[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie by³oby dobrze, gdybywiadomoœci dociera³y do nich z trzecich lub czwartych ust.Aha, jeszcze jedno.Moi ludzie oczywiœcie te¿ maj¹ telektroniki.W ka¿dej chwili mo¿e siê pan znimi skontaktowaæ.Wystarczy zadzwoniæ pod przydzielony panu numer i nagraæ dlanich wiadomoœæ.- Gratulujê.Bardzo to sprytne.- Po prostu przydatne - odpar³ Blackstone; wreszcie usiad³ w fotelu i odchyli³siê wygodnie.- A teraz niech pan pos³ucha.Nie zdziwiê siê, jeœli potraktujepan to, co powiem, jako pogró¿kê.I nie zdziwiê siê, jeœli zechce panzrezygnowaæ z naszych us³ug.Otó¿ wiemy, ¿e departament sprawiedliwoœcipilnie pana poszukuje.Jednak¿e nie wysuniêto wobec pana ¿adnych oskar¿eñ i nieistnieje ¿aden nakaz aresztowania pana.Agenci federalni czêsto bywaj¹nadgorliwi i zapominaj¹ o prawach, które ludziom przys³uguj¹.Dziêki temu mymo¿emy funkcjonowaæ.Ale lojalnie pana uprzedzam: jeœli pañski status siêzmieni, je¿eli zostanie pan o cokolwiek oskar¿ony albo je¿eli s¹d wyda nakazaresztowania pana, nasza umowa automatycznie ulegnie rozwi¹zaniu i natychmiastpowiadomimy odpowiednie w³adze o tym, gdzie pan przebywa.Wszelkie informacje,jakie zdobêdziemy, s¹ oczywiœcie zastrze¿one; przeka¿emy je wy³¹cznie pañskiemuobroñcy.Ale adres jest do wiadomoœci policji.Capiche?- Tak.Brzmi to rozs¹dnie.- No w³aœnie, poniewa¿ rozs¹dek to jedna z moich g³Ã³wnych cech, chcia³bym panaprosiæ o dziesiêciodniowy zadatek.Oczywiœcie, gdyby dosz³o do zerwania umowy,nadp³atê zwrócimy.Aha, je¿eli sytuacja ulegnie zmianie i agenci federalniuzyskaj¹ nakaz aresztowania pana, otrzyma pan od nas krótk¹ wiadomoœæ nagran¹na taœmie.- Jak¹?- Telcar trzy-zero skasowany.Id¹c Bond Street Matlock czu³, ¿e wszyscy mu siê przygl¹daj¹, ¿e obcy ludziewlepiaj¹ w niego wzrok.Wiedzia³, ¿e dopóki nie dotrze do kresu swychposzukiwañ, nie dobiegnie do mety, to wra¿enie go nie opuœci.Mimo woliodwraca³ siê, chc¹c - bezskutecznie - przy³apaæ kogoœ na gor¹cym uczynku.Ulica na pozór wygl¹da³a niewinnie.Musia³ przede wszystkim wydostaæ z ³azienki korsykañski dokument.Ale po tym,co powiedzia³ Blackstone, by³o jasne, ¿e sam nie ma co próbowaæ.Mieszkaniejest pod obserwacj¹, i to przez dwie strony, myœliwych i zwierzynê.Pos³u¿y siê jednym z ludzi przydzielonych do ochrony Pat i przekona siê, czyBlackstone nie k³ama³ mówi¹c, ¿e wszelkie informacje dotycz¹ce klienta s¹zastrze¿one.Tak, skontaktuje siê z zespo³em Blackstone'a.najpierw jednakczeka³ go wa¿niejszy telefon.Musia³ dowiedzieæ siê, czy srebrzysta korsykañskaprzepustka by³a rzeczywiœcie potrzebna.Odpowiedzi na to móg³ mu udzieliæSamuel Sharpe, adwokat z Windsor Shoals w stanie Connecticut.Postanowi³ zademonstrowaæ Sharpe'owi bardziej ludzkie oblicze postaci, w któr¹siê wcieli³.B¹dŸ co b¹dŸ by³ œwiadkiem, jak wczoraj Sharpe na moment samstraci³ g³owê.Nadszed³ w³aœciwy moment, aby udowodniæ mu, ¿e nawet tacy ludziejak on, Matlock, którzy ciesz¹ siê przyjaŸni¹ wp³ywowych osób w San Juan iLondynie, s¹ zdolni do wspó³czucia i nie myœl¹ wy³¹cznie o w³asnej skórze.Wszed³ do hotelu “Americana” i zadzwoni³ z holu do Sharpe'a.Telefon odebra³asekretarka.- Czy pan Sharpe móg³by za chwilê do pana oddzwoniæ?- Niestety nie.Jestem w budce telefonicznej i bardzo siê spieszê.W s³uchawce zaleg³a cisza.Sekretarka ³¹czy³a siê na drugiej linii z szefem.Ponieca³ych dziesiêciu sekundach znów siê odezwa³a.- Panie Matlock, czy móg³by pan zostawiæ numer aparatu w budce, z której pandzwoni? Pan Sharpe skontaktuje siê z panem za piêæ minut.Matlock poda³ numer i odwiesi³ s³uchawkê.Kiedy siedzia³ na plastikowym krzese³ku, czekaj¹c na telefon Sharpe'a,przypomnia³ sobie inn¹ budkê telefoniczn¹ i inne plastikowe krzese³ko.Orazczarn¹ limuzynê, która przejecha³a szybko obok martwego cia³a zgiêtego wpó³ natamtym krzese³ku - cia³a mê¿czyzny z dziur¹ w czole.Rozleg³ siê terkot telefonu.Matlock podniós³ s³uchawkê.- Matlock?- Sharpe?- Powinien pan wiedzieæ, ¿e nie nale¿y dzwoniæ do mnie do biura.Musia³em zejœæna dó³, do innego aparatu.- Nie przysz³o mi do g³owy, ¿e telefon w biurze cenionego prawnika mo¿e byæ napods³uchu.Przepraszam.Na drugim koñcu linii zapad³a krótka cisza.Sharpe najwidoczniej nie spodziewa³siê przeprosin.- Mówi³em, jestem ostro¿nym facetem.O co chodzi?- Chcia³em tylko spytaæ, jak pan siê miewa? Jak pan sobie poradzi³ z tymwszystkim? Ta wczorajsza rzeŸ, to by³o straszne.- Wie pan, jeszcze to do mnie w pe³ni nie dotar³o.Za du¿o spraw mam na g³owie.Policja, formalnoœci pogrzebowe, dziennikarze.- Jakiej siê pan trzyma wersji?- Proszê siê nie obawiaæ, nie pope³niê b³êdu.Po prostu jestem niewinn¹,przypadkow¹ ofiar¹.Frank te¿, tylko ¿e on nie ¿yje.Cholera, bêdzie mi gobrakowaæ.To by³ dobry cz³owiek.Sale na piêtrze oczywiœcie pozamykam.Policja stanowa zosta³a ju¿ op³acona.S¹dzê, ¿e przez pañskich kolegów.Gazetywkrótce podadz¹ oficjaln¹ wersjê zdarzeñ.Grupa w³oskich chuliganów urz¹dzi³asobie strzelaninê w porz¹dnym, spokojnym lokalu.- Ca³kiem nieŸle.- Mówi³em panu - rzek³ ze smutkiem w g³osie Sharpe - jestem cz³owiekiemostro¿nym, zawsze przygotowanym na ka¿d¹ ewentualnoœæ.- Kto ich zabi³?Sharpe nie odpowiedzia³ na pytanie.W ogóle siê nie odezwa³.- Jak pan myœli, czyja to robota? - spyta³ ponownie Matlock.- S¹dzê, ¿e pan i pañscy przyjaciele dowiedz¹ siê prêdzej ni¿ ja.Bartolozzimia³ wrogów, to by³ nieprzyjemny facet.Rocco chyba te¿ mia³ wrogów.Aledlaczego zabito Franka? Dlaczego?- Nie wiem.Nie by³em z nikim w kontakcie.- Niech pan siê dowie.Bardzo pana proszê.Musia³a zajœæ jakaœ pomy³ka.- Postaram siê.Przyrzekam.Jeszcze jedno, Sammy.Niech pan nie zapomnizadzwoniæ do Stocktona i Cantora.- Nie zapomnê.Zapisa³em sobie w kalendarzu.Mówi³em panu, jestem nie tylkoostro¿ny, ale i metodyczny.- Dziêkujê.I proszê przyj¹æ moje wyrazy wspó³czucia.Frank sprawia³sympatyczne wra¿enie.- To by³ naprawdê œwietny goœæ.- Nie w¹tpiê.Nied³ugo siê odezwê, Sammy.I niech pan siê nie martwi; pamiêtamswoj¹ wczorajsz¹ obietnicê.Wywar³ pan na mnie dos.Nag³e buczenie automatu w Windsor Shoals przerwa³o Matlockowi wpó³ s³owa.Czasmin¹³; nie by³o sensu ³¹czyæ siê ponownie.Dowiedzia³ siê tego, o co muchodzi³o.Korsykañski dokument nale¿a³o wydobyæ z mieszkania.Mimo masakry,jaka o œwicie wydarzy³a siê w “Windsor Valley”, metodyczny Sharpe nie zapomnia³o Stocktonie i Cantorze.To, ¿e pamiêta³ o telefonach, ¿e zapisa³ sobie wkalendarzu, graniczy³o z cudem.Ostro¿ny prawnik nie uleg³ panice.By³ jakska³a.W budce by³o duszno, ciasno i niewygodnie, a w dodatku gêsto od dymu.Matlockotworzy³ drzwi i ruszy³ poœpiesznie przez hol, kieruj¹c siê w stronê wyjœcia.Skrêci³ w Asylum Street i zacz¹³ rozgl¹daæ siê za jak¹œ restauracj¹.Tak¹, wktórej móg³by zjeœæ obiad, czekaj¹c, a¿ Telcar trzy-zero zareaguje na telefon,który zamierza³ wykonaæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]