[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na nich wymyśla się wszelkie triki – jak w cyrku.Tam naprawdę zazwyczaj nie zabijają.Mamy jutro towarzyskie spotkanie z „Czarnymi Tygrysami”.Poproś, Prupis cię weźmie – musisz obserwować.Raz już zacząłem tę rozmowę i nikt na mnie nie krzyknął, mogłem pytać dalej:– A jak spotkanie jest nietowarzyskie?– Kiedy zgodnie z kalendarium? Albo o mistrzostwo? Wtedy sędzia patrzy surowo i jest o wiele trudniej.Tam się ginie.– Tylko kto?– Tacy jak ty.– Weterani zdecydują kto ma umrzeć – bez wątpienia umrzesz.– Jak to umrzesz?– Lancelot niezupełnie rozumie, po co on tu żyje – powiedział Jurgen.– On wyraźnie myśli, że jesteśmy drużyną sportową.A my – gladiatorzy.Przypomniałem sobie stary film, który pokazywali w teleku, i sponsorzy pozwolili mi go obejrzeć, ponieważ nie było zbyt późno.Rzecz działa się w starożytnym imperium, które, o ile dobrze pamiętam, nazywali rzymskim.Tam na stadionie walczyli ludzie.Jeden z nich był potężnie uzbrojony i wyposażony w sieć, którą próbował zarzucić na gołego młodzieńca z krótkim mieczem.Ten kręcił się, skakał wokoło i w końcu zwyciężył nieruchawego ciężkiego wojownika – pani Jajbłuszko tak zdenerwowała się tym, że pokazali mi takie okrutne widowisko, a sam Jajbłuszko zaczął się śmiać i mówił, że to takie samo wykopalisko, jak mamut.Pamiętam, jak mówił, że takie krwawe widowiska odeszły w niesławną przeszłość.– Przecież to zakazane – powiedziałem.– Przecież to odeszło w niesławną przeszłość, jak mamuty i Imperium rzymskie.Kiedy moi sąsiedzi skończyli się śmiać, Batu-chan zapytał:– A kto ci to powiedział? Może w szkole się o tym uczyłeś?– Sponsor – powiedziałem.– Tak, akurat jego trzeba ci było słuchać – powiedział Batu-chan, a w głosie jego zadźwięczała ironia.– Oni doskonale rozumieją ten problem.– A ja niczego nie rozumiem! – użaliłem się.– Słowo honoru – jestem jak dziecko we mgle! Jeśli są gladiatorzy, to znaczy, że ktoś musi ich oglądać, a nawet czerpać przyjemność z takiego prymitywnego widowiska.No przecież nie w piwnicy organizujecie te, tak zwane, spotkania towarzyskie.– Nie.– Jurgen uśmiechał się rzadko, ale tego dnia wykonał swą trzyletnią normę śmiechu.– Robimy to na wielkich stadionach.W Moskwie, w Libercu, w Serpuchowie.gdzie jeszcze byliśmy, Wowa?– Byliśmy wszędzie tam, gdzie stacjonuje żabi garnizon – odpowiedział Batu-chan.– I oni nie aresztowali was? Nie rozpędzili? Jak się wam udaje przed nimi ukryć?– Zrozumiesz ty, w końcu, czy nie, ty kopalny człowieku, że twoi ukochani sponsorzy żyć po prostu nie mogą bez naszych widowisk, dlatego że na nich mogą się odprężyć?– Co?– A to, że rządzenie naszą planetą sprawia im wiele trudności i pożera nerwy.Są wykończeni i potrzeba im rozrywki.A, żeby każdy z nich w pojedynkę nie pałętał się po ulicach i nie rozszarpywał przechodniów, dla nich wymyślono miły, inteligentny wypoczynek.– To jest amoralne! – powiedziałem – I z całą pewnością rzucacie oszczerstwa na sponsorów.– Nikomu nie są potrzebne te twoje ukochane żaby! – Batu-chan wściekł się na mnie.– Jeśli zabiorą się z powrotem, będziemy tylko szczęśliwi.Odwróciłem się nawet, żeby nie słyszeć, ale słuchałem dalej.Oburzałem się, ale już wiedziałem, że nie mam racji.Ich słowa układały się we wzór otaczającego mnie świata.I, chociaż trudno jest zaakceptować coś ohydnego, naruszającego zasady, na których się wychowałeś, czasami przychodzi pogodzić się nawet z najgorszym!I już pokornie słuchałem moich nowych towarzyszy.Oczywiście, zostawiałem sobie prawo do wątpliwości – nie jestem jakimś włóczęgą czy śmieciarzem – jestem z dobrego domu! Batu-chan, opowiadając mi, cały czas powtarzał „możesz sprawdzić”, i miałem zamiar to sprawdzić.Ale to nie przeszkodziło mi wysłuchać nieprawdopodobnej wersji naszego istnienia.Jeśli wierzyć Batu-chanowi i, przytakującemu mu, Jurgenowi, w Rosji istnieje co najmniej ze dwadzieścia gladiatorskich szkół, podobnych do naszej.Przy czym, nasza wcale nie jest ani największa, ani najbogatsza.Powstały te szkoły z bardzo prostej przyczyny – większość sponsorów, osiadłych na Ziemi, to wojskowi.Trudno ich nazwać żołnierzami dlatego, że nie używali broni i nikogo nigdy nie zabijali, ale pełnili dyżury w bazach rakietowych i siedzieli przed ekranami sieci powszechnego nadzoru – strzegli porządku.Sponsorzy mają słabość do okrutnych, nawet krwawych widowisk.Moi rozmówcy nie wiedzieli, kiedy i komu przyszło do głowy by pasję tęskniących w dalekim garnizonie sponsorów, zaspokoić walkami ludzi.– Tak sobie myślę – powiedział Batu-chan – że, wszystko to wymyślił ktoś z ludzi.Myślę, że wszystkie te ludzkie podłości za sponsorów wymyślają ludzie.– Po co? – spytałem.– Komu to potrzebne?– A temu potrzebne, komu na rękę – mętnie wyjaśnił Batu-chan, a Jurgen potakująco kiwnął głową, jak człowiek, słuchający dobrze znanej lekcji.Jest zbyt – pojawi się i podaż.Sponsorzy pozwolili przygotowywać specjalnych wojowników, walki gladiatorów przekształciły się w regularne współzawodnictwo, bo nie ma lepiej zorganizowanych i lubiących porządek istot, niż sponsorzy.Powstała warstwa społeczna, tak czy inaczej, związana z gladiatorami.To byli rusznikarze i wytwórcy różnych przyrządów dla wojowników, garbarze i krawcy, masażyści i trenerzy.Przynależność do świata gladiatorów dawała masę przywilejów, na przykład najsilniejsi wojownicy mieli zezwolenie na rozmnażanie, by wyhodować rasę bojowych gladiatorów.Oni mogli być pewni, że przy kolejnej kampanii likwidacji ich zostawią przy życiu.Tu musiałem przerwać Batu-chanowi i poprosić o wyjaśnienie.– Jak tu ci powiedzieć.– Batu-chan nie od razu znalazł właściwe słowa.– Na Ziemi żyje sto milionów ludzi.Może więcej, może trochę mniej.A kiedyś było dziesięć, albo sto razy tyle.Wtedy przyszli „dobrzy” sponsorzy i zaczęli zbędnych ludzi po troszku likwidować.I tu nasz odpoczynek skończył się, z cienia wyszedł Prupis i dopijając z kufla piwo, krzyknął:– Chłopcy, na trening!Następnego dnia nasi jechali na towarzyskie spotkanie, i Prupis zapytał mnie:– Pojedziesz z nami?Jakbym miał wybór.Byłem zadowolony, że w końcu zobaczę, czym tak naprawdę się zajmujemy.Jechałem razem ze wszystkimi w ogólnym autobusie.Z tyłu złożone były miecze, kopie, zbroje – prawdziwe rycerskie zbroje.Widziałem, jak weterani w czasie treningów walczyli w tych zbrojach – wydawali mi się tacy niezdarni.Siedziałem na dostawianej ławeczce, naprzeciwko mnie – felczer i niewolnik, który miał naszym sportowcom pomagać przy ubieraniu.Trzęsło okropnie, dlatego, że i droga dawno nie widziała remontu, i autobus ledwie zipał.– Żeby dostać nowy autobus – trzeba wygrać mistrzostwo Rosji! – powiedział felczer, kiedy podrzuciło nas pod sufit.Był to starszy, dobry człowiek stale mrużył oczy – był krótkowidzem.Gladiatorzy siedzieli z przodu w fotelach z oparciami i całą drogę drzemali, albo omawiali codzienne problemy.W ostatnim czasie udało mi się wiele dowiedzieć o ich życiu i o nagłej śmierci, byłem nawet w najdalszym miejscu naszego gospodarstwa, w lazarecie, który w tym czasie, na szczęście, świecił pustkami, ale w każdym momencie mógł się zapełnić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]