[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od wczoraj, gdy wróciłaś ze spaceru, wyglądasz bardzo źle.Żebyś tylko nie zachorowała!Linda opanowała się i odparła z uśmiechem.- Ach, nie! Spałam tylko niedobrze i głowa mnie boli.Czy jadłaś śniadanie?- Tak, lecz zostanę z tobą, żeby ci dotrzymywać towarzystwa.- A gdzie Roberta?- Pojechała konno z Ralfem.- Znowu?- Co ci to szkodzi?To prawda, niech sobie jadą.Wypiła szybko filiżankę świeżej kawy, którą przyniósł służący.Jeść jednak nie mogła, przełknęła zaledwie kilka kęsów.Potem wstała i przyniosła sobie książkę do czytania.Ciocia Stefcia pozostała z nią na werandzie i bawiła się z Minką.Rozkoszując się błogim spokojem, nie przeczuwała ani na chwilę, jak okropne myśli i życzenia krążą w głowie Lindy, podczas gdy udaje, że czyta.***Tymczasem Ralf i Berti pojechali do żniwiarzy.Podczas gdy Ralf wydawał ludziom polecenia i oglądał z ekonomem jakąś nową maszynę rolniczą, Berti naszkicowała kilku żniwiarzy, potem rządcę a wreszcie i Ralfa.Ralf oznajmił rządcy, że zaręczył się z panną Warteg.- Proszę to wieczorem oznajmić wszystkim.Po żniwach wyprawię małą uroczystość - powiedział.Rządca powinszował narzeczonemu i w imieniu wszystkich podziękował za tę obietnicę.- Proszę jednak - dodał - aby to już było po owocobraniu, paniczu.Ralfa ciągle jeszcze nazywano „Paniczem”.- Doskonale! Cieszy mnie, że pan rządca jest taki przezorny.Na przyszły rok wyjadę z żoną do Brazylii, żeby zobaczyć jej posiadłość wiejską.Pragnę poznać tamtejsze gospodarstwo rolne, żeby się czegoś nauczyć.- To byłoby nieźle, paniczu.Panicz może spokojnie wyjechać, tutaj wszystko pójdzie, jak w zegarku.- Świetnie! A teraz ruszam dalej, nad rzekę gdzie sieją rośliny pastewne.Do widzenia!- Do widzenia, paniczu! Do widzenia, jaśnie panienko! Berti uprzejmie skinęła głową.Ralf podszedł do narzeczonej.- Widziałem, że rysowałaś z wielkim zapałem.Kogo uwieczniłaś, Berti?Śmiejąc się, pokazała mu szkicownik.- Czy znasz przypadkiem tego pana?- Oho, Berti, to przecież ja sam! Znakomicie! Nie moja najsłodsza nie pozwolę ci zaniedbywać twej sztuki, byłoby to grzechem.A teraz pozwól ze mną na chwileczkę, tutaj, za te snopki.Muszę ci coś pokazać.- Co takiego, Ralfie? - spytała, idąc za nim.Porwał ją w objęcia i całował tak długo, póki obojgu nie zabrakło tchu.- Właśnie to, kochanie.Czy dobrze mnie zrozumiałaś?- Tak mi się zdaje - odparła filuternie.- Może mam to powtórzyć?- Nie, nie, mam dosyć.Pomógł jej dosiąść konia, po czym sam wskoczył na siodło.Pokłusowali przed siebie.Ralf zatrzymał się jeszcze u najemników rolnych nad rzeką, po czym wraz z Berti wyruszył w powrotną drogę.Zbliżając się do dworu, ujrzeli z daleka górę i ruiny starego zamczyska.Słońce oświecało jasno stare mury.Berti zwróciła się do narzeczonego:- Powiedz mi, Ralfie, czy to, co opowiadałeś nam o lochu podziemnym - to prawda czy też bajka?Popatrzył na nią z uśmiechem.- Nie, Berti, ten loch istnieje naprawdę.Tobie jednej pokażę go kiedyś przy okazji.Nikt o nim nie wie, z wyjątkiem Gottlieba, starego głuchoniemego parobka.Wuj postanowił go wtajemniczyć, gdyż musiał nam pomóc przy wrzucaniu do lochu większej ilości słomy.- Dlaczego wrzucono tam słomę?- Nie pamiętam już czemu to wydawało nam się konieczne.Pomyślałem jednak, że może przypadkiem ktoś niepowołany odkryje tę tajemnicę, a nie wiedząc nic o lochu runie do komory.Wtedy przynajmniej upadłby na miękką słomę, nie narażając przy tym życia.- Czy sądzisz naprawdę, że średniowieczni rycerze zwabiali wrogów do tej pułapki, skazując ich na powolną śmierć?Wybuchnął głośnym śmiechem.- Ach, moja najdroższa, nie rób takich wystraszonych oczu.To możliwe, a nawet prawie pewne, że postępowali w ten sposób.W owych czasach ludzie nie mieli tak wrażliwych nerwów, jak my.Przestań już myśleć o tym, jeśli cię to dręczy.Ciesz się wraz ze mną, że żyjemy, że czeka nas jasna przyszłość, że jesteśmy bezgranicznie szczęśliwi!.Berti ujęła jego rękę.- Żeby tylko żaden cień nie padł na nasze szczęście.Ralf podjechał do niej zupełnie blisko i otoczył ją ramieniem.- Pocałuj mnie, ukochana, to odegna wszystkie złe i zawistne duchy od naszego szczęścia.Długo, długo trwał ten pocałunek.Potem w szybkim tempie ruszyli w dalszą drogę.W domu musieli się bardzo śpieszyć z przebieraniem, bo była już pora obiadu.Weszli właśnie do stołowego pokoju, gdy pani Lankwitz kazała podawać zupę.Linda i ciocia Stefcia czekały już na nich.Ralf otoczył ramieniem Berti, która w swojej białej sukience wyglądała uroczo, i zbliżył się z nią do Lindy.- Zanim siądziemy do stołu, chciałbym ci oznajmić Lindo, że zaręczyłem się z Berti.Linda drgnęła i pobladła, lecz natychmiast opanowała się.Powiedziała tylko z lekka ochrypłym głosem:- Zaręczyłeś się tak prędko po śmierci twego wuja?- Tak, spełniłem jego życzenie.Powiedział mi na łożu śmierci, że pragnie, abym się prędko ożenił.Pokazałem mu fotografię Berti i powiedziałem mu, że to ona właśnie jest moją wybranką, a wtedy wuj pobłogosławił ją.Dziś jeszcze napiszę do ojca Berti, prosząc go o zezwolenie.Twojej zgody jestem pewien, Lindo.Linda zmusiła się do uśmiechu.Tylko oczy jej płonęły dziwnym blaskiem w pobladłej twarzy.Podczas obiadu nie straciła także panowania nad sobą, choć w głowie jej krążyły niespokojnie myśli.Zdawało się jej, że wszystko popychają do czynu, do rozpaczliwego kroku.Czuła, że musi coś uczynić, aby związek Berti i Ralfa nie doszedł do skutku.I postanowiła, że wykona swój plan.Pragnęła otoczyć się bogactwem i zbytkiem, nie chciała, jak żebraczka stać na uboczu i patrzeć na znienawidzoną pasierbicę, która opływała w dostatku.Wolała się już zdobyć na ostateczność - popełnić zbrodnię! Słowo to utkwiło jej w mózgu, nie mogła go odegnać.Zbrodnia! Zbrodnia!W duchu ujrzała czarną, ziejącą czeluść lochu podziemnego.Rozwierał się przed nią niby krwiożercza gardziel jakiegoś potwora, który czyha na zdobycz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]