[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedz¹ce na ³Ã³¿ku nagie dzieci i siwow³ose kobiety œledzi³y ichprzejœcie w ponurym milczeniu.By³o tu tak¿e wyjœcie, które stanowi³a zwyk³a,wybita w œcianie dziura.Otwiera³a siê na kryty pasa¿, który prowadzi³ dos¹siedniego, bliŸniaczo podobnego domu.Gdy przeszli w ten sposób przez kilkabudynków, Jan zorientowa³ siê, ¿e wszystkie domy musz¹ byæ w ten sposóbpo³¹czone, tworz¹c jedno, ogromne pomieszczenie.W koñcu zatrzymali siê przedzamkniêtymi drzwiami.Willy zastuka³ lekko.Wejœæ odpowiedzia³ g³os z wewn¹trz.Willy wprowadzi³ Jana do obszernego, pe³nego ksi¹¿ek pokoju.Ró¿nica, pomiêdzytym pomieszczeniem a pozosta³ymi by³a uderzaj¹ca.To, w którym siê terazznalaz³, przypomina³o mu pokój, zajmowany przez jego starego profesora nauniwersytecie.Biurka zawalone by³y papierami i otwartymi ksi¹¿kami, naœcianach wisia³y obrazy, a na pod³odze sta³ nawet globus.Za biurkiem jednak,zamiast profesora, siedzia³ mê¿czyzna równie czarny jak pozostali.Dziêkujê, Willy powiedzia³.Chcê teraz porozmawiaæ z tym panem na osobnoœci.Czy bêdzie dobrze.Oczywiœcie, ¿e bêdzie.Zostaw kogoœ za drzwiami.Krzyknê, gdy bêdê czegoœpotrzebowa³.Gdy za wychodz¹cym Willym zamknê³y siê drzwi, mê¿czyzna zza biurka uniós³ siê iwyci¹gn¹³ rêkê.Jan uœcisn¹³ j¹ niepewnie, przygl¹daj¹c siê jednoczeœnieWielebnemu.By³ to postawny, w sile wieku mê¿czyzna, którego w³osy i brodagêsto przetykane ju¿ by³y pasemkami siwizny.Jego ubiór stanowi³ ciemny,konserwatywny garnitur, doskonale pasuj¹cy do widniej¹cej pod szyj¹ koloratki.Jestem wielebny Montour, panieKulozik.Niech mi wolno bêdzie powitaæ pana wsamym sercu naszej siedziby.Zaskoczony Jan móg³ skin¹æ jedynie g³ow¹.Œlady obcego akcentu, obecnegojeszcze przed chwil¹, w trakcie krótkiej rozmowy z Willym zniknê³y bez œladu.Wielebny przemawia³ teraz mi³ym, kulturalnym tonem wykszta³conej osoby.Proszê siadaæ.Czy móg³bym zaproponowaæ panu kieliszeczek sherry? To coœ wrodzaju lokalnego wina i myœlê, i¿ jego smak pozyska pañskie uznanie.Jan poci¹gn¹³ z kieliszka i z nieukrywanym podziwem rozejrza³ siê po pokoju.Proszê mi wybaczyæ moj¹ ciekawoœæ powiedzia³.Ale lata minê³y od chwili, kiedypo raz ostatni by³em w takim pokoju, jak ten.Podziwiam pañsk¹ bibliotekê.Dziêkujê panu.Istotnie, jest imponuj¹ca.Wiêkszoœæ zgromadzonych tu woluminówma setki lat.S¹ ju¿ niezwykle rzadkie.Ich wszystkie kartki zosta³ypieczo³owicie zabezpieczone przed wilgoci¹.Pozosta³oœci po Uzurpatorach? Mogê spojrzeæ? Dziêkujê.Odstawi³ szklankê i podszed³ w stronê uginaj¹cych siê pó³ek.Wiêkszoœæ ok³adekby³a zniszczona, a same tytu³y nieczytelne.Wyj¹³ jeden z grubych tomów iotworzy³ na stronie tytu³owej.Z³oty napis g³osi³: "Wieki Œrednie 3951500".Odwróci³ ostro¿nie stronê i przeczyta³: "Rok wydania 1942".Gdy przemówi³, jegog³os dr¿a³ z przejêcia:Ta ksi¹¿ka.ona ma przesz³o piêæset lat.Nawet nie przypuszcza³em, ¿e coœtakiego jeszcze istnieje.Mogê pana zapewniæ, ¿e jest jeszcze sporo tego typu pozosta³oœci.Rozumiemjednak pañskie uczucia.Jest pan Brytyjczykiem, prawda?Jan skin¹³ g³ow¹.Tak myœla³em.Pañski akcent i ten termin: Uzurpatorzy.S¹dzê, i¿ w pañskimkraju jest on w doœæ powszechnym u¿ytku.Musi pan jednak wiedzieæ, ¿e zbiór tenpowsta³ u schy³ku okresu, który historycy nazywaj¹ Retrocesj¹.W owym czasieró¿ne kraje i obszary œwiata boryka³y siê z tymi samymi trudnoœciami, leczzabra³y siê za ich rozwi¹zywanie w ró¿ny sposób, wykorzystuj¹c zazwyczajistniej¹ce podzia³y spo³eczne.Wielka Brytania, ze swym spo³eczeñstwemtradycyjnie ju¿ podzielonym na klasy, wykorzysta³a owo historyczne pod³o¿e, bystworzyæ sztywn¹, funkcjonuj¹c¹ do dzisiaj strukturê spo³eczn¹.Elity rz¹dz¹cenigdy nie by³y zachwycone zbytnio mo¿liwoœci¹ gruntownej edukacji, którasta³aby siê udzia³em mas.Odetchnê³y wiêc z ulg¹, gdy wkrótce sta³o siê to poprostu fizycznie niemo¿liwe.Jednak proces hamowania swobodnego dostêpu doedukacji i informacji, raz rozpoczêty, nie ma w³aœciwie koñca.Dzisiajwiêkszoœæ obywateli brytyjskich nie ma ¿adnego pojêcia o historii czy nawet oœwiecie, w którym ¿yj¹.Czy mam racjê?W zupe³noœci.Moje przypadkowe odkrycie tego faktu by³o pocz¹tkiem ca³ego³añcucha wydarzeñ, które w efekcie doprowadzi³y mnie do tego w³aœnie pokoju.Rozumiem.Przestrzeganie przyjêtych zasad w systemie takim, jaki panuje wpañskim kraju, musi byæ niezwykle uci¹¿liwe.U nas historia potoczy³a siê wzupe³nie odmienny sposób.Ameryka, pozbawiona w zasadzie systemu klasowego,rozwinê³a system wartoœci oparty w wiêkszoœci o pieni¹dze.Zakrawa to natruizm, lecz w naszym pañstwie o statusie obywatela nigdy nie decydowa³o jegopochodzenie, lecz stan konta bankowego.Za wyj¹tkiem, oczywiœcie,mniejszoœcinarodowych.Irlandczycy, Polacy czy ¯ydzi, jako tradycyjnie ju¿ odrzucanemniejszoœci zasymilowali siê w koñcu w przeci¹gu kilku pierwszych generacji,poniewa¿ ich typy rasowe umo¿liwia³y im swobodne mieszanie siê z reszt¹spo³eczeñstwa.Jednak zupe³nie inaczej by³o z ras¹ czarnych, którzy razzepchniêci na samo dno bia³ej spo³ecznoœci, musieli ju¿ tampozostaæ, zmuszeni do tego powtarzaj¹cymi siê cyklami fizycznej i edukacyjnejdeprawacji.Tak wygl¹da³a sytuacja na pocz¹tku Retrocesji, a doprowadzi³a ona wnaszym kraju do tego, co widzi pan obecnie.Przerwa³ i siêgn¹³ po karafkê zsherry.Widzê, ¿e pañski kieliszek jest ju¿ prawie pusty.Przepraszam, ale obawiam siê,¿e kiepski ze mnie gospodarz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]