem.— Juści.zaraz czary! Brzuchomówca i tyle! Owa baba, co gadała, i ten drugi, i to, co w kieszeń wlazło, wszystko on sam gadał.Magister Gregorius popatrzał na publiczność z dumą i zadowoleniem i złożył nowy ukłon na trzy strony.Śmiechu i oklasków było co niemiara.Przywołano Froncka, fikał, brykał jak opętany, toczył się po kobiercu zwinięty w kłąb; ani dopatrzeć, gdzie głowa, a gdzie nogi! Potem Wawrzek podawał mu różnokolorowe piłki, a on ich dziesięć wyrzucał w powietrze, łapał zręcznie i znowu rzucał, żadna z dziesięciu nie spadła ani razu na ziemię.Na zakończenie uwiązano linę do rynny na piąterku zajazdu „Pod Złotą Gęsią”, przeciągnięto skośnie do rynny na takiej samej wysokości po drugiej stronie placu i naturalnie magister Gregorius uprzedził sławetne zgromadzenie, że córka jego Margarita, dziewka wdzięczna ku wejrzeniu a cnotliwa, przejdzie po linie z jednego końca na drugi, po czym wróci na powrót, cofając się.Hucznymi oklaskami przyjęto tę zapowiedź, a on dodał poważnie:— Raczą wasze miłoście nie dziwować się głośno ani biciem rąk okazować swej uciechy, dopokąd się ta arcyniebezpieczna sztuka nie skończy; tu chodzi o życie.Głos kuglarza drżał trwogą o ukochane dziecko.pobielana twarz wyglądała brzydko i śmiesznie.Froncek wyprowadził Margosię na kobierzec, ukłoniła się publiczności, szczerząc białe ząbki, po czym pobiegli oboje „Pod Złotą Gęś”.Dziewczyna ukazała się w otwartym oknie, stanęła na wyprężonej linie, z drążkiem w rękach dla utrzymania równowagi, i powoli, sztywna, jakby drewniana, nie patrząc w dół, ale prosto przed siebie, zrobiła parę kroków.Małe nóżki stawiała zręcznie i ostrożnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]