[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A gdyopuœci³ j¹ gwa³townie, ze wszystkich g³oœników rozleg³ siê spotêgowanyelektronicznie g³os.By³ dziwny - g³êboki, ostry i zdecydowany, ka¿da sylababrzmia³a jak cios topora spadaj¹cego na twarde drzewo.Na swój sposóbprzypomina³o to wyst¹pienia Hitlera - tu równie¿ histeryczne punktykulminacyjne nastêpowa³y szybko jeden po drugim, ale na tym podobieñstwa siêkoñczy³y.Ten mówca bowiem bardziej odpowiada³ wymogom epoki - spokojne,wypowiadane wolno, z lodowat¹ precyzj¹ s³owa poprzedza³y gwa³towne, przesadnewybuchy emocji podkreœlaj¹ce wagê przedstawianych wywodów.Wra¿enia, jakiewywiera³a jego oracja, nie os³abia³ monotonny wrzask na jednej nucie,charakteryzuj¹cy wyst¹pienia Hitlera, Mówca przyci¹ga³ uwagê ci¹g³¹ zmian¹nastroju - mówi³ spokojnie, jakby zwierzaj¹c siê swoim s³uchaczom, pewien, ¿ezrozumiej¹ ka¿dy wniosek, do którego zmierza, a potem nagradza³ ich skupienie,potwierdzaj¹c krzykiem podjête przez nich postanowienia.Era Wodnika minê³a ju¿dawno, zast¹pi³a j¹ era manipulacji.Lekcje z Madison Avenue rozesz³y siê poca³ym œwiecie.- Stoimy na pocz¹tku drogi i przysz³oœæ nale¿y do nas! Ale samidobrze o tym wiecie.Wy, którzy z takim oddaniem pracujecie tutaj, wFaterlandzie, i wy, trudz¹cy siê bez przerwy poza jego granicami, samiwidzicie, co siê dzieje, prawda? Czy¿ nie jest to wspania³e? Nasza idea nietylko zosta³a zrozumiana, ale teraz gor¹co pragn¹ jej, po¿¹daj¹ z ca³ego sercaludzie na ca³ym œwiecie.Sami widzicie to, s³yszycie i czujecie!.Nie mogêwas ujrzeæ, ale s³yszê was i przyjmujê wasz¹ wdziêcznoœæ, chocia¿ mówi¹cszczerze jest ona skierowana pod niew³aœciwym adresem.Jestem zaledwie waszymg³osem, g³osem ludzi ogarniêtych sprawiedliwym gniewem.Rozumiecie todoskonale, jestem pewien.Rozumiecie gniew, z którym stykamy siê wszêdzie, gdypodlejsi od nas ka¿¹ nam p³aciæ za swoj¹ ni¿szoœæ? Gdy przedsiêbiorczy ludziepozbawiani s¹ swoich ciê¿ko zapracowanych zysków przez tych, którzy nie chc¹lub nie mog¹ pracowaæ, albo s¹ zbyt g³upi, aby nawet spróbowaæ! Czy mamycierpieæ z powodu ich lenistwa, nieudolnoœci i degeneracji? Czy¿by leniwi,nieudolni i g³upi mieli rz¹dziæ œwiatem! A stanie siê tak je¿eli odbior¹ namnasze moralne przywództwo przyt³aczaj¹c nas, przyw³aszczaj¹c sobie nasze zasobyw imiê cz³owieczeñstwa.Lecz nie, to nie bêdzie gestem cz³owieczeñstwa, moi¿o³nierze, poniewa¿ s¹ oni jedynie ludzkimi œmieciami!.I nie uda im siê tegodokonaæ, poniewa¿ przysz³oœæ nale¿y do nas! Wszêdzie nasi wrogowie s¹ corazbardziej oszo³omieni, zdezorientowani tym, co dzieje siê wokó³ nich.Niewiedz¹, kto jest naszym cz³owiekiem, a kto nie, kto w myœlach tryumfuje, widz¹cnasz zwyciêski marsz, mimo ¿e w swoich wypowiedziach potêpia wyznawane przeznas idee.Maszerujcie dalej, ¿o³nierze.Przysz³oœæ nale¿y do nas! Znowu rozleg³siê grzmot oklasków i wielki amfiteatr w lesie wype³ni³a melodia Horst WesselLied.A w tylnym rzêdzie klaszcz¹cy dwaj mê¿czyŸni odwrócili siê do siebie irozpoznaj¹c siê dziêki czêœciowo wygolonym brwiom szepnêli jeden do drugiego:- Szaleñstwo - odezwa³ siê Francuz po angielsku.- Zupe³nie jak na kronikach filmowych z przemówieniami Hitlera - doda³Holender.- S¹dzê, ¿e pan siê myli, monsieur.Temu Fuhrerowi o wiele ³atwiej uwierzyæ.Nie narzuca t³umowi swojego zdania wrzeszcz¹c bez przerwy.Doprowadza s³uchaczydo oczekiwanych wniosków, zadaj¹c pozornie rozs¹dnie pytania.A potem naglewybucha, dostarczaj¹c im odpowiedzi, które chc¹ us³yszeæ.Zna siê naretoryce.Doprawdy, bardzo sprytne.- Jak pan s¹dzi, kim on jest?- Przypuszczam, ¿e mo¿e nim byæ ka¿dy spoœród skrajnych prawicowców wBundestagu.Zgodnie z instrukcj¹, zarejestrowa³em tê przemowê, dziêki czemunasz wydzia³ bêdzie móg³ porównaæ charakterystyki g³osu.Jeœli oczywiœcie tenœmiesznie ma³y aparat, który mam w kieszeni, spe³ni swoje zadanie.- Nie mia³em kontaktu ze swoj¹ firm¹ przez ponad miesi¹c oznajmi³ Holender.- A ja szeœæ tygodni - stwierdzi³ Francuz.- Musimy jednak oddaæ s³usznoœæ naszym prze³o¿onym.Satelity odkry³y tê leœn¹polanê w taki sam sposób, jak niemal trzydzieœci lat temu lataj¹ce na wysokimpu³apie samoloty rozpoznawcze ustali³y obecnoœæ na Kubie pocisków rakietowych.Nie dali siê nabraæ na oficjalne oœwiadczenia, ¿e ma to byæ kolejny oœrodekmedytacyjny dla bogaczy, zwi¹zany z jak¹œ dalekowschodni¹ religi¹.Mieliracjê.- Moi ludzie byli pewni, ¿e dzieje siê coœ dziwnego, gdy zatrudniono tuzagranicznych pracowników budowlanych.- By³em zwyk³ym cieœl¹, a pan?- Elektrykiem.Mój ojciec mia³ sklep elektryczny w Lyonie.Pracowa³em tam,zanim poszed³em na uniwersytet.- Teraz musimy siê st¹d wydostaæ, a nie s¹dzê, ¿e bêdzie ³atwo.To miejsceniczym siê nie ró¿ni od dawnego obozu koncentracyjnego - ogrodzenia z drutukolczastego, wie¿e z karabinami maszynowymi i tak dalej.- Niech pan bêdzie cierpliwy, monsieur, znajdziemy drogê.Spotkamy siê naœniadaniu, namiot numer szeœæ.Musi byæ jakiœ sposób.Rozmówcy odwrócili siêod siebie i ujrzeli, ¿e znajduj¹ siê w pó³kolu umundurowanych ludzi, na którychrêkawach widniej¹ opaski z god³em Czwartej Rzeszy - b³yskawic¹ przecinaj¹c¹swastykê.- Us³yszeliœcie ju¿ dosyæ, meine Herren? - zapyta³ oficer dowodz¹cystra¿nikami.- Uwa¿aliœcie, ¿e jesteœcie bardzo sprytni, nicht wahrl Nawetrozmawialiœcie po angielsku.- Pokaza³ obu cudzoziemcom ma³y elektronicznyaparat pods³uchowy, stanowi¹cy standardowe wyposa¿enie policji i s³u¿bwywiadowczych.- Wspania³e urz¹dzenie - mówi³ dalej.- Wystarczy skierowaæ je,powiedzmy, na dwóch ludzi w t³umie i mo¿na us³yszeæ ich ka¿de s³owo dziêkiwyeliminowaniu wszystkich zbytecznych dŸwiêków.Nadzwyczajne.Obserwowanowas, od chwili gdy pojawiliœcie siê wœród naszych wybranych, zaproszonychgoœci, twierdz¹c, ¿e jesteœcie jednymi z nich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]