[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Powiedzia³ pan, ¿e potrafi¹ ugryŸæ.— Maj¹ ostr¹ i siln¹ ssawkê i jeœli ktoœ jest nieostro¿ny, potrafi¹ ciachn¹æni¹ w palec.To nietypowy narz¹d i nie rozpuszcza siêw alkoholu.Pomog³o nam to zawêziæ pole poszukiwañ, dziêki temu tak szybko j¹rozpoznaliœmy.— Pilcher wydawa³ siê nagle zak³opotany, jakby z³apa³a go naprzechwa³kach.— S¹ bardzo wojownicze — mówi³ dalej.— Napadaj¹ na ule i kradn¹miód.Prowadziliœmy kiedyœ poszukiwania w Sabah, na Borneo, i natrafiliœmy nanie nagle za schroniskiem m³odzie¿owym.Niesamowity by³ odg³os, jakiwydawa³y.— Sk¹d wzi¹³ siê ten konkretny owad?— Wymiana miêdzyrz¹dowa z Malezj¹.Nie wiem, co im za niego daliœmy.To by³ozabawne, zacz¹³liœmy siê w cieniu z wiadrem pe³nym cyjanku, a one.— Jakiego rodzaju deklaracjê celn¹ wype³nia siê w takim przypadku? Czy maciegdzieœ tutaj jej kopiê? Czy na wywóz z Malezji wydaje siê specjalne zezwolenie?Kto je otrzyma³?— Bardzo siê pani spieszy.Proszê spojrzeæ, wypisa³em tutaj wszystkieinformacje, jakimi dysponujemy, i pisma, w których mo¿ecie zamieœciæog³oszenia, jeœli chcecie siê bawiæ w takie rzeczy.ChodŸmy, wyprowadzê pani¹st¹d.Przeszli w milczeniu d³ugi korytarz.W œwietle windy spostrzeg³a, ¿e Pilcherjest tak sarno zmêczony jak ona.— Straci³ pan przy tym sporo czasu — powiedzia³a.— To by³a dobra robota.Niechcia³am byæ przed chwil¹ niedelikatna, jestem po prostu.— Mam nadziejê, ¿e go z³apiecie.Mam nadziejê, ¿e wkrótce skoñczy pani têsprawê.Wypisa³em tam tak¿e chemikalia, jakie mog¹ mu byæ potrzebne, jeœlihoduje je w domu.Chcia³bym poznaæ pani¹ bli¿ej, pani inspektor.— Byæ mo¿e powinnam zadzwoniæ, kiedy bêdê mia³a chwilê czasu.— Zdecydowanie powinna pani, absolutnie.Bardzo mi na tym zale¿y — zapewni³.Drzwi windy zamknê³y siê, Pilcher i dziewczyna zniknêli.Królestwo cz³owiekazastyg³o w bezruchu.Nie poruszy³a siê ¿adna wytatuowana postaæ, nie drgnê³aani jedna mumia, nie zaszura³y skrêpowane stopy.W owadzim zoo, w tysi¹cach otwartych oczu starszych braci w ewolucji odbija³osiê wskazuj¹ce wyjœcie awaryjne œwiat³o.Nawil¿acz brzêcza³ i sycza³.W czarnejklatce, pod pokryw¹, æma trupia g³Ã³wka schodzi³a w dó³ po ³odydze wilczejjagody.Skrzyd³a okrywa³y j¹ niczym peleryna.Podesz³a do stoj¹cej na pod³odzemiseczki i odnalaz³a w niej plaster miodu.Chwyci³a go mocno przednimiodnó¿ami, wysunê³a ssawkê i wbi³a j¹ w woskowe œcianki plastra.Usiad³a naodw³oku i ssa³a cicho, a wszêdzie wokó³ niej rozbrzmiewa³y w ciemnoœci piski itrzepot skrzyde³, rodzi³o siê i koñczy³o ¿ycie.Rozdzia³ 41Catherine Baker Martin le¿a³a w g³êbi, w nienawistnej ciemnoœci.Ciemnoœæwesz³a jej pod powieki, w niespokojnym, krótkim œnie mia³a wra¿enie, ¿eciemnoœæ wdziera siê i do jej wnêtrza.Podstêpnie wœlizguje siê przez nos iprzez uszy.Lepkie palce ciemnoœci penetruj¹ wszystkie otwory w jej ciele.Jedn¹ rêk¹ zatka³a usta i nos, drug¹ zas³oni³a pochwê, zacisnê³a z ca³ej si³ypoœladki i przy³o¿y³a ucho do materaca.Drugie ucho wyda³a na pastwê ciemnoœci.Razem z ciemnoœci¹ wdar³ siê tamtêdy do œrodka dŸwiêk.Obudzi³a siê dygocz¹c.Znajomy, monotonny terkot: to by³a maszyna do szycia.Maszyna elektryczna ozmiennej szybkoœci.Najpierw szy³ powoli, teraz szybko.Wy¿ej, w piwnicy, pali³o siê œwiat³o.W miejscu gdzie w pokrywie studniznajdowa³ siê niewielki, otwarty w³az, widzia³a nad sob¹ s³aby, ¿Ã³³ty kr¹¿ekœwiat³a.Kilka razy zaszczeka³ pudel, s³ysza³a, jak przemawia do niegonienaturalny, przyt³umiony g³os.Szycie.Tu, w dole, szycie by³o takim koszmarem.Szyæ powinno siê w pe³nymœwietle.Przypomnia³a sobie s³oneczny pokój z dzieciñstwa.przy maszyniesiedzi gosposia, kochana Bea Love.ma³y kotek krêci siê przy podniesionejprzeci¹giem zas³onie.G³os przep³oszy³ wspomnienia, karci³ za coœ pudla.— Zostaw to, Skarbuniu.Przyszpili ciê ig³a i co wtedy bêdzie? Ju¿ prawiekoñczê.Tak, kochanie.Dostaniesz coœ do ¿ucia-aa, jak skoñczymy, dostanieszcoœ do ¿ucia-aa, dudi dudi da.Catherine nie zdawa³a sobie sprawy, jak d³ugo jest uwiêziona.Pamiêta³a, ¿e my³a siê dwa razy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]