[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę zastanawiała się, a potem odpowiedziała:– Nie, nie, a jednak.krótko mówiąc, moja macocha rozmawiała ze mną wczoraj i ta rozmowa raptownie zmieniła moje życie.Nie chciałabym o tym z nikim mówić ale.ale panu chcę się zwierzyć, żeby nie zdziwiła pana najbliższa przyszłość.Wczoraj dowiedziałam się od macochy, że jesteśmy bardzo biedne i że w naszym życiu musi nastąpić zasadnicza zmiana.To spowodowało, że jestem zmartwiona, a nawet zrozpaczona.Musiałam podjąć decyzję, na którą niełatwo było mi się zdobyć.A teraz proszę nic nie mówić.W nadchodzących tygodniach wszystko pozostanie jeszcze tak, jak dotychczas, i chcę spędzić czas w Hainau i Rainsberg wesoło i beztrosko, nie myśląc o przyszłości.Co się ma stać, stanie się i tak.Poczerwieniał pod wpływem tych słów, a potem ze zdenerwowania raptownie zbladł.Przypomniał sobie, iż Walter wczoraj wspominał, że Dina von Goseck swoją pasierbicę pragnie wydać za mąż za ordynata.Przerażała go myśl, że Ruth mogłaby zostać przez macochę zmuszona do poślubienia jego stryja.Odrzucił jednak przypuszczenie, że Ruth mogłaby się ugiąć pod presją macochy.Z pewnością nie należała do kobiet, które wychodzą za mąż wyłącznie dla pieniędzy.A jednak czekało ją trudne życie, pełne wyrzeczeń i zmartwień.A on nie mógł wziąć jej w ramiona, nie śmiał jej przytulić i ochronić przed cierpieniem i niedolą.Dręczyła go myśl, że nie ma możliwości natychmiast zapewnić jej beztroskiej egzystencji.Nie wiedział, co powiedzieć.Ślizgali się milcząc, a Ruth ukradkiem spoglądała na jego energiczną, męską twarz.Serce pękało jej z bólu i z trudem hamowała łzy.Tymczasem w głowie Hansa kotłowały się różne myśli i plany.Co ma począć, aby szybko osiągnąć swój cel, ochronić najukochańszą przed biedą i zmartwieniami?Zastanawiał się.Chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zawahał się.Nie, nie teraz i nie tutaj.W ciągu tych paru tygodni, które mieli przed sobą, będą się przecież spotykać.W tym czasie niejedno może się zdarzyć.Dzisiaj rano w laboratorium poczuł się bardzo zadowolony, gdyż pomyślnie ukończył ważny eksperyment, który miał, jego zdaniem, wielkie znaczenie dla przemysłu.Postara się zrobić wszystko co w jego mocy, i zanim przeminą dni w Rainsberg, znajdzie sposobność do rozmowy z Ruth.Charakterystycznym dla niego ruchem odrzucił głowę do tyłu i rzekł: – Tak, proszę pani.W nadchodzących tygodniach będziemy używać życia, nie martwiąc się przyszłością.Będziemy się cieszyć teraźniejszością.Proszę się nie martwić, proszę się rozchmurzyć – nalegał – ma pani rację: co się ma stać, to się stanie.IIDwa dni później, gdy Hans pracował w laboratorium, podszedł do niego profesor Schwarzenburg.Obserwował go przez chwilę, a potem wziął do ręki jedną z probówek i podnosząc ją pod światło przyglądał się badawczo jej zawartości.Potem sprawdził pod mikroskopem właśnie przygotowywany przez Hansa preparat.Założywszy okulary, odgarnął z wysokiego czoła rzadkie włosy i na swój zwięzły sposób zapytał:– Czy nie zechciałby pan zamiast mnie pojechać do Ameryki, panie doktorze?Zaskoczony Hans podniósł oczy.– Do Ameryki?– Tak! Do Chicago.Twarz młodego mężczyzny rozpromieniła się.– Na kongres, panie profesorze? Stary uczony skinął głową.– Tak, na kongres.Uniwersytet chce tam wysłać mnie.Ale ja jestem bardzo zajęty, a poza tym, szczerze mówiąc, nie mam ochoty na tę podróż.Zaproponowałem więc, aby pan pojechał w moim zastępstwie, i wyrażono na to zgodę.Pomyślałem o panu z czystego egoizmu.– Z egoizmu?– Tak.Znam pana jako doskonałego mówcę.A chodzi właśnie o to, abyśmy zdobyli zwolenników dla naszej sprawy.Pan na pewno zdoła prze konać słuchaczy i zainteresować ich naszym wynalazkiem.Oczy Hansa zabłysły z radości.– Panie profesorze, pan chce przez to powiedzieć, że mam tam mówić o naszym odkryciu?Profesor położył rękę na jego ramieniu.– Tak, drogi doktorze, właśnie to miałem na myśli.Widzi pan, taką sprawę trzeba przedstawić w jasnym, porywającym odczycie, tak żeby wszyscy wszystko zrozumieli.Aby to osiągnąć, trzeba być nie tylko doskonałym mówcą, ale trzeba też mieć odwagę i zachować przytomność umysłu.Nie wolno się dać speszyć ewentualnymi okrzykami lub sprzeciwami.Ja się do tego nie nadaję, mówię to panu szczerze.Jestem starym naukowcem, pogrążonym poza tym w troskach rodzinnych i brakuje mi siły przebicia.Dlatego też bez pana może nigdy nie dokonałbym tego wynalazku.Latami męczyłem się z rosnącymi problemami, ale do ostatniego, decydującego eksperymentu zabrakło mi odwagi.Nie przeczę, było to niebezpieczne, ale pan przeprowadził wszystko doskonale.Spełniło się moje marzenie, które bez pańskiej pomocy nigdy by się nie urzeczywistniło.Pan jest tym człowiekiem, który potrafi odpowiednio rozpropagować nasz wynalazek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]