[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przechodz¹c teraz do roboty redaktorskiej, zauwa¿ê przede wszystkim, ¿e w¹tpiê,byby³ jakikolwiek redaktor na œwiecie, który w takiej jest zale¿noœci od zecera itechniki, jakredaktor „Robotnika”.Robota nad numerem zaczyna siê od œrodka, zwykle oddzia³u: korespondencje.Nie mo¿na inaczej post¹piæ, bo przecie robota ma trwaæ parê tygodni, mog¹zajœæ ró¿ne wypadki, wymagaj¹ce wypowiedzenia siê pisma albo w artyku³ach, albowkronice, koñcz¹cej numer.Odbija siê stronê jedn¹ w ci¹gu dnia i, rzecz prosta,z tego, coju¿ jest wydrukowane, niepodobna nic wyrzuciæ, choæby nadesz³y œwie¿e,wiêkszego znaczenia,dane.Nastêpnie wobec braku czcionek i si³ technicznych wci¹¿ trzeba siê liczyæzczasem zecera, pisaæ to, co on w obecnej chwili sk³adaæ mo¿e.Wreszcie przeklêta robota dopasowywania swej myœli do tej lub owej szpalty dotejlub owej przestrzeni na papierze, pozostawionej do druku.Oto napisa³em wstêpnyartyku³,do którego od œrodka zbli¿y³a siê robota.Napisa³em go, wk³adaj¹c weñ wszystko,co le¿a³ona dnie duszy, myœl¹c wobec braku miejsca nad ka¿dym s³owem, dopasowuj¹c je doduszyi myœli przysz³ego czytelnika.Nastêpne artyku³y ju¿ s¹ wydrukowane, zecersk³ada i oblicza.Ju¿ z³o¿y³ trzy czwarte wstêpnego, gdy po obliczeniu wypada, ¿e artyku³ jest oosiemlub dziesiêæ wierszy za d³ugi.K³adŸ go na ³o¿e Prokrusta, doszukuj siê s³Ã³wzbytecznych,mo¿liwych do wyrzucenia bez zmiany sensu, bez nadwyrê¿enia treœci.Albo np., co siê nieraz przy petitowych stronicach zdarza³o.Jedna stronapetitowa odbijasiê, drug¹ Karolek sk³ada.Pod wieczór oœwiadcza mi, ¿e mu zabrak³o litery „r”.– Wiecie – odzywa siê do mnie, – mo¿ebyœcie mi z parê tych „r” wyrzucili zrêkopisu,bêdzie z tym mniej k³opotu, ni¿ przy jutrzejszej korekcie.Materia³u do teki redaktora nap³ywa dosyæ du¿o, lecz przewa¿nie jest tomateria³ dodzia³u: korespondencje.Tych jest mnóstwo.Mo¿naby nimi cztery takie numeryzape³niæ ijeszcze zosta³oby trochê do pi¹tego.Pisane rêk¹ najczêœciej niewprawn¹, nierazbez ³adu isk³adu, przewa¿nie rozwlekle, zawieraj¹ one skargi i bóle tysiêcy ludzi, którzyszukaj¹ dlanich ujœcia w swym skromnym piœmie.Szare to, monotonne, jak nêdza ludzka;gdzie niegdzieprzebija szczery humor, wzrok siê zatrzyma na dosadnym, ludowym okreœleniu,któreskwapliwie redaktor podkreœla czerwonym o³Ã³wkiem, by je zachowaæ, jak per³ê, wpiœmie.Znowu notatka, œpieszn¹, wprawn¹ rêk¹ skreœlona na marginesie:– Proszê o zamieszczenie, potrzebna w robocie!To któryœ z menerów, prowadz¹cych robotê, notuje tak korespondencjê.Widocznieœwie¿y stosunek lub ma tam nast¹piæ strejk, czy inne wyst¹pienie.Odk³adasz têkorespondencjêna stronê.Gdzie indziej znowu naiwne zakoñczenie korespondencji: „Przepraszam redakcjê zastyl, ale proszê wydrukowaæ, du¿o u nas ciemnych, mo¿e ich oœwieci”.Toagitator fabrycznylub warsztatowy, biedz¹cy siê gdzieœ wœród otoczenia biernych, ma³o muwspó³czuj¹cychludzi, prosi o pomoc s³owa drukowanego.Przeczytujesz te dokumenty, ws³uchujesz siê w to pasmo jêków i skarg.Umieœciæwszystkiego nie mo¿na.Wiesz dobrze, ¿e korespondencja, o ile jest czytan¹chciwie przezrobotników fabryki, która tam jest opisan¹, o tyle nie wzbudza ¿adnej prawieciekawoœci wreszcie czytelników.Wybieraj¹c z pomiêdzy mnóstwa korespondencji czêœæ –resztê usuwaszna bok.Teraz trzeba te korespondencje przerobiæ, skróciæ, lecz skróciæ tak, byzachowaæw jakikolwiek sposób piêtno duchowe, wyciœniête na niej przez autora.Doszukujeszsiê wiêc w korespondencji jakichkolwiek okreœleñ, frazesów, s³Ã³wcharakterystycznych,by je zachowaæ w druku.Wreszcie dzia³ „korespondencje” skoñczony.Nowy k³opot z kronik¹ i artyku³ami.Pismoma charakter pisma codziennego, a zarazem wychodzi rzadko, raz na miesi¹c alboirzadziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]