[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Twój człowiek, Hendryxx, zmarł niewiele ponad cztery miesiące temu.Zwłoki poddano kremacji.Sprawdziłem w gazetach, nie było żadnych artykułów, oprócz zwykłego, typowego nekrologu.– Jaka była przyczyna śmierci?– Atak serca.Spodziewano się tego; miał już kłopoty od dawna.Okazało się, że mieliśmy tego samego lekarza, mogłem więc zadać kilka pytań.Wybrałem się do Graffe i przeczytałem testament.Cholernie interesująca lektura, prawda?– Jestem zaskoczony, że gazety nie rzuciły się na to – powiedział Stafford.– Nieczęsto multimilionerzy wyciągają kopyta.Hartwell roześmiał się.– Milionerzy nie są tutaj czymś niecodziennym – zwyczajni, pospolici ludzie.Poza tym Hendryxx prowadził spokojne życie, bez skandali.W końcu dziennikarze nie czytają każdego testamentu zdeponowanego w Graffe.– Jak długo mieszkał na Jersey? – spytał Stafford.– Zjawił się w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym czwartym – nie tak dawno temu.– A co z wykonawcą? Kim on jest?– Stary Farrar? Porządny człowiek, tylko okropnie nadęty.Czemu się tym interesujesz, Max? Ta sprawa chyba nie za bardzo pasuje do twojej roboty?– Wyświadczam jedynie przysługę przyjacielowi.Dzięki, Peter, zgłoszę się, gdybym jeszcze czegoś potrzebował.– Jest jeden dziwny punkt – powiedział Hartwell.– Urzędnik w Graffe oznajmił, że zauważył szczególne zapotrzebowanie na kopie tego właśnie testamentu.Jedno z Anglii, dwa z Ameryki i jeszcze jedno z Afryki Południowej.– Hartwell roześmiał się.– Powiedział, że zastanawia się, czy nie wydać tego hurtem w małym nakładzie.Po odłożeniu słuchawki Stafford zagłębił się w fotelu i pogrążył w myślach.Jak dotąd zapowiadało się to niezbyt ciekawie, może z wyjątkiem tego zainteresowania testamentem.Pstryknął przełącznik i powiedział:– Joyce, połącz mnie z panem Farrar, Farrar, Windsor i Markham w Saint Helier na Jersey.To firma prawnicza.Pięć minut później rozmawiał z Farrarem.– Interesuję się świętej pamięci Janem-Willemem Hendryxxem – wyjaśnił po przedstawieniu się.– Zmarł jakieś cztery miesiące temu.– Zgadza się.– Słyszałem, że macie trudności z odnalezieniem spadkobierców.– Myli się pan w tym względzie – odrzekł Farrar.Miał suchy, pedantyczny głos.Stafford czekał, co Farrar powie dalej, ten jednak milczał.No cóż, Hartwell uprzedzał, że jest nadęty.– Rozumiem, że miał pan na myśli Henry’ego Hendrixa z Los Angeles i Dirka Hendriksa z Londynu.– Wydaje się pan być dobrze poinformowany.Czy mogę spytać, w jaki sposób uzyskał pan tę informację?– Czytałem testament.– W ten sposób nie mógł poznać pan nazwisk – odparł sucho Farrar.– Ale w zasadzie ma pan rację.Pan Henry Hendrix przylatuje jutro ze Stanów Zjednoczonych, a pan Dirk Hendriks został już poinformowany.– Farrar zamilkł na chwilę.– Prawdą jest, że zaskoczył mnie czas, jakiego potrzebował.– przerwał, jak gdyby zdał sobie sprawę, że znalazł się o krok od popełnienia zupełnie nieprawniczej niedyskrecji.– Czy mogę spytać, dlaczego interesuje pana ta sprawa, panie Stafford?Stafford westchnął.– Moje zainteresowanie właśnie wyparowało.Dziękuję, że zechciał mi pan poświęcić swój czas, panie Farrar.– Odłożył słuchawkę.Telefon zadzwonił niemal natychmiast, to była Alix.– To prawda, Max – emocjonowała się.– To wszystko prawda.– Jeśli masz na myśli spadek Dirka, to wiem.Właśnie rozmawiałem z Farrarem.– Z kim?– Wykonawcą testamentu.Prawnikiem z Jersey.– Dziwne.List przyszedł od prawnika z City, Mandeville’a – pospiesznie mówiła Alix.– Dirk wiedział przez cały czas.Twierdził, że chciał mi oszczędzić emocji na czas porodu.Musiał pojechać do Południowej Afryki, żeby skompletować dokumenty.Odnalazł się też ten zagubiony kuzyn, Max.On także tutaj przyjedzie.– To niezwykle ekscytujące – odparł Stafford spokojnie.– Gratuluję – Zamilkł na chwilę.– Co mam zrobić z Hardinem?– A co byś proponował?– Wydaje mi się uczciwym człowiekiem – powiedział Stafford.– To wszystko rzeczywiście wyglądało na jakieś machlojki, a Hardin, kosztem znacznych osobistych nakładów, zrobił co mógł, żeby wyjaśnić całość.Proponuję, żebyś opłaciła mu koszty pobytu w Londynie i przelot.Możesz też dodać niewielkie honorarium.Czy mam się tym zająć?– Gdybyś mógł – powiedziała.– Prześlij mi rachunek.– Oznajmię mu to w czasie lunchu.Pa! – Odłożył słuchawkę, poprosił Joyce, żeby umówiła go na lunch z Hardinem, po czym usadowiwszy się wygodnie na krześle, bębniąc palcami w blat biurka zaczął analizować całą sprawę.Nie za bardzo miał się nad czym zastanawiać.Mandeville był zapewne londyńskim korespondentem Farrara; firmy prawnicze w taki właśnie sposób załatwiały swoje sprawy.Stafforda zdziwiło, że Dirk Hendriks nie powiedział o niczym Alix przed wyjazdem do Południowej Afryki – wtedy już była po porodzie – ale on zawsze był draniem, nie wysilającym się na okazywanie zbytniego szacunku.Pozostawało jeszcze parę drobiazgów, które się nie zgadzały.Kto strzelał do Hendrixa i dlaczego? Czemu Gunnarsson nie sprowadził Hendrixa do Anglii, gdy tylko ten został odnaleziony? Ale w obu przypadkach opierał się wyłącznie na tym, co powiedział Hardin.Może Hardin to rzeczywiście oszust, prowadzący własną, przebiegłą grę.Stafford, który uważał się za dobrego znawcę ludzi, pokręcił głową z zakłopotaniem.Wreszcie zabrał się do swojej pracy.Stafford zafundował Hardinowi lunch w dobrej restauracji.Wieści mogły być dobre dla spadkobierców Hendryxxa, ale nie dla Hardina.Dlatego Stafford uznał, że smaczny posiłek pomoże lepiej strawić gorzką pigułkę.– Czyli zrobiłem z siebie durnia – odezwał się ponuro Hardin.– Człowiek, który nie popełnił żadnej pomyłki, nigdy do niczego nie doszedł – niezbyt oryginalnie stwierdził Stafford.– Pani Hendriks nie chce, by stracił pan na tej sprawie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]