[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sama zresztą o mało nie odwołałam wszystkiego niedługo przedtem, w pociągu, kiedy Max uważniej niż dotąd przysłuchując się opowieściom rodzinnym rzucił: - James Watts, mówisz?Studiowałem w New College z Jackiem Wattsem.To może jego syn? Urodzony komik.kapitalny talent naśladowczy.- Załamałam się.Mam poślubić rówieśnika mojego siostrzeńca? Wykluczone.- Jesteś za młody - jęknęłam z rozpaczą.- Jesteś za młody.Tym razem naprawdę się przestraszył.- Ależ skąd! Widzisz, poszedłem na studia dość wcześnie, wszyscy moi koledzy byli strasznie poważni.Nie należałem do wesołej paczki Jacka Wattsa.Tak czy siak gnębiły mnie wyrzuty sumienia.Funkie zażarcie usiłowała wyperswadować Maxowi niewczesne plany małżeńskie, aż się bałam, że ją znienawidzi - lecz stało się wręcz odwrotnie.Jest taka naturalna, powiedział, i tak rozpaczliwie przejęta losem siostry, i jeszcze, dodał, taka zabawna.Do tego zawsze się sprowadzałostateczny werdykt.- Moja ty Funkie - mawiał do matki Jack - naprawdę cię kocham.Jesteś taka śmieszna i taka słodka.Ów opis zresztą całkowicie odpowiadał prawdzie.Na koniec wizyty Funkie wybiegła z pokoju zalewając się łzami, a James był dla mnie bardzo dobry.Szczęśliwie w zebraniu rodzinnym nie uczestniczył Jack - dopiero by nawarzył piwa.- Od razu wiedziałem, że się zdecydowałaś za niego wyjść - powiedział mój szwagier.- Ty nie zmieniasz zdania.- Och, Jimmy, co ty wiesz! Zmieniam zdanie po sto razy na dzień.- Przesadzasz.No cóż, niech ci się szczęści.Nie to bym dla ciebie wybrał, ale zawsze miałaś dużo zdrowego rozsądku, a ten młody człowiek chyba zajdzie daleko.Kochany, najmilszy James, niezmiennie cierpliwy, niezmiennie zgodny!- Nie przejmuj się Funkie - dorzucił.- Znasz ją.Po fakcie natychmiast zrobi zwrot o sto osiemdziesiąt stopni.Na razie trzymaliśmy sprawę w sekrecie.Spytałam Funkie, czy przyjedzie do Edynburga na ślub.Lepiej nie, odparła.- Będę tylko płakać i wszystkim zepsuję humor.Przyznaję, nawet się ucieszyłam.Para moich wypróbowanych, spokojnych Szkotek zapewni mi dostateczne oparcie.Tymczasem ruszyłyśmy do Skye.W Skye było prześlicznie.Wprawdzie wolałabym, żeby codziennie nie padało, jakkolwiek ta delikatna mżawka właściwie się nie liczyła.Całymi milami wędrowałyśmy po wrzosowiskach, wdychając cudownie ciepłą woń ziemi zmieszaną z zapachem torfu.W parę dni po przyjeździe jedna z uwag Rosalind wzbudziła niejakie zaciekawienie w hotelowej jadalni.Zabrałyśmy ze sobą Petera, choć oczywiście nie towarzyszył nam przy posiłkach.Wpołowie obiadu Rosalind na cały głos powiedziała do Carlo: - Ależ naturalnie, Carlo, Peter powinien być twoim mężem, może nie? W końcu śpi razem z tobą w łóżku, prawda? - Klientela hotelu, złożona głównie ze starszych pań, jednomyślnie zasypała moją córkę gradem spojrzeń.Również ja otrzymałam od Rosalind istotną poradę w kwestiach małżeńskich.- Czy wiesz, że po ślubie będziesz musiała spać z Maxem w jednym łóżku?- Wiem - przyznałam.- Rzeczywiście, niby powinnaś wiedzieć, przecież byłaś żoną tatusia, ale tak sobie pomyślałam, może akurat to ci nie przyszło do głowy?Zapewniłam, że wzięłam pod uwagę wszystko, czego sytuacja wymaga.I tak mijały tygodnie.Spacerowałam po wrzosowiskach, od czasu do czasu wpadając w czarne przygnębienie na myśl, że źle robię i na pewno zmarnuję Maxowi życie.Max tymczasem tkwił po uszy w pracy w British Museum i gdzie indziej, kończył rysunki archeologicznych znalezisk z Ur.W ostatnim tygodniu siedział dzień w dzień do piątej rano.Podejrzewałam tutaj rękę Katharine.Pewnie namówiła Lena, żeby tym bardziej obarczył Maxa robotą, bo nie mogła mi darować tego szybkiego ślubu.Len odwiedził mnie jeszcze w Londynie.Nie wiedzieć czemu był niebotycznie zażenowany.- Rozumiesz - wykrztusił w końcu - to dość.hmm, niezręczna sytuacja.Chodzi o Bagdad i Ur.Nie wyobrażam sobie.to znaczy, niestety nie widzę takiej możliwości, żebyś pojechała z nami.Nie mamy miejsca dla nikogo oprócz archeologów.- Ależ oczywiście.Doskonale rozumiem.Już to omówiliśmy.Na nic bym się nie przydała, przecież w ogóle się nie znam na archeologii.Oboje uznaliśmy, że tak będzie najlepiej.Max nie chciał cię zostawić na lodzie na samym początku sezonu, miałbyś za mało czasu na znalezienie jakiegoś zastępstwa.- Ale pomyślałem.- przerwał.- Pomyślałem, że może.Wiesz, ludziom to może się wydać dziwne, jeśli się nie pokażesz w Ur.- Niby dlaczego? Na koniec sezonu przyjadę do Bagdadu.- Och, no tak.I wtedy byś wpadła na parę dni do nas.- Czyli wszystko w porządku, tak? - rzuciłam uspokajająco.- Widzisz, myślałem.myśleliśmy.to znaczy, Katharine.to znaczy, oboje myśleliśmy.- Co myśleliście?.żebyś lepiej nie przyjeżdżała do Bagdadu.teraz.No bo do Bagdadu jedziecie razem, potem Max jedzie do Ur, a ty do domu.Nie uważasz, że to może dziwnie wyglądać? Rozumiesz, zarządowi to się raczej nie spodoba.Nagle się rozzłościłam.Wcale się nie wybierałam do Ur.Nie zamierzałam nikomu się narzucać.Dlaczego jednak mam rezygnować z Bagdadu, jeślibym chciała tam pojechać?Nawiasem mówiąc, nie chciałam.Doszliśmy z Maxem do wniosku, że to bezsensowna podróż.Po miodowym miesiącu w Grecji Max wyruszy z Aten do Iraku, a ja wrócę do Anglii.Wszystko już zostało ustalone, niemniej nie musiałam się tym chwalić.- Słuchaj, Len - powiedziałam ostro - nie ty będziesz decydował, dokąd mogę, a dokąd nie mogę jeździć na Środkowym Wschodzie.Jeżeli mi się spodoba pojechać z mężem do Bagdadu, to pojadę i wykopaliska nie mają tu nic do rzeczy, ty sam zresztą też.- Och! Nie gniewaj sieja naprawdę.Po prostu Katharine uważała, że.Oczywiście, pomysł wyszedł od Katharine.W to akurat nie wątpiłam.Lubiłam ją, co jednak wcale nie znaczyło, że pozwolę ustawiać sobie życie.Opowiedziałam o wszystkim Maxowi.Straszliwie się rozsierdził, aż musiałam go uspokajać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]